Dołącz do nas

Piłka nożna

Wyszarpana, piękna jesień – dziękujemy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

No i to koniec „wielkiej” pierwszoligowej piłki w roku 2016. GieKSa zakończyła rundę jesienną na drugim miejscu z punktem straty do prowadzącej Chojniczanki. To doprawdy znakomity wynik, dający realne nadzieję na skuteczną walkę o awans do ekstraklasy na wiosnę. Dodatkowo jesteśmy mądrzejsi o wydarzenia sprzed trzech lat, kiedy to równie dobrze graliśmy jesienią, a wiosną wszystko się posypało. Można być pewnym, że Jerzy Brzęczek zna historię ekipy Kazimierza Moskala, chociażby z przekazu prezesa Wojciecha Cygana. I miejmy nadzieję, że ta tragiczna historia już się nie powtórzy…

W rundzie jesiennej regularnie porównywaliśmy dorobek drużyny Brzęczka do ekipy Moskala, właśnie z racji imponujących wyników. Raz ten dorobek był minimalnie gorszy, raz minimalnie lepszy, aż w końcu tydzień termu po porażce w Suwałkach był identyczny – po 32 punkty w 18 meczach. Teraz robimy to porównanie po raz ostatni, bo od 19. kolejki zespół Moskala dokonał takiego zjazdu w dół, że wszelkie statystyki będą przemawiać już tylko na korzyść obecnego trenera GieKSy. Co się działo w 19. kolejce trzy lata temu? No właśnie – GKS przegrał pierwszy wiosenny mecz z Sandecją. Potem mieliśmy pamiętne spotkanie z Okocimksim u siebie i ostatecznie na wiosnę wygraliśmy 2 na 16 spotkań. Jeśli obecny mecz z Chrobrym był analogiczny do ówczesnego z Sandecją – to mamy teraz na koncie 3 punkty więcej i już jesteśmy w lepszej pozycji wyjściowej na wiosnę niż w sezonie 2013/14.

Oczywiście wówczas różnica była taka, że mecz 19. kolejki odbył się po przerwie zimowej, a teraz – przed. To zupełnie zmienia postać rzeczy. Wówczas w zimę zawodnicy zdążyli „zdziadzieć” i kto wie – być może podjąć pewne decyzje, które spowodowały, że wiosna wyglądała tak, a nie inaczej. Na szczęście tych zawodników już w GieKSie nie ma i chyba taka ekipa leserów już się długo nie powtórzy. Daj Panie Boże…

Dobrze, że ta runda się już zakończyła. Wielkie słowa uznania należą się drużynie za całą jesień, jak i wczorajszy mecz. Praktycznie nie mieliśmy spektakularnych spotkań, wysokich wygranych, ale bardzo często udawało się to jednobramkowe prowadzenie utrzymać do końca. To duża sztuka, zwłaszcza jeśli rywal rusza szturmem do przodu i z całych sił próbuje wyrównać. Nasi zawodnicy to przetrwali, a wczoraj wyszli z jeszcze większych opresji – nie poddali się po utracie bramki, tylko ze zdwojoną siłą ruszyli do przodu i wyrwali wygraną rywalowi z gardła. To napawa dużym optymizmem, cechy wolicjonalne są jak należy i trzeba je utrzymać, a wręcz wzmocnić na wiosnę.

Dobrze, że runda się kończy z innego powodu. Mimo wysokiej pozycji w tabeli, mimo wczorajszej wygranej pod koniec roku pojawiła się zadyszka. Trener Jerzy Brzęczek chcąc utrzymać morale mówi, że mecze w Bytowie i Suwałkach były dobre, ale brakowało szczęścia. W rzeczywistości w Bytowie piłkarsko było mega słabo w ofensywie, a w Suwałkach – w defensywie. To spowodowało, że tracąc jednego gola z Bytovią nie potrafiliśmy odpowiedzieć, a z Wigrami straciliśmy trzy bramki i też ciężko było myśleć o korzystnym rezultacie. Tym bardziej, jeśli – powtórzmy to – GKS w ŻADNYM z 19 meczów nie strzelił więcej niż 2 goli!

Spotkanie z Chrobrym też nie było wybitne. Walka, agresja – to było na wysokim poziomie. Czysto piłkarsko? Pozostawiało to wiele do życzenia. Umówmy się – gdyby nie fantastyczna postawa w bramce Mateusza Abramowicza, to tych trzech punktów by nie było. W ostatnich meczach zaczęła szwankować obrona, z Chrobrym nie zagrał Mateusz Kamiński. Niestety wczorajsza gra Olivera Prażnovskyego była raczej negatywnym ukoronowaniem jego rundy. Generalnie cudem jest, że z tak elektryczną grą Słowaka w całej rundzie straciliśmy tak mało goli. Pamiętamy jego „jeden kiks na mecz”, który doprowadzał do sytuacji sam na sam, a trenera do wściekłości. W Legnicy w samej końcówce mogliśmy stracić przez to punkt, no i Oli powędrował wkrótce na ławkę. Wczoraj grał na stoperze nie po swojej stronie, ale tyloma błędami, które popełnił – można by obdzielić kilka spotkań. Trzeba sobie to jasno powiedzieć – z tak nerwowym stoperem nie powtórzymy już tak dobrej defensywnie rundy. Oli musi się wziąć za siebie. To że potrafi grać w piłkę – to wiemy. Po przyjściu do GieKSy rok temu był profesorem na boisku i najlepszym zawodnikiem. Z marszu stał się liderem drużyny. Czas wrócić do tej formy.

GKS grał w tej rundzie wiele meczów na styk i nie można powiedzieć, że w większości meczów był dużo lepszym zespołem od przeciwnika. W zasadzie na palcach jednej ręki można wymienić spotkania, w których dominowaliśmy i wygrana nie była zagrożona. Takimi meczami były spotkania z Chrobrym w Głogowie, Zniczem, Podbeskidziem, Kluczborkiem. We wszystkich pozostałych – mimo że często wygranych – te zwycięstwa były, ale przy braku szczęścia mogłoby ich nie być. Wygrane po 1:0 u siebie ze Stalą czy Pogonią, w tym pierwszym meczu po przerwie przestaliśmy grać w piłkę, w tym drugim długo czekaliśmy na gola. Z Wisłą Puławy trzeba było odrabiać straty, a i tak w ostatniej akcji meczu mogliśmy stracić wygraną. Z Sandecją – dużo okazji bramkowych rywali i świetna gra bramkarza. Z Olimpią również minimalne zwycięstwo.

Nie piszemy tego, żeby dewaluować wygrane GieKSy – broń Boże. Cieszymy się z każdych trzech punktów, doceniamy walkę, dobrą grę obrony, a przy remisach to – że udawało nam się wychodzić z opresji – przegrywając z Górnikiem czy zwłaszcza Miedzią dwiema bramkami. Chcemy tylko pokazać, że z tej rundy wyciągnęliśmy maksimum jeśli chodzi o poziom gry. Naprawdę z taką ofensywą i ilością strzelonych bramek bliską jednemu golowi na mecz – to naprawdę piękne, że taka ilość punktów została zdobyta. Ale druga taka runda już się nie powtórzy. Tylu meczów na zero z tyłu też już nie zagramy. Rywale co jakiś czas strzelą nam jednego lub dwa gole i pojawia się pytanie – i co wtedy?

No właśnie. Bez solidnych wzmocnień ofensywy daleko nie zajedziemy, a przynajmniej nie zajedziemy tak daleko, jak teraz. GKS gra konsekwentnie atakiem pozycyjnym, ale nie stwarzamy sobie zbyt wielu sytuacji, a dodatkowo rywale w wielu meczach próbują nas skontrować. My musimy mieć taką siłę ofensywną, żeby w końcu grać z teoretycznie słabszymi przeciwnikami na zasadzie zamknięcia ich na swojej połowie, strzelić dwie bramki do przerwy i do widzenia. Tak potrafiliśmy zrobić tylko ze Zniczem. Cała reszta meczów to mozolny atak pozycyjny i brak skuteczności, ostatniego podania itd. Jedynie na Podbeskidziu sobie pograliśmy z kontry.

To co pozytywne i to chyba najbardziej, to uporządkowanie środka pola. Bartłomiej Kalinkowski z Łukaszem Zejdlerem zaryglowali tę strefę boiska i to w dużej mierze dzięki ich poczynaniom rywale nie mogli rozwinąć skrzydeł. Tak naprawdę to chyba ten aspekt był kluczem do osiągania dobrych wyników. Od kilku sezonów mieliśmy duże problemy z defensywnymi pomocnikami, którzy nie dawali pożądanej jakości. Teraz w końcu ich mamy – i bardzo dobrze.

Gorzej z kreowaniem akcji ofensywnych – zarówno ze środka, jak i skrzydeł. Skrzydłowych w tej rundzie praktycznie nie mieliśmy na stałe. Wydawało się, że duet Mandrysz – Prokić na dłużej zagości w podstawowej jedenastce, ale tak naprawdę to obaj boczni obrońcy zrobili więcej niż pomocnicy (choć Dawid Abramowicz przy stałych fragmentach – jako dorzucający auty i strzelec). Szybko okazało się, że zarówno Paweł, jak i Andreja nie dają drużynie tyle, ile by mogli. Paweł na początku grał bardzo słabo, choć rozkręcał się z kolejki na kolejkę i akurat co do niego mamy dużą wiarę, bo potencjał chłopak ma ogromny i jesteśmy pewni, że na wiosnę będzie brylował – no i te swoje bramki mimo wszystko strzelił. Gorzej z Andreją, który jest szybki, ale jak na razie nie pokazał nic ponadto. Dodatkowo miał naprawdę sporo sytuacji bramkowych w tej rundzie i wszystkie klasycznie zmaścił. Niektórzy mówią o fatum ze sparingu z Podbeskidziem, kiedy nie trafił do pustej bramki. Coś w tym jest. Faktem jest, że zawodnik kompletnie nie dał nic drużynie, zmiany na które wchodził nie pomagały. Trochę, ale niewiele, pograli w tej rundzie Paweł Szołtys i Krzysztof Wołkowicz. To nie są zawodnicy na walkę o awans.

Problem jest z napastnikami. Mikołaj Lebedyński strzelił jedną – mało ważną bramkę w Suwałkach, ale ponadto nie miał w przekroju rundy zbyt wielu sytuacji. W zasadzie trudno sobie przypomnieć jakieś znakomite okazje z jego udziałem. W ostatnich meczach popróbował głową, ale zawsze niecelnie. To, z czego go zapamiętamy z jesieni to kilka bardzo dobrych piłkarskich zachowań, jak zastawienie się i dogranie do partnera na czystą pozycję. To zaczął już od debiutu w meczu z Bielskiem. Ale to ciągle za mało i za rzadko. Nie ma goli, nie ma asyst, nie ma zbyt wielu otwierających podań, a na dodatek zawodnik jest często gdzieś tam w cieniu schowany. Wydawało się, że jest to idealny transfer i problem z bramkami się rozwiąże. Na razie tak nie było.

No i Grzegorz Goncerz, Gonzo, kapitan. To już nie jest niestety ta jakość. Wygląda na to, że o strzeleckich popisach zawodnika można zapomnieć. Po wielu meczach bez gola w końcu trafił do siatki w meczu ze Zniczem, zaliczył swojego 50. gola w GKS i na chwilę worek z golami się rozwiązał. Z Wisłą Puławy, Miedzią i Stalą trafiał w trzech spotkaniach z rzędu, ale na tym się skończyło. Miał trochę sytuacji w tej rundzie, ale mimo to piłka nie potrafiła znaleźć drogi do siatki. Dodatkowo pojawiała się niepewność w grze, czasem nonszalanckie zagrania, no i te nieszczęsne rzuty karne. Grzegorz mentalnie jest bardzo ważnym zawodnikiem w zespole, ale piłkarsko trener miał zgryz – musiał wystawiać kapitana, ale też tym samym traciliśmy kreatywnego Foszmańczyka, który nie mógł grać w środku, a na skrzydle. To też osłabiało jakość ofensywną zespołu.

Wiele pracy przed trenerem Brzęczkiem i Dariuszem Motałą. Po pierwsze trzeba zastanowić się nad grą defensywną zespołu, bo była ona kapitalna, ale tylko, gdy wszyscy mogli grać. Wczoraj wypadł Kamiński, w Suwałkach już kompletnie nastąpiła rewolucja w składzie i efektem tego były tracone bramki i groźne sytuacje. Trzeba więc i w tym kontekście pomyśleć o ławce. Natomiast na już trzeba pracować nad ofensywą. Potrzebujemy pomocników na bok boiska i napastników. Takich, którzy od ręki zaczną kreować sytuacje i strzelać gole. Jeśli nasza ofensywa będzie wyglądać tak, jak w tej rundzie – ciężko będzie awansować.

Ogólnie jednak dla całej drużyny, jak i sztabu szkoleniowego należą się za tę rundę olbrzymie brawa. Wytrzymali ciśnienie, wytrzymali nie najlepszy początek sezonu. Jeszcze pierwsze trzy kolejki nie napawały optymizmem, ale spotkanie w Olsztynie w czwartej to był ten sygnał, że GKS gra dobrze, że ma potencjał, że może coś w tej lidze osiągnąć. I potem raz z lepszą, raz z gorszą grą, ale udawało się te mecze wygrywać. Na ten moment mamy na koncie najwięcej zwycięstw w lidze. Porażki na koniec się zdarzyły – ale pal licho, jest i tak bardzo dobrze. Sporo w tym artykule wypisaliśmy mankamentów, ale tak naprawdę widać, że wszystko idzie w dobrym kierunku – piłkarze grają z sercem, kibice dopingują, sztab reaguje. Jest to optymistyczne, bo po raz pierwszy od wielu lat mamy naprawdę sensowną drużynę. Nie jest to ekipa wirtuozów, wielkich indywidualności, ale solidny team, mogący walczyć o najwyższe cele w tej lidze. A piłkarze dają nam tę radość i nadzieję, że w końcu po 12 latach na nowo zagościmy w ekstraklasie. Trzymamy kciuki!


1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    maniek hool

    28 listopada 2016 at 08:52

    Dziękujemy trenerowi i piłkarzom! 2. miejsce to ogromny sukces! Obyśmy na wiosnę grali co najmniej tak dobrze jak jesienią, a marzenia o ekstraklasie staną się realne 🙂

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga