Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Retro Szpil: Sermak Show w Cardiff

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W kolejnej części wspomnień z pucharowych wojaży GieKSy po Europie dalej pozostajemy na Wyspach Brytyjskich. Ze Szkocji przenosimy się bardziej na południe, a dokładniej do największego miasta Walii położonego nad rzeką Taff, czyli Cardiff.

Zaledwie trzy dni po rozegranym na stadionie Rose Bowl w Pasadenie finale Mistrzostw Świata ‘94 pomiędzy Brazylią i Włochami, rozlosowano w szwajcarskiej Genewie pary rundy kwalifikacyjnej Pucharu UEFA. Ze względu na nowy format w Lidze Mistrzów, aż 22 najniżej sklasyfikowanych w rankingu klubów UEFA krajowych mistrzów zmuszonych było do rywalizacji tylko o Puchar UEFA. W konsekwencji tej reformy pierwszy raz w historii rozgrywek rozegrano rundę kwalifikacyjną, a liczba biorących udział zespołów wzrosła z 64 do 91.

GieKSa swój udział w tamtej edycji Pucharu UEFA zapewniła sobie dzięki wywalczeniu wicemistrzostwa kraju w sezonie 93/94. Niestety ze względu na pozycję w rankingu klubów UEFA, nasz zespół zmuszony był do startu właśnie od rundy wstępnej. Drużynie prowadzonej przez Piotra Piekarczyka los przydzielił reprezentanta ligi walijskiej – Inter Cardiff. Losowanie można było uznać za naprawdę dobre. Rywal wydawał się spokojnie do przejścia, a także uniknięto dalekich wyjazdów do Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji, czy Izraela.

Była to druga rywalizacja polsko-walijska w historii europejskich pucharów. Wcześniej w sezonie 1975/76 w 1/8 finału Pucharu Zdobywców Pucharów Stal Rzeszów zmierzyła się z Wrexham. Rzeszowianie okazali się wtedy gorsi od zespołu z Walii, ulegając 1:3 (0:2, 1:1) w dwumeczu.

Sezon 94/95 był dość wyjątkowy dla ligi walijskiej. Walia po raz pierwszy w historii mogła wystawić aż trzy zespoły w europejskich pucharach. Poza standardowymi miejscami dla mistrza kraju i zdobywcy pucharu przepustkę do gry otrzymał również wicemistrz. Z nowych wytycznych kwalifikacji skorzystał Inter Cardiff, który uplasował się na drugim miejscu w tabeli w sezonie 93/94.

 

..
O losowaniu w mediach

W brytyjskich dziennikach dzień po losowaniu, które odbyło się w Genewie, można było przeczytać kilka krótkich wzmianek na temat rywalizacji Interu z GKS-em.

Dziennik „The Independent” zwrócił uwagę na to, że po raz pierwszy w historii Walia wystawi trzech reprezentantów w pucharach, a los Interu Cardiff ocenił jako trudne zadanie.

.

Z kolei w raporcie z losowania w „London Times” możemy jedynie przeczytać wzmiankę, że debiutujący w pucharach półamatorski Inter Cardiff, podobnie jak irlandzki Shamrock Rovers (trafił na Górnika Zabrze), wylosował polskiego rywala.

.
Inter Cardiff

Walijski klub poza tym, że był absolutnym debiutantem w europejskich pucharach, to posiadał bardzo krótką historię. Został uformowany niespełna 4 lata wcześniej z wyniku połączenia klubów A.F.C. Cardiff i Sully FC. W tym krótkim okresie zespół zdołał jednak wywalczyć dwa wicemistrzostwa kraju. Po raz pierwszy udała im się ta sztuka w sezonie 92/93. Popularne „Mewy” wyścig o mistrzowski tytuł przegrały tylko o cztery punkty z Cwmbran Town, chociaż na miesiąc przed końcem rozgrywek ich strata wynosiła tylko dwa oczka, a także mieli jeden mecz mniej rozegrany od lidera. W kolejnym sezonie udało im się ten wynik powtórzyć i wywalczyć pierwszy raz przepustkę do pucharów.

W sezonie 94/95 Inter Cardiff rozgrywał swoje domowe mecze na stadionie Penydarren Park mogącym pomieścić 4500 widzów. Obiekt był wówczas wynajmowany na mocy dwuletniej umowy z klubem Merthyr Town F.C. występującym na co dzień w angielskich strukturach.

,
Zespół Interu Cardiff prowadzony był wówczas przez Lyna Jonesa. Managera, który zapisał się w historii klubu Merthyr Town oraz całej walijskiej piłki. W 1987 roku zdobył pierwszy od 36 lat Puchar Walii z Merthyr Town, a później odniósł sensacyjne zwycięstwo nad Atalantą Bergamo w pierwszym meczu Pucharu Zdobywców Pucharów. Była to wówczas ogromna sensacja. Małemu klubowi z szóstego poziomu rozgrywkowego w Anglii (Southern Football League) udało się pokonać Włochów z takimi nazwiskami w składzie jak Cesare Prandelli, czy wielokrotny reprezentant Szwecji – Glenn Peter Strömberg.

Kadra Interu Cardiff składała się głównie z zawodników pochodzenia walijskiego, w których CV mogliśmy znaleźć jedynie kluby z rodzimej ligi. Wyjątkiem od tej reguły było kilku doświadczonych zawodników z przeszłością na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Anglii, a nawet reprezentacyjną. Do najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w zespole Lyna Jonesa należeli weterani: bramkarz George Wood, skrzydłowy Mickey Thomas oraz obrońca Dudley Lewis.

Wood zasłynął występami dla Evertonu, Arsenalu Londyn i Crystal Palace. Łączna kwota wydana przez kluby na szkockiego bramkarza podczas jego kariery wyniosła niemal 400 tysięcy funtów. Suma robi wrażenie, jeśli weźmiemy pod uwagę, za jakie kwoty piłkarze zmieniali kluby w latach 70. i 80. oraz jego pozycję na boisku. Czterokrotnie reprezentował barwy swojego kraju. Powołany na Mistrzostwa Świata w Hiszpanii, które rozegrano w 1982 roku.

Mickey Thomas był wielokrotnym reprezentant Walii (51 meczów, 4 bramki). Reprezentował barwy Manchesteru United, Chelsea czy Wrexham. Skuszony przez ówczesnego managera Interu Lyna Jonesa możliwością występów w europejskich pucharach, miał pomóc uzyskać jak najlepszy rezultat przeciwko GKS-owi Katowice. Jego zatrudnienie przez Inter nie umknęło brytyjskiej prasie, gdzie można było przeczytać o okolicznościach transferu.

 

.

Z kolei ostatni z liderów zespołu z Cardiff – Dudley Lewis zapisał się na stałe w historii Swansea City, notując 300 występów w koszulce popularnych „Łabędzi”. Był członkiem zespołu, który w sezonie 80/81 uzyskał pierwszy w historii awans Swansea do pierwszej ligi angielskiej. Wystąpił w jednym meczu reprezentacji Walii.

Były to naprawdę duże nazwiska jak na amatorską ligę walijską. Jak bardzo to była amatorska liga, niech zobrazuje Wam fakt, że piłkarze Interu Cardiff w tamtym okresie mieli zaledwie dwie jednostki treningowe w tygodniu (!). Piłka nożna była tam jedynie dodatkiem do codziennych obowiązków w zakładach pracy. Porównując to do warunków, które panowały wtedy w Katowicach, to zapowiadała się nam rywalizacja Dawida z Goliatem…

Przed meczem

W pełni świadomym przepaści pomiędzy poziomem zespołów był naturalnie trener gospodarzy Lyn Jones, który w następujących słowach skomentował zbliżającą się rywalizację z GKS-em:

„Będąc realistami, nie wygramy tych rozgrywek i prawdopodobnie nie wygramy dziś wieczorem, ale jeśli udałoby się nam uzyskać remis 0:0 i utrzymać szansę w tej rywalizacji, to byłbym naprawdę zadowolony”

.

W Katowicach nikt nie zamierzał podchodzić lekceważąco do meczów z Walijczykami. Tydzień przed pierwszym spotkaniem obu zespołów, do Cardiff wybrał się dyrektor GieKSy – Jerzy Marusa w celu podpatrzenia rywali. GieKSa w podróż do stolicy Walii wybrała się dzień po zremisowanym meczu wyjazdowym z Rakowem Częstochowa (1:1). Niedzielnym porankiem na lotnisku Okęcie w Warszawie, piłkarze wsiedli w samolot linii lotniczych LOT do Manchesteru, a po wylądowaniu czekało ich jeszcze do pokonania 300 km autobusem do Cardiff. Na miejscu zamieszkali w hotelu „Friendly”.

Program meczowy

Walijski klub z okazji zbliżającego się historycznego dla nich meczu w europejskich pucharach wypuścił pamiątkowy program meczowy. Na pierwszej stronie umieszczono krótką wiadomość od prezesa klubu Briana Rigby i miłe powitanie w języku polskim.

.

“Gdy miałem 6 lat i oglądałem mecze Sully w Barry and District League, nie marzyłem nawet o tym, że ten zespół ewoluuje do gry w europejskich pucharach.

Z wielką pomocą Johna Reddy jesteśmy szczęśliwi, że mamy możliwość gry na Penydarren Park, dzięki czemu możemy zapamiętać wasze wielkie wsparcie oddane swojej drużynie.

Mamy nadzieję, że w trakcie sezonu będziecie podążać za nami z takim samym entuzjazmem.

Chciałbym bardzo serdecznie powitać naszych gości z UEFA, a także naszych rywali Katowice z Polski i mam nadzieję, że będziecie cieszyć się walijską gościnnością”.

Na kolejnych stronach zamieszczono między innymi zdjęcia zawodników naszej drużyny, a także całej kadry na sezon 1994/95.

.

.

Nie obyło się oczywiście bez przekręconych polskich nazwisk. W gazetce możemy natknąć się na takie kwiatki jak: Henryk Gornick, czy Marion Dziurosicz.

Idąc dalej mamy opisaną historię klubu oraz podaną ówczesną kadrę GieKSy.

.

”GKS Katowice został utworzony 5 listopada 1964 jako związek wielu klubów sportowych: Górnik 20 Katowice, Rapid Wełnowiec, KS Koszutka, Katowicki Klub Łyżwiarski, Katowicki klub Saneczkarski, Katowicki Klub Żeglarski i Dąb Katowice. W trakcie 30 letniego istnienia klubu było uprawianych wiele dyscyplin sportowych w GKS-ie. Zapaśnicy osiągali wiele sukcesów włącznie z medalami Mistrzostw Świata, drużyna hokeja na lodzie trzykrotnie była Mistrzem Polski, a Barbara Piecha została Mistrzynią Świata w saneczkarstwie.

Dziś GKS to klub wyłącznie piłkarski z nowym stadionem, halą sportową i kompleksem hotelowym. Od 1982 roku drużyna gra w Polskiej Pierwszej Lidze, a w 1986 pokonali Górnik Zabrze w finale Pucharu Polski.

Ich pierwsza przygoda w europejskich pucharach miała miejsce w 1970, kiedy przegrali 4:2 w dwumeczu w Pucharze Miast Targowych z hiszpańskimi gigantami FC Barceloną. Następnie musieli czekać kolejne 16 lat, aby znów posmakować europejskich pucharów. W sezonie 87/88 pierwszy raz grali w Pucharze UEFA, odpadając po przegranej 3:2 w dwumeczu ze Sportulem Studentesc Bukareszt z Rumunii, a w następnym roku zostali pokonani 5:2 w dwumeczu przez Glasgow Rangers. Ponownie zakwalifikowali się do pucharów w sezonie 89/90 przegrywając z fińskim Rovaniemi Palloseura 2:1 w dwumeczu, a sezon później po raz pierwszy awansowali do drugiej rundy Pucharu UEFA po zwycięstwie z Turun Palloseura (Finlandia), jednakże w drugiej rundzie przegrali wysoko 6:1 z topową niemiecką drużyną – Bayerem Leverkusen. Ich ostatni występ w Pucharze UEFA miał miejsce w sezonie 92/93, kiedy odpadli z Galatasaray Stambuł po przegranej 2:1 w dwumeczu.

GKS w ostatnich latach brał udział także trzykrotnie w rozgrywkach Pucharu Zdobywców Pucharów. W sezonie 1986/87 doszli do drugiej rundy dzięki wygranej 4:0 w dwumeczu nad Framem Reykjavik, ostatecznie odpadając ze szwajcarskim FC Sion po przegranej 5:2 w dwumeczu. W sezonie 91/92 szkocki Motherwell został pokonany przez nich dzięki zasadzie bramek zdobytych na wyjeździe, zanim zostali wyeliminowani w drugiej rundzie przez belgijski Club Brugge, przegrywając 4:0 w dwumeczu.

W ostatnim sezonie GKS rywalizował po raz trzeci w Pucharze Zdobywców Pucharów i przegrał tylko 2:1 w dwumeczu z Benficą Lizbona, a dzisiejszy mecz będzie dla klubu 9 rokiem z kolei w Europejskich Pucharach. W trakcie tego okresu stali się najregularniej grającym polskim klubem w Europie, rozgrywając 24 spotkania we wszystkich europejskich rozgrywkach, w których odnieśli 5 zwycięstw, 4 remisy i 15 porażek, bilans bramek 22:36”.

.

Sermak Show

Spotkanie na Penydarren Park w Merthyr rozpoczęło się o 19.30 czasu miejscowego, a zespoły wystąpiły w następujących składach:

Inter Cardiff: Wood; Lewis; Knight, Batchelor, O’Brien, John; L Jones, Beattie, Thomas; Paul Evans (Williams,69), Taylor (Burrows,61).

GKS Katowice: Jojko; Świerczewski; Maciejewski, Węgrzyn; Strojek, Widuch, Sermak, Borawski; Wolny, Janoszka (Walczak,44), Kucz (Nikodem,86).

Od pierwszego gwizdka hiszpańskiego arbitra Juana Ansuátegui Rocy zarysowała się przewaga drużyny Piotra Piekarczyka. Już w 8. minucie spotkania bardzo aktywny tego dnia Andrzej Sermak przetestował groźnym strzałem z ok. 18 metrów umiejętności bramkarskie Wooda. Jednak po całkiem dobrym początku, kibice nie oglądali zbyt wielu ciekawych sytuacji w pierwszej części meczu. Warte odnotowania było jeszcze tylko minimalnie niecelne uderzenie Sermaka przed samym zejściem piłkarzy na przerwę.

Ten sam zawodnik kolejną swoją szansę na bramkę miał kilka chwil po wznowieniu gry w drugiej połowie. Niestety Andrzej Sermak w dogodnej sytuacji trafił tylko w boczną siatkę bramki strzeżonej przez byłego reprezentanta Szkocji. Wynik remisowy w dalszym ciągu się utrzymywał, a swoją szansę wypracowali sobie także gospodarze. W 70. minucie meczu po niskim dośrodkowaniu prawego obrońcy Rossa Knighta niewiele pomylił się Willie Batchelor i piłka po jego uderzeniu minęła bramkę Janusza Jojki. W ostatnich 10 minutach spotkania GieKSa zaprezentowała się jednak niczym wytrawny bokser, zadając dwa zabójcze ciosy, odzierając tym samym z jakichkolwiek nadziei walijskich amatorów.

W roli głównej wystąpił oczywiście nie kto inny jak świetnie dysponowany tamtego wieczora Andrzej Sermak. Najpierw na 7 minut przed końcem meczu otworzył wynik mocnym uderzeniem lewą nogą z ponad 20 metrów, a następnie ze stoickim spokojem sfinalizował dobre podanie Strojka z prawej strony boiska. GieKSa pomimo ambitnej postawy amatorów zdołała wywieźć zadowalający rezultat z Walii i mogła ze spokojem przygotowywać się do rewanżu na Bukowej.

Bramki Andrzeja Sermaka można zobaczyć na tym krótkim filmiku:

.
Brytyjskie media w relacji pomeczowej zwróciły uwagę na dzielną postawę walijskich amatorów w starciu z doświadczonym polskim zespołem w europejskich pucharach. Podkreślono jednak stratę drugiego gola w samej końcówce meczu, który sprawia, że rewanż w Katowicach będzie tylko formalnością.

..

Czy wiesz, że..

Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze Interu – Mickey Thomas w momencie dołączenia do zespołu Lyna Jonesa, był na zwolnieniu warunkowym z więzienia po odbyciu 9 z 18 miesięcy wyroku , na które został skazany za obrót fałszywymi banknotami i pranie brudnych pieniędzy. Thomas wystąpił w pierwszym meczu z GieKSą w Cardiff, ale kurator sądowy zabronił mu jechać na rewanż do Polski. Obawiano się, że pomocnik Interu zdecyduje się „nawiać” zaraz po przylocie do Katowic.

.


Bramkarz walijskiej drużyny George Wood w książce “Looking for the Toffees: In Search of the Heroes of Everton” wspomina o sytuacji, która miała miejsce podczas przerwy w rewanżowym meczu na Bukowej. Był to moment, który ogromnie wpłynął na jego późniejszą decyzję o tym aby zostać trenerem. 

.

„Pamiętam graliśmy z polskim zespołem, Katowice w Polsce (…) Przegrywaliśmy 3:0 do przerwy, a manager drużyny podszedł do mnie i powiedział: Dalej Woody,  jesteś najbardziej doświadczonym zawodnikiem, co według Ciebie powinienem teraz zrobić ? (…) Powiedziałem: Mówiąc szczerze szefie, to ty tutaj jesteś szefem. Wtedy jednak podjąłem decyzję o tym, ze chcę zostać trenerem. Pomyślałem, że jeśli on to potrafi robić to ja też.”


Grzegorz Borawski w takich słowach wypowiedział się przed rewanżem z Walijczykami:

„Jakbyśmy mieli nie awansować, to bym chyba przestał grać w piłkę”

Teraz wyobraźmy sobie jakby w dzisiejszych czasach przed każdym meczem ze słabym zespołem w europejskich pucharach zawodnicy w polskich klubach wypowiadali podobne słowa, to przykładowo w takiej Legii Warszawa wszyscy zmuszeni byliby co sezon kończyć kariery… 🙂

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    Kolo

    11 kwietnia 2020 at 12:49

    Byłem na tym meczu. Stacjonowałem wtedy w wakacje w jakiejś szkole językowej w Oxfordzie, wypożyczyłem auto za ostatnie pieniądze i pojechałem. Koledzy się dziwili, że mi się chce, ale oni nie wiedzieli co to jest serce kibica. Atmosfera na szpilu była piknikowa, było naszych może z 10 osób,głównie mieszkających na co dzień w GB, ale warto było. Mam gdzieś nawet jakieś fotki z tego wyjazdu. Fajnie Roberts, że to przypomniałeś. Pozdro.

  2. Avatar photo

    kosa

    11 kwietnia 2020 at 18:44

    @Kolo jak znajdziesz fotki i je zeskanujesz, to bardzo chętnie wrzucimy na stronę. Podaję maila redakcji: gieksainfo[at]gmail.com

  3. Avatar photo

    Suporterwnc

    23 kwietnia 2020 at 19:40

    Niesamowity artykul. Cos pieknego. Wspaniala robota. Gratuluje!

  4. Avatar photo

    Czacha

    24 kwietnia 2020 at 21:10

    Artykul zloto!

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga