Dołącz do nas

Piłka nożna

Trenerze Paszulewicz – nie idź tą drogą! (ostrzeżenie)

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Nie będziemy w tym artykule zajmować się stricte meczem z Tychami, choć teoretycznie jest to artykuł z cyklu „pre-scriptum. Nie będziemy, bo nie ma to najmniejszego sensu. Za chwilę pewnie na stronie oficjalnej pojawi się wywiad przedmeczowy z jednym z zawodników, który wypowie się o „ważnym meczu derbowym, „derbach, które rządzą się swoimi prawami” czy „będziemy chcieli się zrehabilitować za mecz z Ruchem”. Szczerze mówiąc dla zdrowia psychicznego chłopaków pracujących w klubowych mediach, lepiej byłoby, gdyby nie musieli takiego wywiadu nagrywać. Bo przecież słysząc takie teksty, które de facto są kłamstwami w żywe oczy (i oko kamery), zapewne idzie… oszaleć.

W tygodniu ogłoszono na konferencji prasowej nazwiska czterech zawodników, którzy żegnają się z GieKSą już teraz, a nie po zakończeniu sezonu. Powiedzmy sobie szczerze, że sytuację tę można rozpatrywać dwojako. Wiele osób się bardzo ucieszyło, że w końcu nastąpił wstrząs, że trener uderzył pięścią w stół, a dyrektor Bartnik powiedział, że wszyscy zawodnicy muszą się mieć na baczności.

Przyczyn pożegnania się akurat z tymi piłkarzami nie znamy, bo tłumaczenie Bartnika, że „nie pasują do koncepcji trenera” jest bardzo lakoniczne. Nie chodzi najprawdopodobniej tylko o postawę na boisku w dotychczasowych meczach, bo taki Cerimagić zagrał dwa razy po połowie, Plizga jedną połowę (niezłą), a Goncerz i Kędziora w ostatnim czasie również więcej nie grali, niż grali. Można więc domniemywać, że zadecydowały inne kwestie niż boisko.

Problem w tym, że główni aktorzy seryjnej żenady w ciągu ostatnich kilku tygodni ostali się bez szwanku. Tacy piłkarze jak Słaby, Zejdler czy Prokić za ostatnie spotkania powinni dostać dożywotni ban na występy przy Bukowej. Słaby wyglądał, jakby wszystkie złe rzeczy na Cichej robił specjalnie, Zejdler od półtora roku nie zagrał nawet jednego przyzwoitego meczu, Prokić spisuje się tak, jakby chciał, żeby przypadkiem GieKSa nie zajęła miejsca, które według niego powinna zająć Stal Mielec… Przykładów jest zresztą dużo więcej.

I teraz powstaje pytanie, co widzi trener Paszulewicz, a czego nie widzi lub nie chce widzieć? Bo z jednej strony to „urlopowanie” kilku zawodników niby daje jakiś sygnał, ale czy rzeczywiście szkoleniowiec zorientował się już, że to jednak wielu innych – grających regularnie – z dużym prawdopodobieństwem jest zamieszana w gierki niekoniecznie czyste?

Dotychczasowe wypowiedzi szkoleniowca dotyczą bowiem kwestii czysto piłkarskich, a nie wypowiada się o motywacji i mobilizacji zawodników do wygrywania spotkań. I mamy szczerą nadzieję, że to tylko wersja, na konferencjach. Bo jeśli Jacek Paszulewicz szczerze wierzy w to co mówi na spotkaniach z mediami, to jest na prostej drodze, by swoją karierę w GieKSie skończyć jak Jerzy Brzęczek i Piotr Mandrysz, czyli mówiąc delikatnie – w niesławie i z obrzydzeniem do tego zawodu.

Od zeszłej wiosny wiele się nie zmienia. Zespół mobilizuje się wtedy, kiedy ma na to ochotę i ma w tym interes. I wówczas następuje zamydlanie oczu wszystkim obserwatorom, a potem przychodzi spektakularne odpuszczenie meczu. To m.in. doprowadziło do piłkarskiej depresji trenera Mandrysza, który ze swojej bezsilności nie potrafił nic zrobić i wyglądał na konferencjach jak wrak człowieka. Człowieka, którego znaleźliśmy jako choleryka i kipiącego energią szkoleniowca. Do tego potrafią doprowadzić cyniczny ludzie mieniący się piłkarzami GKS Katowice. Warto by Jacek Paszulewicz sobie zdawał z tego sprawę, bo oni nie cofną się przed niczym, by i jemu zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę trenerską. Tym bardziej jeśli – jak dochodzą nas słuchy – niektórym zawodnikom wybitnie nie po drodze z trenerem chcącym narzucić swoje twarde zasady.

Przed rundą wiosenną ostrzegaliśmy już Jacka Paszulewicza, do jakiej szatni wchodzi. Zrobimy to jednak jeszcze raz. Najpierw przytoczmy fragment styczniowego felietonu, który napisaliśmy po ogłoszeniu decyzji o rozstaniu z trenerem Mandryszem:

„Trudno czasem było uwierzyć, że trener wierzy w to, co mówi o zaangażowaniu. Każdy mający dobry wzrok obserwator meczów GKS widział, że co najmniej kilka meczów było oddanych kompletnie bez walki i choćby odrobiny zaangażowania. Nie można chyba być tak zaślepionym, żeby – mowa o trenerze – wmawiać sobie, że zawodnicy gryzą trawę, w momencie, gdy grają de facto przeciw trenerowi i to nawet niekoniecznie celowo, ale po prostu nie angażując się w grę. Czy trener Mandrysz dobrze wiedział co jest grane, ale bał się lub nie chciał tego ugłośnić na konferencjach prasowych? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast – widząc go po prostu na tychże konferencjach – że bardzo mocno to przeżywał i go to gryzło. Wolał jednak wszystko, co trudne zachować dla siebie. I to też go chyba zgubiło”.

Zaraz po zatrudnieniu trenera Jacka Paszulewicza napisaliśmy kolejny felieton – już stricte dedykowany trenerowi – tym razem pod tytułem „Krótka lekcja historii dla trenera Paszulewicza” (całość https://gieksainfo.pl/krotka-lekcja-historii-dla-trenera-paszulewicza/). Oto dłuższy fragment, który jak ulał pasuje do obecnej sytuacji GKS Katowice:

„Każda ze wspomnianych trzech sytuacji i postaci [Moskal, Brzęczek, Mandrysz – przyp.red.] ma swoje punkty wspólne. Przede wszystkim nieprawdopodobne wręcz chronienie piłkarzy przez każdego szkoleniowca. Kibice w Katowicach nie są głupi. Za dużo już widzieliśmy, zarówno meczów, jak i zawodników. Potrafimy odróżnić zaangażowanie nawet w przegranych meczach, od ordynarnie przechodzonych i oddanych bez walki. A takie zdarzały się w 2017 roku bardzo często, jesienią również – problemem było to, że zawsze były to spotkania ważne i prestiżowe.

Ani Moskal, ani Brzęczek, ani Mandrysz nawet nie zająknęli się, że piłkarze robią pod górkę. Nie tylko klubowi, ale także właśnie trenerom. Zawsze słyszeliśmy te samo słodkie paplanie, że „nie mogę się zgodzić z tym, że nie było zaangażowania”. Prawdopodobnie takie same teksty były wygłaszane przez trenerów w czasach, gdy korupcja w polskiej piłce święciła swoje wielkie dni. Zastanawiające jest, czy trenerzy są tak ślepi, że nie widzą braku zaangażowania czy po prostu po jakimś czasie zgadzają się na to, akceptują i wolą się nie wychylać. Trener Brzęczek był zwichrowany do tego stopnia, że gdy po meczu z Górnikiem szanse na awans stały się iluzoryczne – gratulował „chłopakom” dobrego meczu.

Trener Jacek Paszulewicz nie może być kolejnym, który będzie przykładał cegiełkę do zakładu pracy chronionej GKS Katowice. Mamy w zespole zdrowych, dorosłych, (podobno) wysportowanych mężczyzn, a tymczasem każdy kolejny trener, widząc (a może nie?) brak ambicji i zaangażowania, a jednocześnie chroniąc ich w każdej minucie, traktuje ich jako niepełnosprawnych. Dodatkowo klub nie ma zespołu rezerw, żeby przesunąć jednego czy drugiego nieangażującego się delikwenta. I efekt jest taki, że ciągniemy za uszy w kadrze zawodników, którzy aktywnie uczestniczyli nie w jednej czy dwóch, ale całej masie oddanych meczów, a wręcz całych kampanii pod tytułem „awans do ekstraklasy”. To chuchanie i dmuchanie na tę grupę zawodową, tak się właśnie kończy”.

To tyle z cytatów. Warto, żeby szkoleniowiec miał tę wiedzę i znał historię swoich poprzedników. Bo „piłkarze” GKS grając teraz w sposób skandaliczny i odpuszczając mecze, powtarzają też to, co grali jesienią. Problem w tym, że te święte krowy nadal jeszcze pozostają nietykalne (decyzje kadrowe z wtorku jeszcze nas nie przekonują, że jest inaczej). Bo jeśli wspomniani Prokić, Słaby czy Zejdler ciągle są podstawowymi zawodnikami, mimo mentalnego sprzedania kilku meczów, to znaczy, że nadal niektórzy w klubie nie widzą tego, co widzą kibice.

Powiem szczerze, że na ten moment nie wiem, czy chciałbym, żeby GKS Katowice awansował. Uważam, że to się i tak nie stanie, a jeśli coś by się odmieniło i jednak awans by był, to podejrzewam, że jedynie z pobudek typu, że w ekstraklasie można kręcić jeszcze większe wałki. Nie mam ani krzty zaufania do sportowych ambicji tych ludzi. Do tego stopnia obrzydzają oni piłkę nożną, że śmiem twierdzić, iż „szalona” radość w szatniach na meczach wyjazdowych to była radość z czegoś innego niż to, że przybliżyliśmy się do ekstraklasy. A z czego? Nie wiem. Po ostatnich meczach, a już w szczególności po haniebnie oddanym Ruchowi Chorzów spotkaniu derbowym, nie wierzę im w nic. W ani jedno słowo w wywiadzie, w ani jedną dobrą akcję na boisku, że jest robiona na chwałę klubu.

Nie wiem, czy chciałbym awansu, bo zdaję sobie sprawę, że w tym przypadku większość obecnej kadry zostanie w Katowicach. I mimo promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej, to byłoby dalsze pogłębianie patologii sportowej w tym klubie, tylko na wyższym poziomie. Szczerze mówiąc wolałbym w końcu wyczyszczenie szatni z piłkarskiej trucizny, tak żebyśmy mogli na nowo cieszyć się z ambitnej, walczącej i sportowej GieKSy. Wolałbym to – nawet kosztem awansu. Zlikwidowanie piłkarskiej patologii w tym klubie będzie większym sukcesem niż awans. Będzie sukcesem bezcennym.

Ale już to, czego się boję najbardziej i co by było najgorsze to scenariusz następujący. GKS Katowice wygrywa trzy mecze, zdobywa dziewięć punktów, ale nie awansuje, bo Zagłębia lub Stali nie udaje się wyprzedzić. Więc pozostajemy na zapleczu ekstraklasy, tak naprawdę z powodu odpuszczenia wielu, wielu meczów w całym sezonie. Ale co powiedzą wtedy piłkarze? Że było tak blisko, że zabrakło jednego punktu, że brakło szczęścia. Ryzyko polega na tym, że mogą się na to nabrać Jacek Paszulewicz, Tadeusz Bartnik i Marcin Janicki. I skoro było tak blisko, a końcówka była „piorunująca” to trzeba tym zawodnikom sprawiedliwie dać szansę na następny sezon. I nie będzie wtedy znaczenia, że Zejdler zawalił dwa awanse, Kamiński trzy, a Foszmańczyk, który po kółeczku z Grudziądza powinien wylecieć rok temu, cały czas jest w tej szatni. Tak, wiemy, że Kamyk gra dobrą rundę, ale jest tak samo zamieszany w to wszystko co się działo rok temu i teraz. Gdyby nie był, to powinien głośno powiedzieć, że coś jest nie halo, a nie w którymś wywiadzie mówić, że „jest spokojny o ten zespół”. Jest zamieszany w klubową patologię, jak cała reszta.

Tadeusz Bartnik na konferencji powiedział, że chciałby uniknąć latem rewolucji typu wyrzucenie 75% składu. Okej, można zrozumieć, że nie chce teraz osłabiać morale zespołu, bo jest „szansa”. Ale każda rozsądnie myśląca i mająca w miarę dobry wzrok osoba, widząc ostatnie trzy rundy w wykonaniu GKS, wie, że większość zawodników po prostu powinna wylecieć jak najszybciej i najlepiej dostać zakaz stadionowy i zakaz zbliżania się na Bukową na odległość kilometra, by przypadkiem swoją obecnością nie przesyłać na stadion fluidów genu porażki i kombinatorstwa.

Mecz z Tychami? Spokojnie może być wygrany, bo awans w tej chwili nam nie grozi. Mam szczerą nadzieję, że kibice nie nabiorą się na ewentualne zwycięstwo, tak jak nabrali się po meczu z Podbeskidziem. Ta drużyna niezależnie od wyniku nie zasługuje na doping. I mam szczerą nadzieję, że tego dopingu nie dostanie. Wszyscy musimy zrozumieć, że wspierając tę drużynę w jakikolwiek sposób, również jesteśmy odpowiedzialni za jej patologię.

I jedno zdanie na koniec. Jestem w tym momencie murem za trenerem, nawet mimo błędów, które popełnia. Jestem murem za trenerem i Was zachęcam do tego samego. Ale trener musi przejrzeć na oczy i przyznać się przed samym sobą, że niektórzy zawodnicy, których uznawał za profesjonalistów, robią pod górkę – jemu, kibicom i całemu klubowi.

Jeśli szkoleniowiec stanowczo nie będzie reagował i co równie ważne – nie będzie miał za sobą prezesa Janickiego – to skończy marnie swoją karierę szybciej niż na dobrą sprawę się ona zaczęła.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

32 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

32 komentarze

  1. Avatar photo

    fun

    17 maja 2018 at 10:08

    prawda w najczystszej formie. świetny felieton.

  2. Avatar photo

    maziGKS

    17 maja 2018 at 10:24

    Nie zgodzę się z wieloma kwestiami w tym felietonie. Tak wygląda ta liga niestety (teoretycznie słabi wygrywają z tymi niby lepszymi). I to nie jest tylko nasz problem ale słabości tej ligi. Nie usprawiedliwiam bo przegrana z ruchem to hańba i wstyd . Ale bronił będę Prokica bo jego brak był właśnie najbardziej widoczny w meczu z ruchem, gdzie Volas nie istniał bo nie miał wsparcia Andrzeja. Zgodzę się z ostatnim zdaniem tym podkreślonym na Grubo i tez jestem murem za trenerem. A z awansu będę się cieszył jak nikt. INO GieKSa !

  3. Avatar photo

    Irishman

    17 maja 2018 at 11:47

    Shellu, nie chcesz awansu, żeby wyczyści szatnię.
    No ale przecież po Moskalu niby została wyczyszczona, no bo chyba mi nie wmówisz, że Goncerz albo Kamiński, którzy się jedynie ostali to jacyś „capo di tutti capi” blokujący nam we dwójkę od lat awans?
    Nie, po prostu piłkarze są wszędzie tacy sami i nawet jak wywalimy wszystkich, to ci którzy przyjdą będą robić to samo, o ile im się na to pozwoli. Tak samo, ci którzy zostaną nie będą tego robić, jeśli im na to ktoś nie pozwoli.
    Można zrobić awans i zmienić charakter drużyny, tak samo jak można go przegrać i nic nie zmienić. Ja wybieram to pierwsze.

    Aczkolwiek, gdyby tego awansu nie było, to byłaby to wraz ze wstydem po obu derbach z chorzowskimi, pewnego rodzaju kumulacja upokorzenia i upodlenia nas i naszego klubu. I to nie jest istotne, czy przegramy o punkt, czy o np. 11 punktów. Szczerze, to już bym wolał przegrać co najmniej o siedem, żeby nie okazało się, ze chorzowscy nam odebrali to o czym tak bardzo marzymy od lat! Tak więc, gdyby tego awansu nie była, a nic wielkiego nie stałoby się z drużyna, to by oznaczało, że nie tylko piłkarze mają nas i nasze zdanie w tyle….. ale także osoby decyzyjne w klubie.
    Dyrektor Bartnik powiedział ostatnio, że oni nie są od tego, żeby spełniać życzenia czy żądania. Czyli co… „gramy dla siebie”? Już to niedawno gdzieś słyszeliśmy.

    A ja myślę, że tak jak my, kibice jesteśmy dla klubu, tak i on jest też dla nas! Tylko w tej symbiozie można coś osiągnąć. Tak więc panowie – trenerze, dyrektorze, prezesie pamiętajcie także i o nas. Pamiętajcie, ze to my przegraliśmy najwięcej w tych dwóch, upokarzających nas porażkach na jesieni i kilka dni temu!

  4. Avatar photo

    Tomek

    17 maja 2018 at 11:56

    Od desygnowania składu jest trener i to on za to odpowiada, skreślanie tego czy innego jest nie na miejscu, nie uczestniczymy w treningach rozmowach nasza ocena opiera się tylko na pojedynku piłkarskim. Niestety jest rozdźwięk pomiędzy poziomem sportowym klubu a marketingiem. To czy awansujemy nie zależy od nas. Karty są już rozdane i tylko po kursach można się domyśleć kto z kim wygra. Mając na uwadze to iż w ostatnim czasie wygrywają ci którzy są z wyższym kursem.

  5. Avatar photo

    Argail

    17 maja 2018 at 12:57

    NIe chcesz awansu??? Proponuje żebyś jeszcze raz się nad tym zastanowił, tak naprawdę zastanowił, bo chyba nie potrafisz odciąć od siebie niepowiązanych rzeczy. Awans jest czysto iluzoryczny, nie zależny już od nas i nie jesteśmy nawet jako 3 faworyt, ale jest możliwy. Szatnię można czyścić w okresie transferowym, sezon trzeba dograć tym co się ma … (chyba że mówimy o 3 walkowerach), teraz można tylko przekazać sygnał. Ekstraklasa to inny świat, inne pieniądze, wpływy etc, i przede wszystkim koniec tego marazmu, nie oznacza natomiast konieczności pozostawienia nikogo za „zasługi” więc nie rozumiem Twojego toku myślenia. Uważasz że tą, niewielką już szanse, należy odrzucić, nie dopingować i najlepiej oddać?? W imię czego FOCHA??? Prawda jest taka że jest straszna mizeria i „zawodnicy” po prostu nie gwarantują i trzeba się rozstać z … może nawet wszystkimi. Ale w tym sezonie są ludzie którzy wykonali prace, zainwestowali pieniądze, poświęcili czas i inne dobra dla klubu. NIe wiesz jak sytuacja w lidze będzie wyglądała za rok, nie wiesz jak będzie konkurencja a co najważniejsze nie wiesz jakie skutki przyniosą roszady! Ale Ty „nie chcesz awansu” ??? U uważasz że należy przeznaczyć minimum rok czasu i miliony złotych nie mówię już utraconych korzyściach, bo „grajki zawaliły parę meczy”, a powiedz kto za rok to odcierpi? Oni? Chyba nie bo ich przecież nie będzie. Odcierpimy to My! Kolejnym sezonem w tej zaściankowej lidze którą wszyscy od lat rzygamy. Nie jesteście może oficjalnymi mediami klubowymi ale warto się czasem zastanowić co sie wypisuje w felietonach i do czego w nich nawołuje . Dziennikarstwo to przede wszystkim odpowiedzialność!! Nie zapominaj o tym. WIęc lepiej w tych ostatnich meczach wspierać klub (nie piłkarzy) kibicować i mieć nadzieje że jakimś cudem inni spaprają sprawę bardziej może si uda, a rozliczenia zostawmy na moment gdy szanse bedą równe 0. Rozwalić i wyrzucić można zawsze. Ale żeby nie byo aż TA anty, to zgadzam się z Tobą w jednym „TEŻ JESTEM MUREM ZA TRENEREM”

  6. Avatar photo

    Shellu

    17 maja 2018 at 13:19

    Wierzysz w to, że w przypadku awansu będzie rewolucja kadrowa? Bo ja nie. I powiem Ci więcej – większość zawodników pozostanie w klubie, bo przecież będą „bohaterami”.

  7. Avatar photo

    Argail

    17 maja 2018 at 13:43

    Moja „wiara” nie ma tu nic do rzeczy, skoro ufamy Trenerowi …

  8. Avatar photo

    Mecza

    17 maja 2018 at 14:05

    Śmieszy mnie wasza wiara w trenera bo ona szybko minie. Tak samo większość pisała przy zatrudnianiu Mandrysza. Facet został odstrzelony przez znawców (nie mam na myśli Bartnika bo on z innych powodów to zrobił) po 6 miesiącach. Popełnił błędy ale w pół rundy ciężko coś zrobić. Mandrysz miał wszystko aby ten awans zrobić w dwa lata. Paszulewicz to żółtodziób bez sukcesów który tylko lepiej medialnie wypada, ale jak mawiał Mandrysz, awans się robi a nie o nim mówi. Fajnie się słucha Paszula, zimą napisałem że przypomina mi złotoustego Stawowego, oby nie skończył jak on.

  9. Avatar photo

    maxiu

    17 maja 2018 at 14:10

    Ja czekam az czystka dotknie jeszcze takich zawodników jak Kamiński,Foszmanczyk,Nowak,Franczak,Zejdler,Kalinkowski.Po odejsciu tych kopaczy i zastapieniu ich zawodnikami pokroju Słomka Skrzecz Błąd,Kuliński bedzie szansa na lepsze jutro!!!Przez w/w zawodników stracilismy nie tylko niepowtarzalna szanse na awans.Ale przypominam że po ostatnim sezonie stracilismy sztab szkoleniowy (który teraz walczy w ekstaraklasie o puchary)Prezesa który wyprowadzil klub na prosta.Pierwszego od lat strategicznego sponsora firme Aasa.I jeszcze wiele innych przywileji zwiazanych z awansem.Wiec licze ze ci pseudokopacze tez kiedys beda tak potraktowani jak potraktowali nas kibiców!!!!Nie życze nic dobrego żadnemy z zwolnionych zawodników niech wasze kariery sportowe sie juz koncza!!! HUJ WAM W RYJ PATAŁACHY!!!

  10. Avatar photo

    Zenek

    17 maja 2018 at 14:20

    Prawda i cała prawda, ta grupa piłkarzy już tyle złego wyrządziła temu klubowi, że nie wiem jakiego pecha trzeba mieć aby taką „grupę wyłowić” i nazwać „drużyną”, ile razy kobieta/mężczyzna musi zostać „zdradzony” aby do niej/niego dotarło że widocznie w tym zestawie związek jest patologiczny i chory i jedna strona jest regularnie oszukiwana! (wiele za wiele w przypadku tej tzw „drużyny”)

  11. Avatar photo

    Irishman

    17 maja 2018 at 16:36

    @Argil, zgadzam się w dużej mierze.
    Nie można nie chcieć awansu, bo może być korzystny dla piłkarzy, których się znienawidziło. Tu trzeba swoje urazy schować do kieszeni jeśli idzie o GieKSę. Awans da potężnego kopa całemu klubowi i właśnie on spowoduje, że będziemy wieli większe pole manewru w budowaniu drużyny.
    Poza tym nie wszyscy piłkarze to zawodnicy, nie wszyscy zasługują na nasze potępienie, a podsycanie takiej atmosfery niechęci powoduje, że dostaje się także tym, którzy na to nie zasłużyli.
    Zgadzam się, że trzeba usunąć tą truciznę, która zadomowiła się w naszym klubie i pozbawia go sukcesu. Ale trzeba to zrobić zmieniając mechanizmy, stosunki personalne, wymaganie w stosunku do pracowników itp. Inaczej można sobie wymieniać kolejnych piłkarzy, a ci nowi, którzy przyjdą będą postępowali tak samo!
    I oczywiście, że trener powinien mieć nasze bezwarunkowe poparcie gdy po drugiej stronie stoją zawodnicy, którzy zawiedli. Ale w stosunku do niego samego, to mam trochę zdanie podobne do @Mecza i poczekam z tym pełnym poparciem, na to co pokaże jesienią.

  12. Avatar photo

    Shellu

    17 maja 2018 at 16:49

    Nie no żadne „akty terroru” nie wchodzą w grę. To nie poprawi sytuacji klubu, a pogorszy.

  13. Avatar photo

    wiesiek

    17 maja 2018 at 17:47

    Ktoś tu jeszcze myśli o awansie…:) Wypisujecie dziesiątki miałkich
    zdań o charakterze życzeniowo eksperckim i sądzicie że macie jakiś wpływ na działalność klubu. Ewidentnie po raz drugi wyruchani w dupska przez piłkarską maf*ę nie potraficie wyciągnąć wniosków i nadal żyjecie gdzieś obok rzeczywistego świata. Przyjście na Bukową jeszcze w tym sezonie to dowód frajerstwa i źle pojmowanej miłości do klubu.

  14. Avatar photo

    KruchY

    17 maja 2018 at 17:50

    Brakuje niewiele:wygrywamy 3razy! zs raz wtopi lub 2 remisy no i sm 1remisik

  15. Avatar photo

    Mecza

    17 maja 2018 at 19:08

    @wiesiek, irytują mnie hasła wzywające do bojkotu, podejście typowe dla kibiców sukcesu. Tu chodzi o GKS, o postrzeganie nas w Polsce, ty dla „piłkarzy” i zwycięstw pojawiasz się? Oni nas mają gdzieś, ich za chwilę nie będzie a GKS będzie istniał, obojętnie na jakim poziomie. Komu zrobisz na złość?

  16. Avatar photo

    Tymron

    17 maja 2018 at 19:52

    Piłkarze są bezpośrednio winni ale nie bądźcie naiwni – za czyimś przyzwoleniem. Ryba psuje się od głowy, jeśli dziecko jest źle wychowane i ulega demoralizacji (taka analogia z mojej pracy zawodowej) to zawsze winę ponosi rodzic. A tymi rodzicami nie są bynajmniej Moskal, Brzeczek, Mandrysz, Paszulewicz. Oni weszli do „rodziny” z zewnątrz. Sami sobie odpowiedzcie kto procz części piłkarzy jest od samego początku oszustwa pod tytułem „gra GKS o awans”.

  17. Avatar photo

    Hasiokowi kopacze

    17 maja 2018 at 19:59

    Awansu nie będzie z tym trener ani bez niego. Z tymi zawodnikami albo bez nich. Z tym prezesem albo bez niego. Bo nie ma tego nakazu z góry. Biadolić jak stare aby będziecie za rok, dwa i pięć. Ktoś z urzędu kto płaci za to żeby popełniać te wpisy podwójne nadziei o tym że trzeba dawać szansę trenerowi albo ty akcji tamtym, albo tak czy siak budować drużynę, musi mieć z Was niezły ubaw. Ale w wyborach zagłosujecie na jedyną słuszną opcję bo ktoś Wam frajerskie dupy, pociśnie słodkie pierdy o stadionie i awansie za rok albo dwa 🙂 zastanówcie się tylko dlaczego rozwiązali drugą drużynę? Czyż nie po to żeby nie było ogranych juniorów których można wprowadzać do składu? 🙂

  18. Avatar photo

    artur

    17 maja 2018 at 20:31

    Od kilku lat staje się jasne o co tu idzie. Niestety niektórzy potrzebują jeszcze sporo upokorzeń żeby przejrzeli na oczy. Ten kto ma awansować już wie. Nasi kopacze, trener i zarząd też od początku wiedzieli o co gramy. Mówili to między wierszami, niby żeby nie zapeszać, ale jednak na tyle jasno, że kto bystry ten wie, że nie w tym roku awans i nie w przyszłym pewnie też.

  19. Avatar photo

    cobden

    17 maja 2018 at 21:52

    Shellu zrób sobie przerwę bo odlatujesz..
    To nie jest po prostu team na awans. Za mało jakości.

  20. Avatar photo

    Sebek

    17 maja 2018 at 22:01

    Moim zdaniem największym problemem Gieksy jest brak w szatni 2-3 zawodników związanych mocno z klubem, zawodników dla których dobro Gieksy jest najważniejsze, zawodników, którzy trzymali by za ryje całe barachło. Złapałby jeden takiego Andrzeja za ucho, powiedział, że jak hajsy mu się już zgadzają to ma brać PKS-a do Mielca, bo Katowicach robią awans i nie potrzebują półproduktów. Drugi z Zajdlerem by się na piwo umówił, a jakby mu piwo nie smakowało, to w walce o piłkę na treningu dałby takiemu własnej krwi posmakować.

  21. Avatar photo

    Irishman

    17 maja 2018 at 22:07

    @Sebek, jeden GieKSiarz był, tylko, że….. wbrew koncepcji trenera i już został urlopowany.
    Może dobrze, może źle – zobaczymy za kilka miesięcy.

  22. Avatar photo

    tomassi

    17 maja 2018 at 22:11

    Najgorsze co może być to nie przyjść na mecz. Jak można tak wogóle myśleć?
    Nie ma nas to dopiero pole do popisu dla jakiś piłkarskich manipulacji.
    Jeżeli takie są. Bo pomyślmy kiedy łatwiej? Przy pełnych trybunach, gorącym,
    żyjącym Blaszokiem ? Czy przy pustych trybunach?
    Musimy być na tym meczu!!!
    Nie dla piłkarzy ale dla siebie. Bo jesteśmy fanatykami tak? Bo kochamy ten
    klub i te barwy. Bo jesteśmy zawsze tam gdzie nasza GieKSa gra.
    Czy nie tak śpiewasz?

  23. Avatar photo

    Sebek

    17 maja 2018 at 22:25

    @Irishman, bez urwazy ale Plizga w Gieksie zagrał może z 40 meczów (marne statystyki żeby nazwać piłkarzem oddanym Gieksie).

    Nam jest potrzebnych dwóch Gattuso. I nie mówię tu o umiejętnościach piłkarskich tylko o oddaniu barwom. Jak dla mnie mogliby nawet nie mieścić się do pierwszej 11.

  24. Avatar photo

    tomassi

    17 maja 2018 at 22:30

    I dużo osób pisze że trzeba zaufać trenerowi. Zgadzam się z tym. To jego
    decyzje. Pokażemy mu że ma nasze poparcie. Pokażemy mu to nawet przez 90 minut.
    Zobaczymy jak to będzie i w tą i czerwcową sobotę, niedzielę.
    Wszyscy na mecz!
    Gdzie byście wylewali te swoje fochy jak to byłby 90 rok? Bez neta.
    Pewnie pod kasami albo w autubusie. Bo wątpię żeby ktoś w zinie pisał o tych
    domysłach i spiskich.
    Wszyscy na mecz.

  25. Avatar photo

    Tymron

    18 maja 2018 at 01:09

    Tomassi na mecz owszem ale z przekazem, że GieKSa to My, żadnego wsparcia dla nikogo sobie nie wyobrażam. Po za tym sorry ale czy przy pełnym Blaszoku czy przy pustych trybunach to już nieraz pokazali, że nie ma najmniejszej różnicy żeby się skurwić.

  26. Avatar photo

    Hasiokowi kopacze

    18 maja 2018 at 07:22

    Idę na szpil żeby ich rozliczyć jak dostaną wpierdol na boisku. Na słodkim popierdywaniu w necie mogłoby się skończyć gdyby spuścili smrody do IIej ligi i odpuścili awans. A nie dość że odpuscili awans to jeszcze ośmieszyli nas i klub…

  27. Avatar photo

    Zenek

    18 maja 2018 at 11:10

    Pytanie do tzw „zawodników”, czyje to słowa ” A wy za kim jesteście? Odpowiedź: – Za Ruchem. – W takim razie nie możecie u mnie spać, fani Gieksy by mi nie wybaczyli. Przykro mi.”

  28. Avatar photo

    Irishman

    18 maja 2018 at 14:15

    @Sebek, a Plizga to jest chyba ostatni z naszych wychowanków, który cokolwiek prezentuje i mógłby się ewentualnie włączyć w awans. Tak podupadliśmy piłkarsko po tych kilkunastu latach tułania się po peryferiach polskiej piłki.
    Ale myślę, że niekoniecznie tu chodzi o to, że u nas nie ma ludzi związanych z GieKSą. Może wystarczyłoby, po prostu mieć kilku z charakterem?! Mówił o tym nawet niedawno Brzęczek w wywiadzie, że takich mu brakowało.

  29. Avatar photo

    mag

    18 maja 2018 at 20:45

    jeśli nie wiadomo o co chodzi – to chodzi o pieniądze. Widocznie więcej da się zarobić nie awansując.

  30. Avatar photo

    maxiu

    18 maja 2018 at 22:24

    irishman@ Z tego co mi wiadomo to plizga nie jest naszym wychowankiem tylko Stadionu Śląskiego.I jestem szczesliwy ze tego falszywego kutasa juz nie ma u nas!!Jak tak bardzo sie utożsamiał z GieKSa jak to powtarzal w wywiadach to dlaczego nie przyszedł za pierwszym razem jak mial propozycje,tylko wybrał Górnik.???O Katowicach sobie przypomnial jak juz go nikt nie chcial! Koniec emerytów,i inny gieriatykow na koniec kariery.

  31. Avatar photo

    Makron

    19 maja 2018 at 02:21

    Plizga? Nigdy nie był wielce zdeklarowanym GieKSiarzem ino dorobkiewiczem, który za dobra kasę łapnie kontrakt gdzie popadnie. Jedynym GieKSiarzem w naszej kadrze jest Wierzbicki, który dostał szansę przez przypadek, powinien po sezonie dostać kontrakt jako 3 bramkarz. Ludzie opamiętajcie się !!! Niepowodzenia GieKSy to od lat wina tylko piłkarzy? Nie!! To jest zarządzenie z góry, że awansu ma nie być! Czy my jesteśmi ślepi? Jak statystycznie możliwy jest brak awansu lub spadku z 2 (I) ligi przez 12 kolejnych lat ?? W całej Europie podobnego wyczynu dokonał chyba tylko swego czasu TSV Monachium. Przypomnijcie sobie o „hamulcowych”, potem sezon „Foszmańczyka i spółki”, teraz kolejny – „Prokicia” a za rok będzie pewnie „Błąda”. Co pół roku wypierdalamy piłkarzy, trenerów, asystentów, menadżerów itp. bo są beznadziejni. Klątwa?? Nie o to chodzi… Czy ktoś wreszcie skuma o co?? Jeśli nie, to 4 sezon będziemy „emocjonować” się (frustrować) walką o nie-awans, puszczaniem meczów derbowych, odpuszczaniem gry gdy tylko będzie potrzeba.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Chcę wiedzieć, z kim jestem na piłkarskiej wojnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Zagłębie Lubin wypowiedzieli się trenerzy obu zespołów: Rafał Górak i Marcin Włodarski.

Marcin Włodarski (trener Zagłębia Lubin):
Chcieliśmy ten mecz rozwiązać inaczej niż poprzednie. Zamknęliśmy się i czekaliśmy na ataki szybkie i przechodziliśmy do ataku pozycyjnego. Mieliśmy swoje sytuacje, jak w każdym meczu. Wydawało się że mecz zmierza ku 0:0, bądź naszej jednej akcji, bo groźnie atakowaliśmy, to po jednej z nielicznych akcji GKS zdobył bramkę i cieszy się z trzech punktów. W końcówce mieliśmy sytuacje, gdzie Aleks Ławniczak miał dwa razy strzelić do bramki po stałych fragmentach.

Musimy poprawić skuteczność, bo jak przeglądamy te mecze i analizujemy, to dochodzimy do sytuacji. Gorzej jest, jak nie dochodzisz do sytuacji. Przy poprawie skuteczności i przy takiej grze w obronie, jak dzisiaj momentami była, upatruję szansy na utrzymanie.

Dzisiaj bez celnego strzału, ale mówimy o stworzonych sytuacjach, a te były. I to naprawdę: Fritzson miał z głowy bardzo dobrą okazję w pierwszej połowie, Szmyt sam na sam, ale nie trafił w bramkę, także Pieńko w końcówce uderzenie z głowy. Tak wyglądają czasem mecze, jeśli chcesz się zamknąć, nie stwarzasz dużo sytuacji, musisz wykorzystać, które masz.

Dawno nie wygraliśmy, nie mamy pewności siebie i dlatego prowadziliśmy zamkniętą grę. Oczywiście obawiam się o swoją pozycję, zawsze tak jest jak przegrywasz mecze, w takim żyjemy świecie.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
To, co człowiek ma w sercu, jest mocniejsze niż głęboka analiza i dzielenie się wartościami stricte piłkarskimi, bo chyba rozumiecie, że jest to moment wyjątkowy. To był bardzo trudny mecz ligowy i takiego się spodziewaliśmy i być może to był kluczowy moment w rozgrywkach, bo to dla nas 31.,32. i 33 punkt – jakże ważny dla nas w budowaniu tabeli i w tych meczach, które są przed nami. Proces, aby ekstraklasa, była w Katowicach dłużej trwa. Mecz miał ciężar gatunkowy, jeśli chodzi o tabelę, do tego wiadomo – żegnamy się jeśli chodzi o mecze mistrzowskie i może dobrze, że tylko mecze, bo gdyby to się przecinało całkowicie i przeprowadzalibyśmy się od jutra i już tu nie wracali, to by było bardziej smutne. Cieszymy się, że jest nowy stadion, który będzie naszym nowym domem, jest to dla nas ogromna radość, ale tak bardzo życzyłbym sobie, żeby tu się nigdy temu obiektowi nie stało nic złego, żeby był pielęgnowany, bo to kawał pięknej historii, można się tutaj było dużo nauczyć, dowiedzieć, bo w końcu dziś dowiedzieliśmy się co Materazzi powiedział Zidaneowi, w czasie owego zajścia. Gramy dalej, sezon trwa, jest to moment bardzo emocjonalny.

Nie widziałem podobieństw do pierwszego meczu z Radomiakiem. Zdawałem sobie sprawę z kwestii wewnętrznej chłopaków, bo znam ich jak własną kieszeń i ten element lekkiego poddenerwowania był, bo chcieli z siebie zrzucić to piętno ostatniego meczu, że musi on być wygrany za wszelką cenę. Tego nie chcieliśmy. Chcieliśmy grać na swoich zasadach, momenty były lepsze i słabsze, mecz nie był kapitalny może do oglądania, ale walor emocjonalny był duży. To było widać. Na pewno stać nas na płynniejszą grę.

Tak bardzo nie tyle nie lubię słowa wyrachowanie, co uciekam od niego, bo my nie chcieliśmy grać wyrachowanie z Zagłębiem. Wiedzieliśmy, że tam się pali, że jest mało punktów i każdy chce je zdobywać. Spodziewaliśmy się z analizy innego zachowania Zagłębia. Byliśmy pewni, że nas zaatakują, będą grać wysokim pressingiem, a oni się wycofali oddali nam piłkę i czekali. To zawsze niebezpieczne w fazach przejścia. To był równy mecz drużyn walczących o coś. I chwała nam za to, że trzy punkty zostały w Katowicach.

Przedmeczowa zmiana Bergiera na Szymczaka wynikała z higieny szatni, zależy mi na tym, żeby wszyscy w różnych okolicznościach ten wózek ciągnęli, chcę wiedzieć, z kim na tej wojnie piłkarskiej jestem. Czy Sebastian jest na tyle twardy i jak zareaguje, czy jest takim facetem, jak go postrzegam, czy wyjdzie słabo. A tu nie – jest to wygrany sposób, by szatnią zarządzać, bo potrzebuję dwudziestu paru ludzi walczących i rywalizujących i z każdym o swojej decyzji będę rozmawiał. Tak czułem i dlatego to zmiana.

Co do Adriana, na Bukowej przez te 6 lat dojrzeliśmy, ja stałem się zupełnie innym trenerem, a Adrian piłkarzem i człowiekiem. Wiele przeszliśmy razem i nie zawsze było radośnie. Ogromna dojrzałość i odpowiedzialność, Adrian robi kapitalną robotę w szatni, a młodzi mogą czerpać z jego zaangażowania. I taka droga – nawet w kierunku końca kariery – jest kapitalna i niech tylko dalej tak gra.

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kunszt Trybuny Centralnej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dokonało się.

Na Bukowej już nie zagramy. Piękne to było za pożegnanie. Choć oficjalna informacja została ogłoszona raptem kilka dni temu, to sposób w jaki się wszystko odbyło sprawił, że można było się wzruszyć. Na meczu pojawiły się osobistości z lat minionych, Janusz Jojko z Piotrem Piekarczykiem rozdawali autografy. Swoją obecnością zaszczycił nas także Adam Nawałka, który przecież nie pracując zbyt długo w naszym klubie wyrobił sobie taką markę, że za chwilę był selekcjonerem reprezentacji. I zaskarbił sobie sympatię kibiców.

Sympatycy GKS skumulowali swoje oprawy. Były więc i na Blaszoku i na Sektorze Rodzinnym. Te balony, które poszły w niebo, gdy wybiła dziewiąta minuta meczu, dziewiątego marca, Zawodnikowi z numerem dziewięć, w Jego urodziny, cały stadion skandował imię i nazwisko. Kibice nie zapominają o swoich legendach. Jan Furtok zapewne gdzieś tam spoglądał na boisko i choć jedyna bramka w meczu nie była aż tak podobna do gola strzelonego San Marino, jak Arka Jędrycha z Lechią, ale… nadal była podobna. Znów mocne wstrzelenie z prawej strony i finalizacja z bliska. Wspomniany Sektor Rodzinny i dzieciaki w dużej ilości dali popis. Były także flagi i zimne ognie. I doping przez cały mecz.

A na Blaszoku – działa się magia. Przed meczem zastanawiano się, jaka była najlepsza oprawa w historii tej trybuny. I myślę sobie, że najlepsza miała może miejsce właśnie wczoraj. To dopiero było zawieszenie w czasoprzestrzeni – nawiązując do jednej z prezentacji Trybuny Centralnej, bo przecież oficjalnie tak owa nazywała się kiedyś. Nie pamiętam, żebym był tak zachwycony przekazem oprawy. Różne były symboliki, takie czy inne. Jednak to, co było wczoraj to był kunszt.

Przyznam, że wielokrotne przypominanie od zawsze, że na Bukowej grali i przegrali „Zidane, Lizarazu i Dugarry” już nieraz bokiem wychodziło. Są takie sytuacje, że coś się tak przejada, że trudno silić się na jakąś oryginalność. Pojawia się pewnego rodzaju grafomania. Oczywiście to bardzo ważny moment w historii klubu i największy sukces na europejskiej arenie, ale ileż można?… Tymczasem sposób, w jaki kreatywnie zostało to rozwiązane, był mistrzowski. Zostało tu ujęte wszystko, historia, symbolika, podsumowanie, odniesienie do światowej piłki i duża doza humoru.

To jest piękno piłki. Że nasza poczciwa Bukowa jest miejscem z bezpośrednim powiązaniem do najważniejszych wydarzeń w światowej historii naszej ukochanej dyscypliny. To naprawdę niesamowite, że taki Zizou jechał sobie autokarem ulicą Złotą, mówił do swoich kompanów „patrzcie, ale fajne wesołe miasteczko”, potem skręcał w lewo, wjeżdżał przez bramę. Chodził sobie po parkingu za Trybuną Główną, szedł korytarzem z szatni na boisko, w końcu biegał po trawie i oglądał ten nasz Blaszok. Cztery lata później jego wizerunek widniał na Łuku Triumfalnym i Francuzi chcieli z niego zrobić prezydenta. To były TYLKO cztery lata. Od meczów z Bordeaux do starcia z Materazzim minęło 12 lat. A od tegoż finału i ostatniego spotkania Zizou w karierze – 19 lat. Dziewiętnaście i cztery. Niebywałe. To tak jakby jakiś piłkarz Gryfa Wejherowo, które dostało w czapkę przy Bukowej – dajmy na to Maksymilian Hebel – rok temu został Mistrzem Świata i zwierzchnikiem sił zbrojnych w Polsce.

Nie jest przesądzone, że Materazzi naprawdę nie uderzył w najbardziej czuły punkt Zinedina, którym właśnie zapewne jest porażka Francuza na Bukowej. To, że Zizou doskonale o tym pamięta, pokazaliśmy, gdy spotkaliśmy się z nim dwanaście lat temu 😉 Szczegóły poniżej 😉

Zizou na Bukowej!

Nie dało się symbolicznie lepiej pokazać, jaka historia się tworzyła na tym stadionie. Oprawa doskonała, wybitna.

Bardzo pragnęliśmy, żeby i na boisku to domknięcie wspaniałej historii było zwycięskie. Długo zanosiło się na to, że może to być rysa na tym dniu. Co prawda trener mówił na konferencji, że ważne było, aby zdjąć brzemię odpowiedzialności z piłkarzy, że właśnie muszą, bo to ostatni mecz. Kibice jednak rozpatrują to inaczej. Kibic to kibic. Patrzeliśmy na to, że jednak przyjeżdża jedna z najsłabszych ekip w lidze, przy której pojawia się pytanie – jak nie z nimi, to z kim? To nie oznaczało oczywiście, że należy dopisać sobie trzy punkty z urzędu. Natomiast są w tej lidze drużyny lepsze i słabsze. Zagłębie należy do tych słabszych. Wiadomo, że nie stałaby się żadna tragedia w tabeli, gdyby GieKSa tego meczu nie wygrała. Tragedia nie, ale mogłoby to wprowadzić pewną nerwowość. A smak zwycięstwa w takich okolicznościach jest przecież podwójny.

GKS Katowice jednak ten mecz wygrał. I to wcale nie jest takie oczywiste. W przeszłości multum tego typu spotkań nasz zespół po prostu przegrał. Jakaś młócka, krwawiące oczy i długo wynik 0:0. W końcówce rywale wyczuwają swoją szansę, bach, bach, strzelają dwie bramki i wywożą komplet. Tak było choćby w feralnym „kluczborkowym” sezonie, w którym zanim podziały się te straszne rzeczy w końcówce rozgrywek, GKS przegrał kilka meczów właśnie tracąc bramki w końcowych fazach wyrównanych, ale bardzo słabych spotkań.

Przed meczem rozmawiałem z komentatorem Canal Plus Marcinem Rosłoniem i mówił, że to tak bywa często w piłce, że jest pompa i otoczka, a potem piłkarsko wychodzi słabo. Przypomniałem sobie, jak Piotr Lech kiedyś w przerwie meczu z KSZO został czymś tam uhonorowany i po przerwie golkiper zawalił dwa gole, m.in. wpadając z piłką trzymaną w rękach do bramki.

Teraz było inaczej, choć długo się na to nie zanosiło. Ale teraz to jest inny zespół niż te, które przez kilkanaście lat nie potrafiły dźwigać ciężaru. Zespół ten miał przepchnąć ten mecz nawet kolanem, to przepchnął – i to dosłownie, bo taki to był gol Sebastiana Bergiera. Zwycięstwo ze wszech miar ważne, bo przecież istnieje slogan w piłce, że sztuką jest wygrać mecz, w którym nie idzie. GieKSie nie szło kompletnie i to goście mieli więcej sytuacji, na szczęście strzelali – jak mówił Laguna – Panu Bogu w okno. Jedna akcja – pięknie wypatrzył Alan Czerwiński Adriana Błąda, ten podał do Sebastiana, który wprawił stadion w euforię. Sam Adrian Błąd też coś spiął klamrą – przecież on strzelił gola dla Zagłębia w wygranym 5:0 meczu na Bukowej dziesięć lat temu. Wówczas podbiegł do kibiców świętować z nimi bramkę. A teraz – vis a vis tych samych kibiców, pogrążył Miedziowych, którzy będą musieli się twardo bronić przed spadkiem.

A kibice Zagłębia mieli się z pyszna, bo dopiero co śpiewali „coście tak cicho”. Teraz to oni byli odbiorcami tej przyśpiewki.

Po dwóch porażkach – po bardzo dobrym meczu w Lublinie i średnim w Białymstoku – GieKSa zgarnęła bardzo ważne trzy punkty. Tak jak pisałem w poprzednich felietonach – trzeba było się liczyć z przegranymi w tamtych meczach, choć nie musiały one nastąpić. Tutaj trzeba było bezwzględnie wygrać. Dopisane trzy punkty sprawiają, że nasza sytuacja w tabeli jest już totalnie komfortowa. Jedenaście punktów przewagi nad strefą spadkową na dziesięć kolejek przed końcem to potężny kapitał. Trzeba grać swoje i trzymać rękę na pulsie, ale teraz już tylko jakaś kompletna katastrofa spowodowałaby, że GKS znalazłby się pod kreską.

Tak, przegraliśmy te dwa wyjazdowe mecze, ale bilans na wiosnę to 3-1-2. Czyli nadal naprawdę niezły. Lepszy niż nasza średnia punktowa z całego sezonu, bo gdybyśmy mieli taką średnią jak na wiosnę – mielibyśmy czterdzieści oczek już teraz i bylibyśmy zaraz za podium. To przeczy jakimś dziwnym teoriom, że GKS zanotował regres. Fajnie, że GKS potrafi grać efektownie i miło dla oka. To daje wielką nadzieję i optymizm. I to powoduje też, że gdy potem zdarza się słaby – umówmy się – mecz z Zagłębiem, to jest jednak pewna iskra, która powoduje, że zespół się nie poddaje, nie kładzie, tylko skonstruuje tę jedną akcję, która da zwycięstwo.

To było piękne pożegnanie – tak jak w listopadzie Jana Furtoka, tak teraz naszego ukochanego stadionu. Tak to jest z przeprowadzkami. Zostawia się w jakimś miejscu kawał życia i kawał wspomnień. Grunt, żeby przeważały te dobre i żeby dobrymi były też te ostatnie. Wszyscy pożegnali ten stadion godnie.

Wiadomo, że na temat Bukowej wypowiadają się byli piłkarze czy trenerzy GKS. Ja natomiast chciałbym przytoczyć wypowiedzi naszych rywali z różnych okresów i to rywali z drużyn, z którymi GieKSa zawsze miała kosę, a sami ci zawodnicy przeżywali naprawdę ciężkie chwile pry Bukowej. Marcin Baszczyński, który komentował mecz w Canal Plus powiedział:

„Łezka się kręci, ja mam wspomnienia takiej kultury wychowania, śląskiego, mocnego wychowania – jako sąsiad zza miedzy przeszedłem tu swoją lekcję w meczach derbowych”.

W Lidze Minus wypowiedział się o Bukowej Wojciech Kowalczyk, były napastnik Legii Warszawa.

„Niekoniecznie dobrze ten stadion wspominam, bo zawsze nas lali. Wygrałem tam jeden mecz, w sezonie, w którym wyjeżdżałem do Betisu, a tak – zawsze porażka. Cisnęli nas. Ale pojechało tam też Bordeaux z Zidanem, Lizarazu, też dostali w „pyndzel”, więc nie ma się co wstydzić, że ktoś kiedyś przegrał przy Bukowej. A atmosferka na stadionie była świetna”.

Kowal przytoczył też jedną z piosenek, której „nigdy nie zapomni”, a która była kierowana pod jego adresem. Nie nadaje się do cytowania – poszukajcie w magazynie 😉

Zamykamy ten rozdział.

Bukowo – dziękujemy!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Jagiellonią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Rywalizacja z Jagiellonią za nami. Od niedzieli minęło już sporo czasu, materiały pomeczowe są na naszej stronie, czas więc zamknąć temat starcia z Mistrzem Polski. Wracamy więc myślą, mową i uczynkiem do Białegostoku jeszcze raz i myślimy już tylko o kolejnym starciu – z Zagłębiem Lubin.

1. To był drugi z rzędu daleki wyjazd – dla piłkarzy, kibiców i naszej redakcji. Po poniedziałkowej wizycie w Lublinie, teraz los znów pokierował nas na wschód – do Białegostoku.

2. Z Katowic wyjechaliśmy o godzinie dziesiątej, by na spokojnie – z zapasem dojechać na miejsce – i mieć jeszcze czas na zjedzenie normalnego obiadu, a nie czegoś na szybko w jakimś fast foodzie.

3. Droga przebiegała bez problemu. Tak jak w większości wyjazdów ekstraklasy, wszystko odbywa się na autostradach czy drogach szybkiego ruchu. Coś więc, co kiedyś zajmowałoby wiele, wiele godzin, teraz jest skrócone w naprawdę wielkim wymiarze.

4. Jako że pierwszy mecz w tym dniu odbywał się o 12:15, spokojnie można go było w drodze obejrzeć. Puszcza po raz pierwszy zagrała w ekstraklasie w Niepołomicach i… przegrała. Nie obyło się bez wielkiej kontrowersji sędziowskiej, jak ostatnio ma to miejsce co chwila. Gospodarzom należał się rzut karny i sędzia go podyktował, ale VAR cofnął jego decyzję.

5. Pozostaje się cieszyć, że póki co żaden sędzia przez swoją nieudolność nie skrzywdził naszego zespołu. W zasadzie do pracy arbitrów prawie w ogóle nie mamy o co się przyczepić. Chociaż, gdybyśmy się uparli…

6. Przez Warszawę przejeżdżaliśmy dosłownie dwie godziny przed meczem Legii ze Śląskiem Wrocław. Oj wrocławianie mają ciężary. Utrzymanie to już kwestia cudu. By zdobyć mityczne 38 punktów gwarantujące utrzymanie, podopieczni Alana Simundzy musieliby zanotować bilanse 8-0-3, 7-3-1. Nawet sześć wygranych przy żadnej porażce da już maksymalnie 37 oczek na koniec. To może wystarczyć do utrzymania, ale… nie musi.

7. Ogólnie wesołym automobilem jechaliśmy do Białegostoku w 5 osób: ja i Patryk na prasówkę, Magda, Werka i Kazik na foto. Mecz z Mistrzem Polski mieliśmy więc obsadzony więcej niż godnie. Dziękujemy Jagiellonii za przyznanie pięciu akredytacji! To zawsze daje nam duże pole manewru przy pracy.

8. W stolicy Podlasia byliśmy na trzy godziny przed meczem. To był zdecydowanie odpowiedni czas, by udać się na solidną strawę. Miejsce mieliśmy już obcykane mniej więcej od Warszawy. Wybór padł na Gospodę Podlaską na samym Rynku.

9. A Rynek taki rozległy, przestronny, ładny, z dookolnymi kamienicami. Przez chwilę podziwialiśmy do przestronne miejsce. I choć tu było rozlegle, można powiedzieć, że starówka miała swój klimat i fajne były te ulice i uliczki. Natomiast cały Białystok był bardzo hm… przewiewny, wyglądał jak miasto sypialnia i zasadniczo bardzo przypominał Tychy.

10. W Gospodzie zasiedliśmy i zamówiliśmy swoje dania – każdy co innego na drugie, a cztery osoby dodatkowo rosół – w końcu niedziela. Rosół dostaliśmy od razu i pierwszy głód został zaspokojony. Na drugie danie musieliśmy trochę poczekać.

11. No i czekaliśmy, czekaliśmy i nie mogliśmy się doczekać. Od zamówienia mijało już prawie 50 minut i lekko się niecierpliwiliśmy. Dobrze, że mieliśmy taki zapas, ale był on też po to, by odpowiednio wcześniej być na stadionie. Minimum przyzwoitości dla nas to obecność na obiekcie godzinę przed meczem. Ale najlepiej, gdy jest to półtorej. Mamy wtedy czas, żeby się rozłożyć i już coś wrzucić do neta.

12. Wracając jednak do jedzenia. Byliśmy ukontentowani. Tak – to słowo idealnie oddaje nasz stan. Było smacznie i syto. Mielone na patyczkach – palce lizać. Do o nie tej standardowy zestaw surówek, tylko normalna kapucha kiszona. Ponadto był burger, pierogi po bolońsku, czyli tradycyjne podlaskie danie, kotlet szefowej czy coś takiego, no i jakieś prażonki czy coś w ten deseń. Jakieś mięcho od Kazika 😉

13. Pojedli. Pani zapytała nas czy „dla nas to smakowało”, więc powiedzieliśmy, że „dla nas smakowało”. I zadowoleni udali się w drogę na stadion. Na rynku już kręciło się kilku kibiców Jagiellonii.

14. W kasie odebraliśmy akredytacje meczowe. Tutaj też się rozdzieliliśmy – z Patrykiem poszliśmy na prasę, dziewczyny i Kazik na murawę cykać fotki. Kazik standardowo uruchomił swojego drona i zrobił kilka efektownych ujęć stadionu z lotu ptaka.

15. Rzadko się zdarza, by przeszukiwali nas przy wejściu na prasę. Tym razem tak było, więc musieliśmy pokazać swoje sprzęty. Poszliśmy dalej.

16. Był mały problem z dotarciem do odpowiednich drzwi, trzeba było zejść w dół po jakichś schodkach z takiego podwyższenia. W końcu jednak doszliśmy, trochę na skraju obiektu, do wejścia dla mediów.

17. Trochę pokręciliśmy się po holu, zajrzeliśmy do sali konferencyjnej – to zawsze ważny aspekt, by wiedzieć, gdzie jest, by potem nie musieć szukać, i udaliśmy się windą na sektor prasowy. Tym razem nie trzeba było – tak jak w Lublinie – wystukać magicznych kodów (teraz już wiemy, że było to 2020), tylko po prostu wciskało się dwójkę i jechało na odpowiednie piętro.

18. W końcu byliśmy na trybunach stadionu Jagiellonii. Dla mnie był to pierwszy raz, czyli kolejny stadion do kolekcji. Tym samym skompletowałem swoją obecność na stadionach wszystkich obecnych ekstraklasowiczów, przy czym nie byłem jeszcze na nowych stadionach dwóch klubów – Pogoni i Lechii. W Szczecinie i Gdańsku miałem przyjemność być na starych obiektach, gdy grała tam GieKSa, a na Pogoni także podczas jednego meczu reprezentacji (porażka z Kamerunem 0:3).

19. Jeśli chodzi o ekstraklasę, pierwszą i drugą ligę łącznie, nie byłem jeszcze na pięciu obiektach. Z pierwszej ligi nie odwiedziłem tylko stadionu w Kołobrzegu, a w drugiej lidze – obiektów Pogoni Grodzisk Mazowiecki, Świtu Szczecin, KKS Kalisz i Skry Częstochowa. Czyli 49/54 zaliczone. Nie spieszy mi się do kompletu. Chyba, że w Pucharze Polski.

20. Gdy pojawiliśmy się na prasówce, kibice GKS już niemal szczelnie wypełniali sektor gości. Przy wyjściu piłkarzy na murawę ryknęli bardzo głośno, akustyka była ekstra i naprawdę była to zapowiedź dobrego, głośnego dopingu. Tym bardziej, że sympatycy Jagiellonii również przy wybiegnięciu piłkarzy Adriana Siemieńca pokazali swoje wokalne możliwości.

21. Stanowiska do pracy był solidne. Dość duży blat, pleksi między stanowiskami i dużo miejsc. Nie było więc ciśnięcia się, tylko z luzem, komfortowo, sporo miejsca. Do tego dziurka w blacie, przez którą można przeciągnąć zasilacz do laptopa. To są drobiazgi, które naprawdę cieszą.

22. Kibice Jagielloni zaintonowali hymn z okazji 1 marca, czyli Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Kibice GKS akurat śpiewali którąś swoją pieśń, ale gdy tylko zorientowali się, że odśpiewywany jest Mazurek Dąbrowskiego, dołączyli do niego.

23. Gospodarze oprócz meczów ligowych grali wcześniej w pucharach europejskich i w Pucharze Polski. Dokładniej dwa mecze z Poniewieżem, Bodo i Ajaxem, potem była FC Kopenhaga, Petrocub, Molde, Celje, Mlada Boleslav, Olimpija Lubljana i dwa razy Backa Topola. Plus Chojniczanka, Olimpia Grudziądz i Legia. To siedemnaście meczów, czyli cała dodatkowa runda!

24. A za chwilę przyjdzie kolejny dwumecz – z Cercle Brugge. Jaga ma okazję napisać piękną historię w Lidze Konferencji. Czy dorównają Lechowi, który dotarł do ćwierćfinału? Jest na to duża szansa.

25. Na boisko w Białymstoku wrócił Lukas Klemenz, który kilka lat temu reprezentował barwy Jagiellonii. Strzelił nawet jedną bramkę – w Płocku.

26. Kibice Jagi mają kosę z Szymonem Marciniakiem. Powyzywali więc „najlepszego sędziego świata” i wywiesili okolicznościowy transparent, dotyczący właśnie Szymona, a także Piotra Lasyka, który sędziował mecz Jagi z Legią w Pucharze Polski. Trudno się dziwić – Jaga została skrzywdzona.

27. Gdy na boisko wszedł Filip Szymczak mogliśmy sobie przypomnieć mecz sprzed trzech lat, kiedy to w barwach Kolejorza zawodnik strzelił na tym stadionie zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry.

28. Wyskoczyliśmy z radości, gdy Borja Galan trafił w 88. minucie do siatki. Szkoda, że Oskar Repka faulował Abramowicza. Nie jest powiedziane, że golkiper by ten strzał obronił, bo naprawdę był bardzo dobry.

29. Tym samym Jagiellonia zrewanżowała się GieKSie za jesienną porażkę w Katowicach. W dwumeczu jednak to GKS Katowice okazał się lepszy w lidze od Mistrza Polski. Zawsze to coś!

30. To była dopiero druga sytuacja w tym sezonie, że GKS przegrał dwa mecze z rzędu. Wcześniej tylko po Legii przegraliśmy z Koroną u siebie. Wtedy był to szok, bo z kielczanami przegrać nie mieliśmy prawa. W sumie teraz z Motorem też nie, ale jednak przeciwnik był silniejszy niż Korona wtedy. Co by nie mówić, nie możemy wybrzydzać.

31. Już w przerwie zawitałem na VIP-a, ponieważ panowie ochroniarze nie sprawiali problemu, żeby tam przejść. Być może nawet ludzie z prasy mogli tam wchodzić. Skorzystałem z okazji – i po meczu również – by się posilić. Co by nie mówić, jedzonko było znakomite, a makaron wyborny. I takie mini pizze. Pycha.

32. Po meczu spiker zapraszał osoby, które były na VIP, że mogą przejść na super VIP. Że będą tam atrakcje różne i… dyskoteka. Pierwszy raz się spotkałem, żeby na stadionie po meczu była organizowana dyskoteka 😉

33. Ogólnie ten VIP była odmiana po prasówce, gdzie do wyboru była tylko kawa i zielona herbata. Zielonej raczej nie tykam, bo mam przeboje po niej. No ale to są szczegóły. Była woda, więc człowiek nie musiał cierpieć z pragnienia 😉

34. Na konferencję trochę poczekaliśmy, Adrian Siemieniec łączył się z płyty boiska z TVP. Takie uroki ekstraklasy.

35. Najpierw jednak był trener Rafał Górak. Na koniec szkoleniowcowi łamał się już głos, więc bez pytań jego część konferencji została zakończona. A zakończył ją jakiś miejscowy dziennikarz, szeryf, który rządzi wszystkimi i w zasadzie pozjadał wszystkie rozumy.

36. To jest naprawdę pewne uniwersum tych konferencji prasowych na każdym niemal stadionie. Wygląda to tak, że jest grupa dziennikarzy, którzy dyskutują o wszystkim i o niczym – i zazwyczaj jest jeden lub dwóch gwiazdorów – którzy, z takim pseudoznawstwem, bezczelną pewnością i generalnie kreacją, która pokazuje, że jest to jakieś siedlisko zadufanych narcyzów, starają się najwyraźniej podbudować swoją samoocenę.

37. Adrian Siemieniec z klasą przywitał się z każdą osobą obecną na sali. Nasza fotografka Magda, podobnie jak przy Goncalo Feio, była kompletnie zaskoczona i zszokowana, gdy trener puknął ją po ramieniu, żeby się przywitać.

38. Ciekawa była wypowiedź trenera o amplitudach temperatur. Rzeczywiście sporo osób narzekało, że Jaga grała o 21.00 w czwartek przy minus dwunastu stopniach z Backą Topola. No ale to UEFA ustala terminy. A potem było plus dziesięć z Cracovią. Naprawdę jeśli amplituda wyniosła 22 stopnie, to może to wpłynąć na organizm. Choć chyba jeszcze gorzej by było, gdyby było odwrotnie.

39. Rany, tam był anioł na tej konfie. Muszę tam wrócić.

40. Ciekawa była sytuacja za… szybą. Dokładnie za szybą sali konferencyjnej na zewnątrz, stali kibice GieKSy, którzy wyszli z sektora gości. Niebywała sytuacja, bo przecież kibice wiedząc o tym, gdzie są, potencjalnie mogą zakłócać konferencję prasową na przykład pukając w tę szybę lub głośno śpiewając.

41. Po konferencji jeszcze chwilę zostaliśmy, by obrabiać materiały. Szybko na stronie pojawiła się konferencja prasowa (a od razu była w LIVE – zachęcamy do śledzenia) oraz pierwsza galeria. W sumie mieliśmy trzy fotoreportaże z meczu.

42. Ze stadionu wyjechaliśmy około 21.00. Czekała nas znów droga przez całą Polskę do domu. Na rozmowach mniej lub bardziej poważnych spędziliśmy ten czas. Przy okazji pozdrawiamy Choroszcz! Mieszkańcy tej miejscowości będą mieli darmowe autobusy po Cercle.

43. Na powrocie już zahaczyliśmy o kurczaki w KFC, bo już trochę czasu minęło od wizyty w Gospodzie Podlaskiej.

44. W Katowicach byliśmy trochę przed trzecią. Tym samym zakończyliśmy dwa dalekie wyjazdy w ciągu tygodnia – Lublin i Białystok. Kolejna delegacja będzie do Łodzi. Ale to za półtora tygodnia.

45. Do boju w meczu z Zagłębiem Lubin. Czas na rewanż!

46. Co prawda tak naprawdę nie ma żadnej pompy na pożegnanie Bukowej i przywitanie Nowej Bukowej, a Marcin Krupa coś pokrętnie mówi o jakimś rocznym cyklu wydarzeń otwierających stadion… Podskórnie więc można wyczuć, że może być tak, że na Bukowej jeszcze pogramy. Oby tylko nie wyszło to wszystko pokracznie…

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga