Piłka nożna
Trenerze Paszulewicz – nie idź tą drogą! (ostrzeżenie)
Nie będziemy w tym artykule zajmować się stricte meczem z Tychami, choć teoretycznie jest to artykuł z cyklu „pre-scriptum. Nie będziemy, bo nie ma to najmniejszego sensu. Za chwilę pewnie na stronie oficjalnej pojawi się wywiad przedmeczowy z jednym z zawodników, który wypowie się o „ważnym meczu derbowym, „derbach, które rządzą się swoimi prawami” czy „będziemy chcieli się zrehabilitować za mecz z Ruchem”. Szczerze mówiąc dla zdrowia psychicznego chłopaków pracujących w klubowych mediach, lepiej byłoby, gdyby nie musieli takiego wywiadu nagrywać. Bo przecież słysząc takie teksty, które de facto są kłamstwami w żywe oczy (i oko kamery), zapewne idzie… oszaleć.
W tygodniu ogłoszono na konferencji prasowej nazwiska czterech zawodników, którzy żegnają się z GieKSą już teraz, a nie po zakończeniu sezonu. Powiedzmy sobie szczerze, że sytuację tę można rozpatrywać dwojako. Wiele osób się bardzo ucieszyło, że w końcu nastąpił wstrząs, że trener uderzył pięścią w stół, a dyrektor Bartnik powiedział, że wszyscy zawodnicy muszą się mieć na baczności.
Przyczyn pożegnania się akurat z tymi piłkarzami nie znamy, bo tłumaczenie Bartnika, że „nie pasują do koncepcji trenera” jest bardzo lakoniczne. Nie chodzi najprawdopodobniej tylko o postawę na boisku w dotychczasowych meczach, bo taki Cerimagić zagrał dwa razy po połowie, Plizga jedną połowę (niezłą), a Goncerz i Kędziora w ostatnim czasie również więcej nie grali, niż grali. Można więc domniemywać, że zadecydowały inne kwestie niż boisko.
Problem w tym, że główni aktorzy seryjnej żenady w ciągu ostatnich kilku tygodni ostali się bez szwanku. Tacy piłkarze jak Słaby, Zejdler czy Prokić za ostatnie spotkania powinni dostać dożywotni ban na występy przy Bukowej. Słaby wyglądał, jakby wszystkie złe rzeczy na Cichej robił specjalnie, Zejdler od półtora roku nie zagrał nawet jednego przyzwoitego meczu, Prokić spisuje się tak, jakby chciał, żeby przypadkiem GieKSa nie zajęła miejsca, które według niego powinna zająć Stal Mielec… Przykładów jest zresztą dużo więcej.
I teraz powstaje pytanie, co widzi trener Paszulewicz, a czego nie widzi lub nie chce widzieć? Bo z jednej strony to „urlopowanie” kilku zawodników niby daje jakiś sygnał, ale czy rzeczywiście szkoleniowiec zorientował się już, że to jednak wielu innych – grających regularnie – z dużym prawdopodobieństwem jest zamieszana w gierki niekoniecznie czyste?
Dotychczasowe wypowiedzi szkoleniowca dotyczą bowiem kwestii czysto piłkarskich, a nie wypowiada się o motywacji i mobilizacji zawodników do wygrywania spotkań. I mamy szczerą nadzieję, że to tylko wersja, na konferencjach. Bo jeśli Jacek Paszulewicz szczerze wierzy w to co mówi na spotkaniach z mediami, to jest na prostej drodze, by swoją karierę w GieKSie skończyć jak Jerzy Brzęczek i Piotr Mandrysz, czyli mówiąc delikatnie – w niesławie i z obrzydzeniem do tego zawodu.
Od zeszłej wiosny wiele się nie zmienia. Zespół mobilizuje się wtedy, kiedy ma na to ochotę i ma w tym interes. I wówczas następuje zamydlanie oczu wszystkim obserwatorom, a potem przychodzi spektakularne odpuszczenie meczu. To m.in. doprowadziło do piłkarskiej depresji trenera Mandrysza, który ze swojej bezsilności nie potrafił nic zrobić i wyglądał na konferencjach jak wrak człowieka. Człowieka, którego znaleźliśmy jako choleryka i kipiącego energią szkoleniowca. Do tego potrafią doprowadzić cyniczny ludzie mieniący się piłkarzami GKS Katowice. Warto by Jacek Paszulewicz sobie zdawał z tego sprawę, bo oni nie cofną się przed niczym, by i jemu zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę trenerską. Tym bardziej jeśli – jak dochodzą nas słuchy – niektórym zawodnikom wybitnie nie po drodze z trenerem chcącym narzucić swoje twarde zasady.
Przed rundą wiosenną ostrzegaliśmy już Jacka Paszulewicza, do jakiej szatni wchodzi. Zrobimy to jednak jeszcze raz. Najpierw przytoczmy fragment styczniowego felietonu, który napisaliśmy po ogłoszeniu decyzji o rozstaniu z trenerem Mandryszem:
„Trudno czasem było uwierzyć, że trener wierzy w to, co mówi o zaangażowaniu. Każdy mający dobry wzrok obserwator meczów GKS widział, że co najmniej kilka meczów było oddanych kompletnie bez walki i choćby odrobiny zaangażowania. Nie można chyba być tak zaślepionym, żeby – mowa o trenerze – wmawiać sobie, że zawodnicy gryzą trawę, w momencie, gdy grają de facto przeciw trenerowi i to nawet niekoniecznie celowo, ale po prostu nie angażując się w grę. Czy trener Mandrysz dobrze wiedział co jest grane, ale bał się lub nie chciał tego ugłośnić na konferencjach prasowych? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast – widząc go po prostu na tychże konferencjach – że bardzo mocno to przeżywał i go to gryzło. Wolał jednak wszystko, co trudne zachować dla siebie. I to też go chyba zgubiło”.
Zaraz po zatrudnieniu trenera Jacka Paszulewicza napisaliśmy kolejny felieton – już stricte dedykowany trenerowi – tym razem pod tytułem „Krótka lekcja historii dla trenera Paszulewicza” (całość https://gieksainfo.pl/krotka-lekcja-historii-dla-trenera-paszulewicza/). Oto dłuższy fragment, który jak ulał pasuje do obecnej sytuacji GKS Katowice:
„Każda ze wspomnianych trzech sytuacji i postaci [Moskal, Brzęczek, Mandrysz – przyp.red.] ma swoje punkty wspólne. Przede wszystkim nieprawdopodobne wręcz chronienie piłkarzy przez każdego szkoleniowca. Kibice w Katowicach nie są głupi. Za dużo już widzieliśmy, zarówno meczów, jak i zawodników. Potrafimy odróżnić zaangażowanie nawet w przegranych meczach, od ordynarnie przechodzonych i oddanych bez walki. A takie zdarzały się w 2017 roku bardzo często, jesienią również – problemem było to, że zawsze były to spotkania ważne i prestiżowe.
Ani Moskal, ani Brzęczek, ani Mandrysz nawet nie zająknęli się, że piłkarze robią pod górkę. Nie tylko klubowi, ale także właśnie trenerom. Zawsze słyszeliśmy te samo słodkie paplanie, że „nie mogę się zgodzić z tym, że nie było zaangażowania”. Prawdopodobnie takie same teksty były wygłaszane przez trenerów w czasach, gdy korupcja w polskiej piłce święciła swoje wielkie dni. Zastanawiające jest, czy trenerzy są tak ślepi, że nie widzą braku zaangażowania czy po prostu po jakimś czasie zgadzają się na to, akceptują i wolą się nie wychylać. Trener Brzęczek był zwichrowany do tego stopnia, że gdy po meczu z Górnikiem szanse na awans stały się iluzoryczne – gratulował „chłopakom” dobrego meczu.
Trener Jacek Paszulewicz nie może być kolejnym, który będzie przykładał cegiełkę do zakładu pracy chronionej GKS Katowice. Mamy w zespole zdrowych, dorosłych, (podobno) wysportowanych mężczyzn, a tymczasem każdy kolejny trener, widząc (a może nie?) brak ambicji i zaangażowania, a jednocześnie chroniąc ich w każdej minucie, traktuje ich jako niepełnosprawnych. Dodatkowo klub nie ma zespołu rezerw, żeby przesunąć jednego czy drugiego nieangażującego się delikwenta. I efekt jest taki, że ciągniemy za uszy w kadrze zawodników, którzy aktywnie uczestniczyli nie w jednej czy dwóch, ale całej masie oddanych meczów, a wręcz całych kampanii pod tytułem „awans do ekstraklasy”. To chuchanie i dmuchanie na tę grupę zawodową, tak się właśnie kończy”.
To tyle z cytatów. Warto, żeby szkoleniowiec miał tę wiedzę i znał historię swoich poprzedników. Bo „piłkarze” GKS grając teraz w sposób skandaliczny i odpuszczając mecze, powtarzają też to, co grali jesienią. Problem w tym, że te święte krowy nadal jeszcze pozostają nietykalne (decyzje kadrowe z wtorku jeszcze nas nie przekonują, że jest inaczej). Bo jeśli wspomniani Prokić, Słaby czy Zejdler ciągle są podstawowymi zawodnikami, mimo mentalnego sprzedania kilku meczów, to znaczy, że nadal niektórzy w klubie nie widzą tego, co widzą kibice.
Powiem szczerze, że na ten moment nie wiem, czy chciałbym, żeby GKS Katowice awansował. Uważam, że to się i tak nie stanie, a jeśli coś by się odmieniło i jednak awans by był, to podejrzewam, że jedynie z pobudek typu, że w ekstraklasie można kręcić jeszcze większe wałki. Nie mam ani krzty zaufania do sportowych ambicji tych ludzi. Do tego stopnia obrzydzają oni piłkę nożną, że śmiem twierdzić, iż „szalona” radość w szatniach na meczach wyjazdowych to była radość z czegoś innego niż to, że przybliżyliśmy się do ekstraklasy. A z czego? Nie wiem. Po ostatnich meczach, a już w szczególności po haniebnie oddanym Ruchowi Chorzów spotkaniu derbowym, nie wierzę im w nic. W ani jedno słowo w wywiadzie, w ani jedną dobrą akcję na boisku, że jest robiona na chwałę klubu.
Nie wiem, czy chciałbym awansu, bo zdaję sobie sprawę, że w tym przypadku większość obecnej kadry zostanie w Katowicach. I mimo promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej, to byłoby dalsze pogłębianie patologii sportowej w tym klubie, tylko na wyższym poziomie. Szczerze mówiąc wolałbym w końcu wyczyszczenie szatni z piłkarskiej trucizny, tak żebyśmy mogli na nowo cieszyć się z ambitnej, walczącej i sportowej GieKSy. Wolałbym to – nawet kosztem awansu. Zlikwidowanie piłkarskiej patologii w tym klubie będzie większym sukcesem niż awans. Będzie sukcesem bezcennym.
Ale już to, czego się boję najbardziej i co by było najgorsze to scenariusz następujący. GKS Katowice wygrywa trzy mecze, zdobywa dziewięć punktów, ale nie awansuje, bo Zagłębia lub Stali nie udaje się wyprzedzić. Więc pozostajemy na zapleczu ekstraklasy, tak naprawdę z powodu odpuszczenia wielu, wielu meczów w całym sezonie. Ale co powiedzą wtedy piłkarze? Że było tak blisko, że zabrakło jednego punktu, że brakło szczęścia. Ryzyko polega na tym, że mogą się na to nabrać Jacek Paszulewicz, Tadeusz Bartnik i Marcin Janicki. I skoro było tak blisko, a końcówka była „piorunująca” to trzeba tym zawodnikom sprawiedliwie dać szansę na następny sezon. I nie będzie wtedy znaczenia, że Zejdler zawalił dwa awanse, Kamiński trzy, a Foszmańczyk, który po kółeczku z Grudziądza powinien wylecieć rok temu, cały czas jest w tej szatni. Tak, wiemy, że Kamyk gra dobrą rundę, ale jest tak samo zamieszany w to wszystko co się działo rok temu i teraz. Gdyby nie był, to powinien głośno powiedzieć, że coś jest nie halo, a nie w którymś wywiadzie mówić, że „jest spokojny o ten zespół”. Jest zamieszany w klubową patologię, jak cała reszta.
Tadeusz Bartnik na konferencji powiedział, że chciałby uniknąć latem rewolucji typu wyrzucenie 75% składu. Okej, można zrozumieć, że nie chce teraz osłabiać morale zespołu, bo jest „szansa”. Ale każda rozsądnie myśląca i mająca w miarę dobry wzrok osoba, widząc ostatnie trzy rundy w wykonaniu GKS, wie, że większość zawodników po prostu powinna wylecieć jak najszybciej i najlepiej dostać zakaz stadionowy i zakaz zbliżania się na Bukową na odległość kilometra, by przypadkiem swoją obecnością nie przesyłać na stadion fluidów genu porażki i kombinatorstwa.
Mecz z Tychami? Spokojnie może być wygrany, bo awans w tej chwili nam nie grozi. Mam szczerą nadzieję, że kibice nie nabiorą się na ewentualne zwycięstwo, tak jak nabrali się po meczu z Podbeskidziem. Ta drużyna niezależnie od wyniku nie zasługuje na doping. I mam szczerą nadzieję, że tego dopingu nie dostanie. Wszyscy musimy zrozumieć, że wspierając tę drużynę w jakikolwiek sposób, również jesteśmy odpowiedzialni za jej patologię.
I jedno zdanie na koniec. Jestem w tym momencie murem za trenerem, nawet mimo błędów, które popełnia. Jestem murem za trenerem i Was zachęcam do tego samego. Ale trener musi przejrzeć na oczy i przyznać się przed samym sobą, że niektórzy zawodnicy, których uznawał za profesjonalistów, robią pod górkę – jemu, kibicom i całemu klubowi.
Jeśli szkoleniowiec stanowczo nie będzie reagował i co równie ważne – nie będzie miał za sobą prezesa Janickiego – to skończy marnie swoją karierę szybciej niż na dobrą sprawę się ona zaczęła.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.


fun
17 maja 2018 at 10:08
prawda w najczystszej formie. świetny felieton.
maziGKS
17 maja 2018 at 10:24
Nie zgodzę się z wieloma kwestiami w tym felietonie. Tak wygląda ta liga niestety (teoretycznie słabi wygrywają z tymi niby lepszymi). I to nie jest tylko nasz problem ale słabości tej ligi. Nie usprawiedliwiam bo przegrana z ruchem to hańba i wstyd . Ale bronił będę Prokica bo jego brak był właśnie najbardziej widoczny w meczu z ruchem, gdzie Volas nie istniał bo nie miał wsparcia Andrzeja. Zgodzę się z ostatnim zdaniem tym podkreślonym na Grubo i tez jestem murem za trenerem. A z awansu będę się cieszył jak nikt. INO GieKSa !
Irishman
17 maja 2018 at 11:47
Shellu, nie chcesz awansu, żeby wyczyści szatnię.
No ale przecież po Moskalu niby została wyczyszczona, no bo chyba mi nie wmówisz, że Goncerz albo Kamiński, którzy się jedynie ostali to jacyś „capo di tutti capi” blokujący nam we dwójkę od lat awans?
Nie, po prostu piłkarze są wszędzie tacy sami i nawet jak wywalimy wszystkich, to ci którzy przyjdą będą robić to samo, o ile im się na to pozwoli. Tak samo, ci którzy zostaną nie będą tego robić, jeśli im na to ktoś nie pozwoli.
Można zrobić awans i zmienić charakter drużyny, tak samo jak można go przegrać i nic nie zmienić. Ja wybieram to pierwsze.
Aczkolwiek, gdyby tego awansu nie było, to byłaby to wraz ze wstydem po obu derbach z chorzowskimi, pewnego rodzaju kumulacja upokorzenia i upodlenia nas i naszego klubu. I to nie jest istotne, czy przegramy o punkt, czy o np. 11 punktów. Szczerze, to już bym wolał przegrać co najmniej o siedem, żeby nie okazało się, ze chorzowscy nam odebrali to o czym tak bardzo marzymy od lat! Tak więc, gdyby tego awansu nie była, a nic wielkiego nie stałoby się z drużyna, to by oznaczało, że nie tylko piłkarze mają nas i nasze zdanie w tyle….. ale także osoby decyzyjne w klubie.
Dyrektor Bartnik powiedział ostatnio, że oni nie są od tego, żeby spełniać życzenia czy żądania. Czyli co… „gramy dla siebie”? Już to niedawno gdzieś słyszeliśmy.
A ja myślę, że tak jak my, kibice jesteśmy dla klubu, tak i on jest też dla nas! Tylko w tej symbiozie można coś osiągnąć. Tak więc panowie – trenerze, dyrektorze, prezesie pamiętajcie także i o nas. Pamiętajcie, ze to my przegraliśmy najwięcej w tych dwóch, upokarzających nas porażkach na jesieni i kilka dni temu!
Tomek
17 maja 2018 at 11:56
Od desygnowania składu jest trener i to on za to odpowiada, skreślanie tego czy innego jest nie na miejscu, nie uczestniczymy w treningach rozmowach nasza ocena opiera się tylko na pojedynku piłkarskim. Niestety jest rozdźwięk pomiędzy poziomem sportowym klubu a marketingiem. To czy awansujemy nie zależy od nas. Karty są już rozdane i tylko po kursach można się domyśleć kto z kim wygra. Mając na uwadze to iż w ostatnim czasie wygrywają ci którzy są z wyższym kursem.
Argail
17 maja 2018 at 12:57
NIe chcesz awansu??? Proponuje żebyś jeszcze raz się nad tym zastanowił, tak naprawdę zastanowił, bo chyba nie potrafisz odciąć od siebie niepowiązanych rzeczy. Awans jest czysto iluzoryczny, nie zależny już od nas i nie jesteśmy nawet jako 3 faworyt, ale jest możliwy. Szatnię można czyścić w okresie transferowym, sezon trzeba dograć tym co się ma … (chyba że mówimy o 3 walkowerach), teraz można tylko przekazać sygnał. Ekstraklasa to inny świat, inne pieniądze, wpływy etc, i przede wszystkim koniec tego marazmu, nie oznacza natomiast konieczności pozostawienia nikogo za „zasługi” więc nie rozumiem Twojego toku myślenia. Uważasz że tą, niewielką już szanse, należy odrzucić, nie dopingować i najlepiej oddać?? W imię czego FOCHA??? Prawda jest taka że jest straszna mizeria i „zawodnicy” po prostu nie gwarantują i trzeba się rozstać z … może nawet wszystkimi. Ale w tym sezonie są ludzie którzy wykonali prace, zainwestowali pieniądze, poświęcili czas i inne dobra dla klubu. NIe wiesz jak sytuacja w lidze będzie wyglądała za rok, nie wiesz jak będzie konkurencja a co najważniejsze nie wiesz jakie skutki przyniosą roszady! Ale Ty „nie chcesz awansu” ??? U uważasz że należy przeznaczyć minimum rok czasu i miliony złotych nie mówię już utraconych korzyściach, bo „grajki zawaliły parę meczy”, a powiedz kto za rok to odcierpi? Oni? Chyba nie bo ich przecież nie będzie. Odcierpimy to My! Kolejnym sezonem w tej zaściankowej lidze którą wszyscy od lat rzygamy. Nie jesteście może oficjalnymi mediami klubowymi ale warto się czasem zastanowić co sie wypisuje w felietonach i do czego w nich nawołuje . Dziennikarstwo to przede wszystkim odpowiedzialność!! Nie zapominaj o tym. WIęc lepiej w tych ostatnich meczach wspierać klub (nie piłkarzy) kibicować i mieć nadzieje że jakimś cudem inni spaprają sprawę bardziej może si uda, a rozliczenia zostawmy na moment gdy szanse bedą równe 0. Rozwalić i wyrzucić można zawsze. Ale żeby nie byo aż TA anty, to zgadzam się z Tobą w jednym „TEŻ JESTEM MUREM ZA TRENEREM”
Shellu
17 maja 2018 at 13:19
Wierzysz w to, że w przypadku awansu będzie rewolucja kadrowa? Bo ja nie. I powiem Ci więcej – większość zawodników pozostanie w klubie, bo przecież będą „bohaterami”.
Argail
17 maja 2018 at 13:43
Moja „wiara” nie ma tu nic do rzeczy, skoro ufamy Trenerowi …
Mecza
17 maja 2018 at 14:05
Śmieszy mnie wasza wiara w trenera bo ona szybko minie. Tak samo większość pisała przy zatrudnianiu Mandrysza. Facet został odstrzelony przez znawców (nie mam na myśli Bartnika bo on z innych powodów to zrobił) po 6 miesiącach. Popełnił błędy ale w pół rundy ciężko coś zrobić. Mandrysz miał wszystko aby ten awans zrobić w dwa lata. Paszulewicz to żółtodziób bez sukcesów który tylko lepiej medialnie wypada, ale jak mawiał Mandrysz, awans się robi a nie o nim mówi. Fajnie się słucha Paszula, zimą napisałem że przypomina mi złotoustego Stawowego, oby nie skończył jak on.
maxiu
17 maja 2018 at 14:10
Ja czekam az czystka dotknie jeszcze takich zawodników jak Kamiński,Foszmanczyk,Nowak,Franczak,Zejdler,Kalinkowski.Po odejsciu tych kopaczy i zastapieniu ich zawodnikami pokroju Słomka Skrzecz Błąd,Kuliński bedzie szansa na lepsze jutro!!!Przez w/w zawodników stracilismy nie tylko niepowtarzalna szanse na awans.Ale przypominam że po ostatnim sezonie stracilismy sztab szkoleniowy (który teraz walczy w ekstaraklasie o puchary)Prezesa który wyprowadzil klub na prosta.Pierwszego od lat strategicznego sponsora firme Aasa.I jeszcze wiele innych przywileji zwiazanych z awansem.Wiec licze ze ci pseudokopacze tez kiedys beda tak potraktowani jak potraktowali nas kibiców!!!!Nie życze nic dobrego żadnemy z zwolnionych zawodników niech wasze kariery sportowe sie juz koncza!!! HUJ WAM W RYJ PATAŁACHY!!!
Zenek
17 maja 2018 at 14:20
Prawda i cała prawda, ta grupa piłkarzy już tyle złego wyrządziła temu klubowi, że nie wiem jakiego pecha trzeba mieć aby taką „grupę wyłowić” i nazwać „drużyną”, ile razy kobieta/mężczyzna musi zostać „zdradzony” aby do niej/niego dotarło że widocznie w tym zestawie związek jest patologiczny i chory i jedna strona jest regularnie oszukiwana! (wiele za wiele w przypadku tej tzw „drużyny”)
Irishman
17 maja 2018 at 16:36
@Argil, zgadzam się w dużej mierze.
Nie można nie chcieć awansu, bo może być korzystny dla piłkarzy, których się znienawidziło. Tu trzeba swoje urazy schować do kieszeni jeśli idzie o GieKSę. Awans da potężnego kopa całemu klubowi i właśnie on spowoduje, że będziemy wieli większe pole manewru w budowaniu drużyny.
Poza tym nie wszyscy piłkarze to zawodnicy, nie wszyscy zasługują na nasze potępienie, a podsycanie takiej atmosfery niechęci powoduje, że dostaje się także tym, którzy na to nie zasłużyli.
Zgadzam się, że trzeba usunąć tą truciznę, która zadomowiła się w naszym klubie i pozbawia go sukcesu. Ale trzeba to zrobić zmieniając mechanizmy, stosunki personalne, wymaganie w stosunku do pracowników itp. Inaczej można sobie wymieniać kolejnych piłkarzy, a ci nowi, którzy przyjdą będą postępowali tak samo!
I oczywiście, że trener powinien mieć nasze bezwarunkowe poparcie gdy po drugiej stronie stoją zawodnicy, którzy zawiedli. Ale w stosunku do niego samego, to mam trochę zdanie podobne do @Mecza i poczekam z tym pełnym poparciem, na to co pokaże jesienią.
Kriss
17 maja 2018 at 16:38
https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/755038/kwadrans-terroru-sporting-lizbona-po-ataku-jakiego-jeszcze-nie-bylo
a moze by tak zmotywowac naszych kopaczy ?
Shellu
17 maja 2018 at 16:49
Nie no żadne „akty terroru” nie wchodzą w grę. To nie poprawi sytuacji klubu, a pogorszy.
wiesiek
17 maja 2018 at 17:47
Ktoś tu jeszcze myśli o awansie…:) Wypisujecie dziesiątki miałkich
zdań o charakterze życzeniowo eksperckim i sądzicie że macie jakiś wpływ na działalność klubu. Ewidentnie po raz drugi wyruchani w dupska przez piłkarską maf*ę nie potraficie wyciągnąć wniosków i nadal żyjecie gdzieś obok rzeczywistego świata. Przyjście na Bukową jeszcze w tym sezonie to dowód frajerstwa i źle pojmowanej miłości do klubu.
KruchY
17 maja 2018 at 17:50
Brakuje niewiele:wygrywamy 3razy! zs raz wtopi lub 2 remisy no i sm 1remisik
Mecza
17 maja 2018 at 19:08
@wiesiek, irytują mnie hasła wzywające do bojkotu, podejście typowe dla kibiców sukcesu. Tu chodzi o GKS, o postrzeganie nas w Polsce, ty dla „piłkarzy” i zwycięstw pojawiasz się? Oni nas mają gdzieś, ich za chwilę nie będzie a GKS będzie istniał, obojętnie na jakim poziomie. Komu zrobisz na złość?
Tymron
17 maja 2018 at 19:52
Piłkarze są bezpośrednio winni ale nie bądźcie naiwni – za czyimś przyzwoleniem. Ryba psuje się od głowy, jeśli dziecko jest źle wychowane i ulega demoralizacji (taka analogia z mojej pracy zawodowej) to zawsze winę ponosi rodzic. A tymi rodzicami nie są bynajmniej Moskal, Brzeczek, Mandrysz, Paszulewicz. Oni weszli do „rodziny” z zewnątrz. Sami sobie odpowiedzcie kto procz części piłkarzy jest od samego początku oszustwa pod tytułem „gra GKS o awans”.
Hasiokowi kopacze
17 maja 2018 at 19:59
Awansu nie będzie z tym trener ani bez niego. Z tymi zawodnikami albo bez nich. Z tym prezesem albo bez niego. Bo nie ma tego nakazu z góry. Biadolić jak stare aby będziecie za rok, dwa i pięć. Ktoś z urzędu kto płaci za to żeby popełniać te wpisy podwójne nadziei o tym że trzeba dawać szansę trenerowi albo ty akcji tamtym, albo tak czy siak budować drużynę, musi mieć z Was niezły ubaw. Ale w wyborach zagłosujecie na jedyną słuszną opcję bo ktoś Wam frajerskie dupy, pociśnie słodkie pierdy o stadionie i awansie za rok albo dwa 🙂 zastanówcie się tylko dlaczego rozwiązali drugą drużynę? Czyż nie po to żeby nie było ogranych juniorów których można wprowadzać do składu? 🙂
artur
17 maja 2018 at 20:31
Od kilku lat staje się jasne o co tu idzie. Niestety niektórzy potrzebują jeszcze sporo upokorzeń żeby przejrzeli na oczy. Ten kto ma awansować już wie. Nasi kopacze, trener i zarząd też od początku wiedzieli o co gramy. Mówili to między wierszami, niby żeby nie zapeszać, ale jednak na tyle jasno, że kto bystry ten wie, że nie w tym roku awans i nie w przyszłym pewnie też.
cobden
17 maja 2018 at 21:52
Shellu zrób sobie przerwę bo odlatujesz..
To nie jest po prostu team na awans. Za mało jakości.
Sebek
17 maja 2018 at 22:01
Moim zdaniem największym problemem Gieksy jest brak w szatni 2-3 zawodników związanych mocno z klubem, zawodników dla których dobro Gieksy jest najważniejsze, zawodników, którzy trzymali by za ryje całe barachło. Złapałby jeden takiego Andrzeja za ucho, powiedział, że jak hajsy mu się już zgadzają to ma brać PKS-a do Mielca, bo Katowicach robią awans i nie potrzebują półproduktów. Drugi z Zajdlerem by się na piwo umówił, a jakby mu piwo nie smakowało, to w walce o piłkę na treningu dałby takiemu własnej krwi posmakować.
Irishman
17 maja 2018 at 22:07
@Sebek, jeden GieKSiarz był, tylko, że….. wbrew koncepcji trenera i już został urlopowany.
Może dobrze, może źle – zobaczymy za kilka miesięcy.
tomassi
17 maja 2018 at 22:11
Najgorsze co może być to nie przyjść na mecz. Jak można tak wogóle myśleć?
Nie ma nas to dopiero pole do popisu dla jakiś piłkarskich manipulacji.
Jeżeli takie są. Bo pomyślmy kiedy łatwiej? Przy pełnych trybunach, gorącym,
żyjącym Blaszokiem ? Czy przy pustych trybunach?
Musimy być na tym meczu!!!
Nie dla piłkarzy ale dla siebie. Bo jesteśmy fanatykami tak? Bo kochamy ten
klub i te barwy. Bo jesteśmy zawsze tam gdzie nasza GieKSa gra.
Czy nie tak śpiewasz?
Sebek
17 maja 2018 at 22:25
@Irishman, bez urwazy ale Plizga w Gieksie zagrał może z 40 meczów (marne statystyki żeby nazwać piłkarzem oddanym Gieksie).
Nam jest potrzebnych dwóch Gattuso. I nie mówię tu o umiejętnościach piłkarskich tylko o oddaniu barwom. Jak dla mnie mogliby nawet nie mieścić się do pierwszej 11.
tomassi
17 maja 2018 at 22:30
I dużo osób pisze że trzeba zaufać trenerowi. Zgadzam się z tym. To jego
decyzje. Pokażemy mu że ma nasze poparcie. Pokażemy mu to nawet przez 90 minut.
Zobaczymy jak to będzie i w tą i czerwcową sobotę, niedzielę.
Wszyscy na mecz!
Gdzie byście wylewali te swoje fochy jak to byłby 90 rok? Bez neta.
Pewnie pod kasami albo w autubusie. Bo wątpię żeby ktoś w zinie pisał o tych
domysłach i spiskich.
Wszyscy na mecz.
Tymron
18 maja 2018 at 01:09
Tomassi na mecz owszem ale z przekazem, że GieKSa to My, żadnego wsparcia dla nikogo sobie nie wyobrażam. Po za tym sorry ale czy przy pełnym Blaszoku czy przy pustych trybunach to już nieraz pokazali, że nie ma najmniejszej różnicy żeby się skurwić.
Hasiokowi kopacze
18 maja 2018 at 07:22
Idę na szpil żeby ich rozliczyć jak dostaną wpierdol na boisku. Na słodkim popierdywaniu w necie mogłoby się skończyć gdyby spuścili smrody do IIej ligi i odpuścili awans. A nie dość że odpuscili awans to jeszcze ośmieszyli nas i klub…
Zenek
18 maja 2018 at 11:10
Pytanie do tzw „zawodników”, czyje to słowa ” A wy za kim jesteście? Odpowiedź: – Za Ruchem. – W takim razie nie możecie u mnie spać, fani Gieksy by mi nie wybaczyli. Przykro mi.”
Irishman
18 maja 2018 at 14:15
@Sebek, a Plizga to jest chyba ostatni z naszych wychowanków, który cokolwiek prezentuje i mógłby się ewentualnie włączyć w awans. Tak podupadliśmy piłkarsko po tych kilkunastu latach tułania się po peryferiach polskiej piłki.
Ale myślę, że niekoniecznie tu chodzi o to, że u nas nie ma ludzi związanych z GieKSą. Może wystarczyłoby, po prostu mieć kilku z charakterem?! Mówił o tym nawet niedawno Brzęczek w wywiadzie, że takich mu brakowało.
mag
18 maja 2018 at 20:45
jeśli nie wiadomo o co chodzi – to chodzi o pieniądze. Widocznie więcej da się zarobić nie awansując.
maxiu
18 maja 2018 at 22:24
irishman@ Z tego co mi wiadomo to plizga nie jest naszym wychowankiem tylko Stadionu Śląskiego.I jestem szczesliwy ze tego falszywego kutasa juz nie ma u nas!!Jak tak bardzo sie utożsamiał z GieKSa jak to powtarzal w wywiadach to dlaczego nie przyszedł za pierwszym razem jak mial propozycje,tylko wybrał Górnik.???O Katowicach sobie przypomnial jak juz go nikt nie chcial! Koniec emerytów,i inny gieriatykow na koniec kariery.
Makron
19 maja 2018 at 02:21
Plizga? Nigdy nie był wielce zdeklarowanym GieKSiarzem ino dorobkiewiczem, który za dobra kasę łapnie kontrakt gdzie popadnie. Jedynym GieKSiarzem w naszej kadrze jest Wierzbicki, który dostał szansę przez przypadek, powinien po sezonie dostać kontrakt jako 3 bramkarz. Ludzie opamiętajcie się !!! Niepowodzenia GieKSy to od lat wina tylko piłkarzy? Nie!! To jest zarządzenie z góry, że awansu ma nie być! Czy my jesteśmi ślepi? Jak statystycznie możliwy jest brak awansu lub spadku z 2 (I) ligi przez 12 kolejnych lat ?? W całej Europie podobnego wyczynu dokonał chyba tylko swego czasu TSV Monachium. Przypomnijcie sobie o „hamulcowych”, potem sezon „Foszmańczyka i spółki”, teraz kolejny – „Prokicia” a za rok będzie pewnie „Błąda”. Co pół roku wypierdalamy piłkarzy, trenerów, asystentów, menadżerów itp. bo są beznadziejni. Klątwa?? Nie o to chodzi… Czy ktoś wreszcie skuma o co?? Jeśli nie, to 4 sezon będziemy „emocjonować” się (frustrować) walką o nie-awans, puszczaniem meczów derbowych, odpuszczaniem gry gdy tylko będzie potrzeba.