Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Progres i optymizm, czyli jedna wielka iluzja…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wielu z kibiców zapewne z ulgą przyjęło, że piłkarski rok się już skończył. W obecnym, XXI wieku to był najgorszy sportowo rok kalendarzowy. Nawet gdy GKS Katowice spadał z ekstraklasy – nie było tak źle. Wówczas bowiem mieliśmy drużynę słabą, ale ambitną. Taką, na którą kibice chodzili z przyjemnością. Walczącą do końca, nie tylko z przeciwnikiem, ale i z przeciwnościami losu. To była ekipa, która w ósemkę przeciw dwunastu przeciwnikom (rywal i sędzia) potrafiła do końca walczyć z Odrą Wodzisław. Wtedy nawet bramka Odry w doliczonym czasie gry degradująca nasz klub nie powodowała, że ktokolwiek powiedział złe słowo. A kibice na ostatni mecz z Górnikiem pojawili się pod kasami, by pożegnać ekstraklasę, mimo że stadion był zamknięty.

Potem mieliśmy czwartą, trzecią ligę i od 10 lat zaplecze ekstraklasy. Wiodło nam się raz lepiej, choć częściej gorzej. O awans do tejże wymarzonej ekstraklasy nie ocieraliśmy jednak praktycznie wcale.

Ten rok miał to zmienić. Czołówka traciła punkty na tyle często, że i strata punktów przez GKS utrzymywała nasz klub w grze. I cały czas słuchaliśmy śpiewek Jerzego Brzęczka, cały czas mamił nas Dariusz Motała, a piłkarze mówili o szansach. My też robiąc dobrą minę do złej gry, propagując hasło „Cała GieKSa razem”, wierzyliśmy – z każdym tygodniem z gasnącym entuzjazmem – że jedna na ten najwyższy szczebel uda się prześliznąć.

Jakaż to była wielka iluzja… Przecież tak naprawdę w każdej poważnej lidze po kilku wiosennych meczach mielibyśmy 15 punktów straty i moglibyśmy gasić światło, trenera już rozliczać, i kłaść krzyżyk na sezonie. Tylko dlatego, że inni byli równie wielkimi patałachami, było inaczej. Tutaj byliśmy cały czas w nadziei, że zespół jest jednak na tyle dobry, że wygra kilka meczów z rzędu i umocni się w strefie awansu. Nie będziemy przypominać, co działo się za każdym takim razem…

Iluzja – słowo klucz. Iluzja, którą przeżywamy na nowo teraz, w grudniu 2017. Iluzja podkręcana przez trenera Piotra Mandrysza i dyrektora sportowego Tadeusza Bartnika.

Jeszcze raz przytoczymy słowa trenera Piotra Mandrysza z konferencji prasowej po meczu z Miedzią:

Ruchy personalne determinuje wynik, my dziś kończymy rundę i na pewno w najbliższych dniach będziemy analizować kadrę i ewentualne możliwości uzupełnienia kadry. Jestem przeciwnikiem rewolucji, w lecie to miało miejsce. Jestem zwolennikiem drobnych retuszy bo czas działa na korzyść zespołu. Nieprzypadkowo przez pierwsze 10 spotkań zdobyliśmy 9 punktów a w kolejnych 19. Progres jest więc duży i byłbym ostrożny by teraz mówić kogo chcemy a kogo nie chcemy w zespole.

W materiale oficjalnej strony klubu na temat rundy wypowiedział się też dyrektor Bartnik, który stwierdził:

Rundę trzeba podzielić na dwa okresy. Pierwszy, w którym drużyna zdobyła 8 punktów i to jest dokładnie połowa rundy i drugi, w którym zespół zdobył tych punktów 20. To pokazuje, że jest możliwość tego, aby GKS ze swoim potencjałem, jakim dysponuje, zdobywał punkty i zdobywał je seriami. I to jest chyba najbardziej optymistyczny wniosek, który można wysnuć po tej rundzie.

OK, nie będziemy się jakoś bardzo czepiać (tylko troszkę) tych wypowiedzi, bo też trudno, aby przedstawiciele klubu byli mało dyplomatyczni, żeby stwierdzili, tak jak większość kibiców, że z tej mąki chleba nie będzie. Z drugiej strony właśnie takie dyplomatyczne podejście powodowało, że brak twardej ręki powodował niski poziom motywacyjny zawodników. Jeszcze jeden problem jest jednak taki, że zachodzi poważna obawa, że trener i dyrektor szczerze wierzą w to, że zespół w tym kształcie jest poważną drużyną mogącą walczyć o awans do ekstraklasy, bo oczywiście tylko taki cel jest jedynym sensownym.

Kibice i my redaktorzy nieraz jesteśmy narwani to fakt, ale nikt nie wmówi mi, że człowiek oglądający większość lub prawie wszystkie mecze GKS Katowice w 2017 roku nie ma realnego osądu rzeczywistości. Kibice nie są głupi i potrafią odróżnić tak podstawowe rzeczy jak to, czy piłkarz walczy czy się nie angażuje. Czy jest dobry czy słaby. Czy w końcu można na nim opierać przyszłość i nadzieję czy po prostu należałoby się z nim jak najszybciej pożegnać. Oczywiście zdarzają się pomyłki w takiej ocenie, jednak na pewno nie na skalę całej drużyny, jej oceny jako całokształtu i przewidywań na przyszłość. To nie jest ocena na podstawie jednego czy dwóch meczów, tylko całokształtu twórczości danego zawodnika przez rundę, sezon czy nawet kilka lat.

Kibice GieKSy mają od lat przykre doświadczenia z piłkarzami z jednej strony słabymi, z drugiej strony – mało ambitnymi albo wprost olewającymi angażowanie się w grę. Pamiętamy piłkarzy z umiejętnościami na ekstraklasę, którzy nie potrafili z tego skorzystać w sposób zadowalający. Obecnie piłkarze są słabsi, ale niestety grzech olewactwa jest aż nadto widoczny.

Oczywiście to nie jest niemożliwe, by z tą kadrą awansować do ekstraklasy i odrobić 6-punktową stratę. Liga jest słaba, tabela spłaszczona do granic możliwości, a drużyny w większości dość wyrównane. Jednak do tego trzeba mieć piłkarzy poważnych, nawet nie super grających. Po prostu poważnych, którzy rzetelnie, na tyle na ile umieją, ale z sercem wykonują swoje obowiązki.

Problemem od lat nie jest to, że GKS nie wznosi się na wyżyny. Problemem jest to, że zespół nie potrafi osiągnąć minimum przyzwoitości w kluczowych momentach, co już samo w sobie dałoby ten awans w cuglach. Ilość dziwnych, niezrozumiałych przegranych meczów w tym roku była zatrważająca. Ilość meczów, w których posądziliśmy zawodników o brak zaangażowania również.

Patrząc na doświadczenie obecnej kadry, trudno marzyć o awansie, jeśli chodzi o kwestie mentalną. W tym sezonie widzieliśmy na Bukowej kilka drużyn, które jeździły na dupie podczas gdy nasi zawodnicy stali i pozorowali grę. Przegrali u siebie z outsiderami, z drużynami, z którymi przegrać prawa nie mieli. Przegrywali z najgorszymi na dany moment Wigrami czy Ruchem. Z Odrą Opole w komplecie wyglądali, jakby dzień wcześniej nawalili się i wyszli na upał skacowani. W Tychach jawnie przycięli w pręta, już tak naprawdę nie udając nawet, że zależy im na korzystnym wyniku.

Na wiosnę mieliśmy pozorantów, ale trudno nie odnieść wrażenia, że po wietrzeniu szatni, przyszli do niej następni zawodnicy, którzy przesiąknęli bylejakością. Grzechem jednak największym było to, że w klubie pozostali jedni z najbardziej winnych braku awansu, czyli przede wszystkim największy leser Tomasz Foszmańczyk, ale także fatalny Grzegorz Goncerz czy symbol katowickiej przeciętności Mateusz Kamiński.

Niestety po sezonie od prezesa Wojciecha Cygana usłyszeliśmy, że Kamiński rozegrał bardzo przyzwoity sezon, a Foszmańczyk najlepszy w karierze. I w momencie, gdy kibice domagali się odejścia tych zawodników, oni nie tylko zostali, ale także zostali w ten sposób ocenieni przez prezesa. Nie muszę chyba mówić, że takie podejście i trzymanie tych zawodników wróżyło fatalnie klubowi na rundę jesienną.

Nie myliliśmy się. Foszmańczyk akurat zbyt wiele się nie nagrał, Kamiński natomiast zawalił kilka meczów, a wystawianie Goncerza jest robieniem krzywdy byłemu kapitanowi GKS, a największą krzywdę zrobił mu trener Mandrysz wystawiając od pierwszej minuty w meczu z Ruchem Chorzów.

I teraz jest taka kwestia. Pisaliśmy kilka razy, że trucizny z szatni GKS Katowice należy się pozbyć. Jeśli nie dokonamy detoksu w postaci pozbycia się kilku zawodników – a ci wymienieni są pierwsi w kolejce – ta trucizna będzie zatruwać ten klub coraz bardziej i wpływać na coraz to kolejne organy. Przypominamy, że piłkarze zwolnili już trenera, dyrektora (choć Motała to też niezły gagatek), prezesa, wykopali AASA-ę i sporą liczbę kibiców. Ludzie widzą wyniki i brak zaangażowania i jedni po drugich odwracają się od GKS, bo ich marzenia o wielkim klubie są niszczone przez ludzi, którzy tego klubu w sercu nie mają. Utrata wiary to najgorsza rzecz, jaka się może przydarzyć kibicowi. A niestety choć ta wiara jest coraz bardziej irracjonalna i pozbawiona jakichkolwiek argumentów, piłkarze mają ciągle coś dodatkowego w zanadrzu by ją jeszcze bardziej podkopać.

Przeświadczenie Mandrysza i Bartnika, że ta drużyna rokuje jest niepokojące. Oczywiście oni mówią o zmianach, ale dają do zrozumienia, że raczej w formie uzupełnień. Niestety zanosi się na to, że największe zło w tej szatni zostanie, a na to nie ma akceptacji – mojej i wielu podobnie myślących kibicach. Na myśl, że na boisku znów będą pojawiać się – nawet sporadycznie – Goncerz i Kamiński, odbiera ochotę, z całą sympatią do tych zawodników. Natomiast perspektywa tego, że jeśli Foszmańczyk będzie zdrowy i wokół niego może (i być może chce) budować drużynę Mandrysz – to po prostu jest trenerski kryminał i za sam taki pomysł ktoś powinien stracić pracę i najlepiej dostać zakaz zbliżania się do Bukowej.

Oczywiście wymieniliśmy tych trzech zawodników, ale do pożegnania kandydowałoby wielu więcej, bo albo również się nie angażują i olewają, albo są po prostu beznadziejnie słabi i z nimi już typowo sportowo nic nie zwojujemy. Nazwiska przewijały się na naszej stronie wielokrotnie, więc nie będziemy powtarzać.

Zdajemy sobie sprawę, że trudno ot tak wywalić niektórych zawodników, bo mają ważne kontrakty. Wiemy też, że kluby piłkarskie to zakłady pracy chronionej, więc można ciąć w wałka, a i tak włos z głowy jednemu czy drugiemu piłkarzowi nie spadnie, bo „są przepisy”. Nawet więc jeśli będą zatruwać szatnię, to nic nie stoi na przeszkodzie, by nie wystawiać ich do meczowej osiemnastki. Niech sobie trenują (albo i nie), ale o grze zapomną. Tylko czy na taki manewr zdecyduje się zadowolony i patrzący z optymizmem na ten zestaw ludzki trener Mandrysz? Wątpliwe.

Oczywiście na razie nie ma żadnych decyzji, więc nie komentujemy działań dyrektora i trenera. Bardziej są to przewidywania i wątpliwości, trochę na podstawie ich wypowiedzi teraz i wypowiedzi trenera z całej jesieni. Mam nadzieję, że dyplomacja jest tylko w mediach, w realnym działaniu będzie inaczej, bo po prostu niektórzy zawodnicy nie od dziś nie zasługują na przywdziewanie tych barw.

I jeszcze słówko o Złotych Bukach. Bardzo nam nie pasowało, że znajdzie się w nich kategoria „Piłkarz Roku”, bo uznaliśmy, że kuriozalnym jest za tak żenujący rok jeszcze dawać nagrody. Klub jednak optował za tym, żeby ta kategoria była, ze względu na same wydarzenie organizacyjnie, PR-owe. Zgodziliśmy się, choć były też duże spory, co do ilości kandydatów i personaliów. Kibice mają pretensje o to, że kategoria „Piłkarz Roku” się pojawiła. I są to pretensje oczywiście jak najbardziej uzasadnione.

Niech jednak do wszystkich przemówi to, kto został nominowany. Alan Czerwiński, do którego kibice mają sympatię i życzą mu wszystkiego dobrego w ekstraklasie. Andreja Prokić, który strzelił kilka bramek, w kluczowych meczach co prawda zawiódł, ale również ma fory u kibiców. W końcu Adrian Błąd, który swoimi trzema bramkami i ze dwoma dobrymi meczami znalazł się w kategorii nieosiągalnej dla całej reszty leserów. Wystarczyło pokazać odrobinę chęci i zaangażowania. Tylko i aż tyle.

Czekamy na zdecydowane ruchy klubu. Na tę chwilę sprawa jest prosta – im dłużej tolerowana będzie obecność w klubie zawodników, którzy sabotują działania GieKSy, tym szybciej stadion przy Bukowej będzie się coraz bardziej wyludniać. Aż do momentu, w którym pozostanie jedynie kilkuset najbardziej chorych z miłości do tego klubu GieKSiarzy…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


13 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

13 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    7 grudnia 2017 at 15:08

    Powiało pesymizmem ale to lepsze niż pompowanie balonika, rzeczywistość będzie o wiele przyjemniejsza. Jestem przekonany iż w pozostałych 15 meczach zdobędą więcej niż teraz w 19 (28 pkt) i to będzie najlepszy sezon od kiedy jesteśmy w tej lidze. Liga na wiosnę będzie chyba taka sama jak rok temu (poza Chojniczanką która odjedzie) Kto zdobędzie 60 punktów powinien z 2 miejsca awansować.

  2. Avatar photo

    Greg

    7 grudnia 2017 at 15:46

    Panowie skład jest jaki jest każdy wie ze potrzebne są zmiany należy sprowadzić jakościowo lepszych piłkarzy tylko jak dyrektor mówi ze pieniędzy moze nie byc na transfery to huj z tego będzie wszystko zależy od głównego udziałowca miasta jak miasto da zielone światło mamy awans jak nie niezbędnie tyle w temacie bez napalania

  3. Avatar photo

    artur

    7 grudnia 2017 at 17:45

    ale miasto własnie dlatego nie dało kasy żeby nie było awansu i nie ma się co łudzić choćby dogonili czołówkę to na 2 kolejki przed oddadzą mecz. Cała rzecz polega na tym, że nikt nie rozliczy miasta i Krupy.

  4. Avatar photo

    Marcin

    8 grudnia 2017 at 12:00

    Cześć,
    rozumiem rozgoryczenie i narzekanie, ale to nic nie da. Albo pogodzimy się z rzeczywistością i będziemy z GKS na dobre i złe, albo lepiej nic nie mówmy. Shellu, sorry, ale czy Tobie by się chciało, gdybyś z każdej strony był tylko obrażany. Kibic jest od dopingu, a od oceniania jest prezes. Jeśli ja bym ciągle narzekał na moich pracowników, to albo by się na mnie wypieli (i tak czuję, że robią piłkarze), albo po prostu się zwolnili. A powiedzmy szczerze, nie stać nas na lepszych.
    A i jeszcze jedno. Od lat 80-tych kibicuję też Milanowi (ten wydał ponad 200 mil euro na transfery), który remisuje z najgorszą drużyną, która nie zdobyła nawet punktu. I co nikt na piłkarzy nie narzeka, tylko jeszcze bardziej ich motywuje. Może nad tym trzeba się zastanowić …
    Pozdrawiam
    Marcin

  5. Avatar photo

    kejta

    8 grudnia 2017 at 16:20

    @marcin
    w zyciu wiekszych bzdur nie czytalem! Co to wogole ze haslo: czy im by sie chcialo jakby z kazdej strony byli obrazani?! Im ma sie chciec nawet jakby stadion byl zamkniety przez caly sezon! kurwa chopie jakie obrazanie? Na kazdym wyjezdzie komplet i doping caly mecz mimo ze graja kupe przez caly rok, u siebie motywacja na Ruch komplet na trybunach i znowu kupa. Po takim roku kopacze nie zasluguja na zadne pochwaly! Tylko krytyka! Sorry chopie ale bredzisz

  6. Avatar photo

    Mecza

    9 grudnia 2017 at 12:05

    @Marcin rozumiem Twój tok myślenia ale… Mnie nie interesuje czy oni mają GKS w sercu, cy są obrażeni itp, itd. Mogą być ale jeśli w kadrze będą ambitni pracownicy którzy chcą zarabiać grając w piłkę w ekstraklasie a najlepiej na zachodzie to co im z obrażania się? Facet ma 10 lat do wykorzystania i olewa swoje życie bo ktoś go skrytykował, obraził? Jeśli mamy takich „piłkarzy” to trzeba szukać szybko innych. Mogę mieć wyjeb… na GKS ale niech grają tacy co są ambitni i chcą osiągnąć wysoki poziom. Wówczas wyniki będą.

  7. Avatar photo

    Iruishman

    10 grudnia 2017 at 09:06

    O tyle rozumiem tok myślenia Marcina, że obecna kadra dostawała od samego początku sezonu za przewinienia tej z wiosny.
    Jednak właśnie dlatego tym bardziej powinnismy się pozbyć za wszelką cenę tych, którzy najbardziej kojarzą się kibicom z tym wiosennym wstydem. I nie tylko chodzi o wymienioną trójkę ale i w moim przekonaniu także o Kalinkowskiego czy Nowaka. Uważam, że gdyby tylko ta piątka odeszła i nikt nie przeszedłby to bylibyśmy silniejsi. Chociażby z tego powodu, że trener nie mógłby na nich postawić i musiałby kombinować. A, że jak pokombinuje to czasem wychodzi to nieźle pokazują ostatnie mecze Kulińskiego czy Słomki.

  8. Avatar photo

    Iruishman

    10 grudnia 2017 at 09:10

    A poza tym poprawiłoby to stosunki pomiędzy drużyną, a kibicami co jest nieodzowne, żeby coś osiągnąć, a co (tu się będę upierał) ciągle osiągnąć możemy! I żadne spotkania z kibicami niczego tu nie zmienią.

  9. Avatar photo

    artur

    10 grudnia 2017 at 19:22

    a Ty Irishman dalej swoje, zrozum że oni nie awansują nawet jakby chcieli bo im nie wolno, juz to dał do zrozumienia w tym roku Krupa, a w poprzednich sezonach artykułowali to innymi sposobami.

  10. Avatar photo

    artur

    10 grudnia 2017 at 19:25

    I dlatego dobra rada dla Shella, nie ma co się wysilać bo tylko zawód będzie tu trza uderzać w Ktupe a nie w piłkarzy oni są tylko wykonawcami założonego planu.

  11. Avatar photo

    Mecza

    11 grudnia 2017 at 08:39

    @artur twoją teorię o zakazie awansu możesz bajtlowi opowiadać, głupota do potęgi. Tak zakaz byłby przecież doskonałym alibi dla „piłkarzy” dlaczego dobrze nie grają. Kto ostatnio odszedł? Np. Duda, Wołkowicz – odeszli i są nadal zastraszeni, grozi im Krupa i dlatego nie mówią o zakazie awansu w Katowicach. Oni chcieli bo są bardzo dobrymi piłkarzami ale nie mogli awansować? Ci co są w kadrze również są bardzo dobrymi piłkarzami ale im Krupa zabronił? Może mają 10 letnie kontrakty na granie w chu..?

  12. Avatar photo

    artur

    11 grudnia 2017 at 15:23

    zbanalizowałeś to bardzo. A Ty wierz sobie dalej w awanse i budowanie drużyny a na koniec sezonu zobaczymy kto miał rację.

  13. Avatar photo

    Mecza

    12 grudnia 2017 at 08:05

    Ja nigdzie nie napisałem że awansują, wiem tylko że to nie kwestia jakiegokolwiek zakazu. Piłkarze mają gdzieś Krupę i on sobie może mówić, zakazywać maja to w du… Jak będą mieli umiejętności to awansują nie patrząc na nikogo. Jak będą dobrzy to zrobią awans i pójdą za darmo gdzieś gdzie lepiej płącą, Krupie nic do tego.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga