Piłka nożna
Tarasiewicz i Paszulewicz o meczu
Po meczu GKS Katowice – GKS Tychy na konferencji prasowej wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Jacek Paszulewicz i Ryszard Tarasiewicz.
Ryszard Tarasiewicz (trener GKS Tychy):
Gratulacje dla moich zawodników za zwycięstwo. Wiedzieliśmy, jaki ciężar gatunkowy ma to spotkanie – z dwóch powodów: sportowych i pozasportowych. Muszę pochwalić mój zespół za wiarę w końcowy wynik, ale nie ulega wątpliwości, że krwawimy. To się daje odczuć, tym bardziej słowa uznania dla moich zawodników.
Jacek Paszulewicz (trener GKS Katowice):
Myślę że po tym, co spotkało nas w ostatnim tygodniu, zespół całkiem obiecująco rozpoczął to spotkanie. Myślę, że to my kontrolowaliśmy początkową fazę spotkania i do straty Oktawiana Skrzecza zespół z Tychów zbyt wiele nie mógł zdziałać. Niemniej jednak, nie jest przypadkiem, że tak dużo punktów zespół Ryszarda Tarasiewicza na wiosnę zdobył. Grając w przewadze miał zbyt dużo atutów, my sobie z tymi atutami nie poradziliśmy i przegraliśmy wygrany mecz. Mówię wygrany, bo mając takie sytuacje, jak Dalibor czy Andrzej – taki mecz trzeba skończyć dużo szybciej. Być może dalej bylibyśmy w grze. Ten mecz przekreślił naszą walkę w tym sezonie i być może poddał weryfikacji następnych zawodników i na pewno ten zespół czekają duże zmiany.
Plan dzisiaj ułożył się idealnie, bo otworzyliśmy wynik i mieliśmy kolejne sytuację. Moment, w którym wypadł Oktawian spowodował, że nie mieliśmy atutów, bo plan był taki, żeby poczekać, aż przeciwnik się odkryje i więcej miejsca będzie miał Andrzej Prokić. Dzisiaj okazało się, że ten wariant zawiódł. Natomiast końcówka meczu to przejście na trójkę obrońców w meczu, w którym remis nie dawał nam niczego. To było wszystko albo nic, skończyło się zerowym dorobkiem punktowym.
W kontekście pytań wielu dziennikarzy nigdy nie odmawiam rozmowy, więc teraz jest podobnie. Uważam, że czas na dogłębne rozmowy i analizy przyjdzie po 3 czerwca, teraz mamy dwa spotkania do rozegrania, które uważam, że gatunkowo nadal są ciężkie, oczywiście już nie w kontekście walki o awans, ale w kontekście tego, żeby zawodnicy pokazali się z jak najlepszej strony i powalczyli o angaż w kolejnym sezonie. Część zawodników teoretycznie ma zagwarantowany pobyt, ale ostatnie moje ruchy pokazały, że nie boję się niektóre decyzji. Te zmiany muszą nastąpić, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby dwa razy z rzędu wymyka się możliwość awansu w taki sposób. Oczywiście zimą nikt tego awansu nie zakładał, ale sytuacja, która wytworzyła się podczas rundy spowodowała, że tak doświadczony zespół musi udźwignąć presję, która towarzyszy całej otoczce klubu.
Pytanie redakcji GieKSa.pl do trenera Paszulewicza
W ostatnim tygodniu prowadzone były rozmowy pana z prezesem, konsekwencją było pożegnanie się z kilkoma zawodnikami. Teraz również mówi pan o „zagrożonych” zawodnikach. Natomiast pojawia się pytanie, czy pan jest pewien pozostania na stanowisku na następny sezon?
Nie widzę powodu, dla którego nie miałbym przygotowywać tego zespołu na następny sezon. Przyszedłem z misją długofalową – w styczniu powiedziałem, że do samego końca będziemy bili się o awans. Może sam koniec tej walki przyszedł zbyt szybko, ale razem z władzami klubu chcemy zbudować drużynę, która udźwignie ten ciężar. W tym sezonie tego ciężaru nie udźwignęliśmy. Natomiast nie widzę zasadności pana pytania. Odpowiem wprost – tak, jestem pewien, że będę w przyszłym sezonie trenerem GKS Katowice.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




ursus
19 maja 2018 at 18:30
Moim zdaniem trener chce dobrze, ale brak mu prawdziwych żołnierzy. Trudno powiedzieć, czy nowi takimi się staną, bo kornika drukarza ciężko skądkolwiek przepędzić.
1964
19 maja 2018 at 18:33
Wyjebać wszystkich,zdezynfenkować szatnie i zatrudnić młodych ambitnych!
Kr8iS
19 maja 2018 at 18:55
Ale jezeli chodzi o teoretyczne spojrzenie na tabele nawet jak ta kolejka pojdzie przeciwko nam to szanse na awans jeszcze mamy. Wiem ze to jest w praktyce niemozliwe zeby GieKSa miala wszystko pod siebie i jeszcze wygrala 2 mecze… ale jako trener chyba nie powinno sie wypowiadac w taki sposob. Do poki jest cien szansy to po mojemu walczy sie do konca
Mecza
19 maja 2018 at 19:35
Beznadziejne pytanie sugerujące, że trener jest zagrożony i to w sytuacji gdy w poprzednim artykule redakcja pisała o 100% poparciu. Jak opinia publiczna którą kreujecie nie zwolni trenera to nie ma obawy. Proste.
Robson
19 maja 2018 at 22:05
Czy Was wszystkich porąbalo ?
Ten debil Paszulewicz musi odejść a nawet spierdalać jak najdalej od GieKSy !
Czy Wy nie widzicie że to jego debilne decyzje doprowadziły doklęsi i kompromitacji GieKSy w tym sezonie ?! GieKSiarz trenuje Sosnowiec i wchodzi z nim do ekstraklasy a my wierzymy ciulowi który nie daje szansy jedynemu wychowankowi Plizdze nawet w derbach i zwalnia 4 piłkarzy w tym Bogu ducha winnego Plizgę na 3 kolejki przed końcem jak jest jeszcze szansa i sam strzela sobie w kolano i nie ma jak robić zmian ! Skrzecz ma żółtko i ostrzeżenie i do 70 minuty ten debil trzyma go na boisku dostajemy czerwień i jesteśmy w d.. Kurwa kto za to jest winien ? Kto piłkarze ? Nie ten kretyn Paszulewicz ! Powiem jedno i nie tylko w swoim imieniu właśnie oblewamy smutki po kompromitacji i od 17 dyskutujemy o tym co się zdarzyło w tym sezonie i każdy dochodzi do tego samego wniosku PASZULEWICZ WYPIERDALAJ !
Yoka
19 maja 2018 at 22:29
decyzja o wywaleniu czterech piłkarzy na 3 mecze przed końcem sezonu całkiem rozwaliła ten zespółz! to było nieodpowiedzialne dyrektorze Bartnik .Następny rok w I lidze -który to już 12-ty???
Prezes1964
19 maja 2018 at 23:29
Coś ty się chopie na tego Plizgi uparł , gosc odstawiony w zeszłym sezonie w KSG – błędem było go brsc, za zasługi go nie wywalili. Sentymenty skończyły się mam nadzieje
Wojciech
20 maja 2018 at 00:00
Skąd się ten Volas wziął takiego drewna nie było dawno w Gieksie chyba od czasów Radionowa na ataku on sam mógł dzisiaj strzelić conajmniej dwa gole.
Irishman
20 maja 2018 at 05:57
Panie trenerze:
OK, zmiany wstrząsnęły drużyna i faktycznie ona zagrała początkowo znacznie lepiej. Tylko, że przez to w końcówce nie było na kogo zmienić Volasa.
No i w ogóle kto wymyślił tego Volasa? Myślałem, że w końcu odpali ale guzik! Chłop ma niezły kontrakt za to… że pół rundy dochodzi do formy, po czym wchodzi na boisko i kompletnie NIC NIE DAJE! Kto podjął decyzje o jego zatrudnieniu?????
Parę razy nam się usrywało, że piłkarz zagrożony kartką dotrwał do końca. Ale na tym, że się znowu usra nie można opierać taktyki w tak ważnym meczu!!! Niestety tu ewidentnie wyszedł brak doświadczenia trenera.
Tak samo, zresztą jak opieranie całej taktyki przez tą rundę na Prokiciu, którego zaraz nie będzie już w klubie. I co wtedy?????
Mimo wszystko (chyba) trener powinien dokończyć robotę, którą zaczął zimą. Ale mam coraz większe obawy czy podoła i czy nie zmarnujemy przez to kolejnego sezonu. Tym bardziej, że jesienią gramy większość meczów i wiosną już nie będziemy w stanie nadrobić ewentualnych strat. Oby tylko ta nasza jesień w przyszłym sezonie, nie wyglądała jak jesień Paszulewicza w Olimpii w tym bieżącym….
RobGzG
20 maja 2018 at 15:53
@Robson co z tego że Plizga jest wychowankiem ?! Trener go nie wystawia, widocznie dlatego, że jest za słaby/nie pasuje do koncepcji, przy takiej rotacji zawodników gdzie Paszulewicz szuka jakiegoś minimum, załapać się z biedą na 1 mecz znaczy, znaczy że to Plizga ma wypier… z GKSu. Małego kontraktu nie ma, a na jego miejsce można śmiało można dać kogokolwiek z starszych roczników z akadamii.
Druga sprawa, w tej szatni nawet Rijkaard z ten Cate nic nie zrobia, nie rozumiesz, że tu nie trener jest winny tylko banda wkładów do koszulek ? Jaki wpływ miał Plizga na wynik ? Jaki Cerimagić, ludzie narzekają że wyleciał Kędziora… na 37 letnim chłopie chcesz drużyne budowac ?! Paszulewicz musi zostać bo to jest chłop przy którym trzeba zapierdalać ! Niech dostanie tych zawodników których potrzebuje i taką szatnie która u bukmacherów nie sprzedaje meczy wtedy autentycznie będzie można go ocenić, bo teraz to ten chłop utonął w chujni z Bukowej, jaka polityka transferowa takie wkłady do koszulek a efekt jest jaki jest.