Dołącz do nas

Piłka nożna

[WYWIAD] Bartnik: „Pamiętam kibiców w najtrudniejszym momencie dla tego klubu”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Dyrektor sportowy Tadeusz Bartnik pojawił się w GieKSie na początku listopada 2017 roku. Kibice z ciekawością przyglądali się poczynaniom byłego piłkarza w nowej roli. W pewnym momencie pojawiło się zniecierpliwienie brakiem transferów i… wtedy Bartnik wyciągnął prawdziwego asa z rękawa – zwolnił trenera Piotra Mandrysza.

Nasz redaktor Błażej niedawno spotkał się z dyrektorem i podczas prawie godzinnej rozmowy poruszył wiele tematów. Z wywiadu dowiecie się, jak współpracowało się Bartnikowi z Mandryszem, skąd pomysł na zmianę szkoleniowca, czy możemy spodziewać się nowych transferów, co zadecydowało o tym, że Spicic nie został naszym zawodnikiem i wiele innych. Ba, zajmiemy się także kwestią filmu ze zgrupowania, na którym widać piłkarzy źle technicznie wykonujących ćwiczenia na siłowni. Zapraszamy do lektury.

GieKSa.pl: W jednym z wywiadów mówił pan o kilkudziesięciu celach, które postawiliście sobie z prezesem Janickim. Ile z tego udało się zrealizować?

Tadeusz Bartnik: Te cele to były rzeczy, które trzeba było załatwić w ciągu jednego, dwóch tygodni, a niektóre z nich w dłuższej perspektywie czasowej. Część z nich dopiero przed nami. Realizujemy po kolei rzeczy, które sobie założyliśmy. Priorytetem było stworzenie drużyny, co do której będziemy przekonani, że podoła ona walce o najważniejszy cel, jaki jest oczekiwany przez miasto i kibiców. Pierwsza drużyna była priorytetem, ale ważnymi elementami były sprawy bieżące w zależności od cyklu, w jakim klub się znajduje. Takim elementem było np. zamknięcie roku finansowego 2017 i budżet na 2018, stworzenie wniosków o dofinansowanie, czy też omówienie warunków funkcjonowania „Akademii Młodej GieKSy” w połączeniu z pierwszą drużyną seniorów.

Coś pana jeszcze zaskakuje w klubie, czy już na spokojnie ze wszystkim się pan zapoznał?

Bardziej bym powiedział, że my codziennie odkrywamy nowe rzeczy. Uczymy się na bieżąco, a każde problemy są dla nas wyzwaniem, które na bieżąco chcemy regulować. Jestem już chyba zbyt dojrzały, by mówić, że coś mnie zaskakuje.

W jakim stopniu wasze plany w obrębie pierwszej drużyny pokryły się z tym, co mamy teraz?

Przy zmianie trenera nastąpił okres, który spowolnił nasze działania. Trener chciał każdego zawodnika zweryfikować i sprawdzić w założeniach, które były wymagane. Pewne rzeczy przez taką sytuację były dla nas niewiadomą nawet w dużej mierze do powrotu z obozu. Okres weryfikacji musiał trwać trochę dłużej, trener poznawał zespół, odkrywał karty i wytyczał nam cele w działaniu. W odpowiedzi na to dokonaliśmy dwóch transferów, pracujemy nad jeszcze jednym i chcemy zrealizować go do końca okienka transferowego. Pracujemy również nad tym, by kadra nie była nadmiernie rozbudowana. Okres weryfikacji był mocno spóźniony i jasne jest, że pewne rzeczy nie były przeprowadzone tak, jakbyśmy tego chcieli. Na bieżąco dostosowywaliśmy się do okoliczności, które nas spotykały.

Zmiana trenera – wiele osób twierdzi, że była zbyt późno przeprowadzona.

Jeżeli ma być dokonana zmiana, to dla mnie musi ona przekonywać wszystkich, to nie mogą być kosmetyczne zmiany pod publiczkę. Taka decyzja musi pomóc spełniać koncepcję, jaką sobie założyliśmy. Czas zmian nie był złośliwością w stosunku do trenera Mandrysza. Zmiana nastąpiła w momencie, gdy pojawiła się osoba, która może nam pomóc w realizacji naszej wizji prowadzenia klubu i zespołu. Wiem, że zmiana była bolesna dla trenera, bo również i dla mnie nie była to łatwa sprawa. Decyzja, która została podjęta, nie miała być popularna, ale ma się obronić w dłuższej perspektywie czasu. Podjęliśmy ryzyko i będziemy za nie w pełni odpowiadać.

Czy może Pan potwierdzić, że GieKSa szykowała się do tej zmiany już wcześniej i była po zaawansowanych rozmowach z trenerem Marcinem Kaczmarkiem na koniec 2017 roku?

Przyglądaliśmy się różnym opcjom i to nie dlatego, że miała koniecznie nastąpić zmiana za trenera Mandrysza. Wychodzę z założenia, że klub na pewne sprawy powinien być przygotowany. Naszkicowaliśmy koncepcję i byliśmy gotowi do ewentualnych zmian, ale nie było w tamtym okresie osoby, która by nam pasowała. Gdyby taka osoba się nie pojawiła, to takich zmian byśmy nie przeprowadzali na siłę. Wybór trenera Paszulewicza pokazuje, że wcześniejsze tematy nie były na tyle interesujące albo dla naszego klubu, albo dla drugiej strony. Przy tej zmianie chcieliśmy zachować minimum moralności i nie rozmawiać z trenerem w momencie, gdy miał kontrakt w Grudziądzu.

Zmiana trenera według niektórych plotek miała być również efektem słabych relacji na linii trener Mandrysz – dyrektor Bartnik. Jakie były relacje między wami?

Muszę temu zaprzeczyć, bo rozmowa z trenerem była od początku konstruktywna, ze zrozumieniem podchodziliśmy do swoich argumentów. Sam aspekt konfliktu nie wchodzi w grę. Z mojego punktu widzenia do samego końca moje relacje z trenerem były dobre. Trener może mieć inne zdanie i może czuć się zawiedziony moją osobą, ale ja żadnych zarzutów do trenera nie mam. Trener dał mi się poznać, jako osoba bardzo otwarta, a współpracę z nim bardzo sobie cenię. W pełni akceptowałem punkt widzenia trenera Mandrysza w ramach jego koncepcji prowadzenia drużyny. Jego wybory były logiczne i wspierałem je.

Ile prawdy jest w plotkach, że klub wybierał pomiędzy kosztami: zwolnienia trenera lub rozwiązania kontraktu Grzegorza Goncerza?

Ciężko ująć to w takie zero-jedynkowe parametry. Rozwiązanie umowy, czy to z trenerem, czy zawodnikiem wiąże za sobą koszty. Byli zawodnicy, którzy byli postawieni poza nawias drużyny i myśleliśmy nad tym, kogo możemy pożegnać w momencie, gdy taki zawodnik nie będzie funkcjonować w drużynie. Poza tym nawiasem byli zawodnicy, którzy wydają się wartościowi na papierze. Zobaczymy, czy opinia trenera Mandrysza pokryje się z opinią trenera Paszulewicza. Grzegorz Goncerz nie dostał propozycji rozwiązania kontraktu z naszej strony.

Skoro jesteśmy przy kontraktach, to jaki jest plan na lato i przerwę gdzie ¾ piłkarzy ma koniec kontraktu?

Na pewno jest już czas, by o tym myśleć. Pracujemy w kilku płaszczyznach i jedną z nich jest kadra zespołu w nowym sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że jest wiele zmiennych i niewiadomych, wiec nie da się w 100 proc. teraz określić drogi, jaką będziemy chcieli podążać. Chcieliśmy, by trener miał pełny przegląd kadry i by każdy miał szansę u nowego szkoleniowca. Nowi zawodnicy na pewno już są dobierani pod nowego trenera i nowy sezon. Rewolucji w tym momencie nie mogło być, a też chcielibyśmy przygotować zawodników do funkcjonowania w koncepcji nowego trenera i runda wiosenna będzie ostateczną weryfikacją dla większości zawodników. W mojej ocenie podstawą sukcesu jest stabilność i robienie 8-10 zmian w tym okresie, na pewno takiej stabilności nie zapewni.

Kibice powiedzą w odpowiedzi na te słowa: „Dlaczego trzymamy zawodników, którzy przez wiele lat tego sukcesu nie osiągali, a ostatnio koncertowo przegrali swoją szansę, posiadając dużo lepszą pozycję wyjściową w tabeli?”

Dlatego, że okres rozliczenia nastąpi w czerwcu. Teraz musimy uniknąć kosztów związanych z rozwiązaniem kontraktów oraz zobaczyć, jak poszczególni zawodnicy będą funkcjonować w systemie gry trenera Paszulewicza.

Zgodzi się pan z opinią, że na razie działa pan trochę zachowawczo? Niejako na alibi, jeśli chodzi o kadrę i przeprowadzane zmiany?

Według mnie ta teza się nie broni. Gdyby tak było, to dla mnie najbezpieczniej było pozostawić na stanowisku trenera Mandrysza i zgodzenie się na jego plany transferowe, a następnie mówienie, że przecież to nie ja zatrudniałem trenera Mandrysza i w sumie nie ja odpowiadam za wynik. Podjąłem największe możliwe ryzyko. W takiej sytuacji chyba nie ma żadnego działania na alibi. Do tego dochodzi kwestia transferów. Mamy koncepcję, jacy zawodnicy są nam potrzebni. Rozmawialiśmy z wieloma zawodnikami, ale ci, którzy pasowali nam pod koncepcję i umiejętności, jakich potrzebujemy, niekoniecznie wpisywali się w ramy finansowe, jakimi dysponujemy. Musimy brać odpowiedzialność za budżet. Nie stać nas na to, by na przełomie rund dokonywać zmian, które pokazałby większą odwagę w kwestii transferów i nowych zawodników. Musimy też pamiętać, że wybór zawodników w zimie jest mocno ograniczony. Przede wszystkim chyba niewielu zdaje sobie sprawę z tego, ile kosztuje rozwiązanie umów z zawodnikami. Stabilność kontraktowa daje zawodnikom bardzo silną pozycję przy równocześnie bardzo słabej pozycji klubu.

Sporo kontrowersji wśród kibiców wywołał filmik ze zgrupowania w Turcji, gdzie piłkarze ćwiczyli na siłowni i zdaniem wielu technika wykonywania ćwiczeń nie sprzyjała budowaniu formy, a wręcz mogła prowadzić do kontuzji.

Nie oglądałem tych filmików, bo nie funkcjonuję na poziomie mediów społecznościowych, mam sporo innej pracy. Uznaje, że skoro wybraliśmy trenera i zaufaliśmy mu, to on dobiera sposób pracy i jest to robione właściwie. Obciążenia są monitorowane i odpowiednio dobierane przez profesora Jastrzębskiego. Co do sposobu wykonania i techniki, to wydaje mi się, że trzeba by było wejść szerzej, a nie patrzeć jedynie na filmik. Jeśli jednak jest ktoś, kto ma wiedzę na temat ćwiczeń i techniki ich wykonania, to zapraszam do kontaktu. Chętnie skonfrontuję tę wiedzę i wysłucham, co taka osoba ma do powiedzenia, bo wiem, że nie jesteśmy nieomylni. Okres przygotowawczy przeszliśmy bez żadnego urazu i wszyscy zawodnicy są gotowi zajęć.

Marchewka, Tabiś i Kunka z Rozwoju trenowali z GieKSą. Proszę powiedzieć, jak wygląda sytuacja z tymi zawodnikami, jeśli chodzi o ewentualne zakontraktowanie ich w GieKSie?

Rozmowy o ich kontrakcie w GieKSie, jak i rozmowy z Rozwojem mogą toczyć się teraz, a mogą również w czerwcu. Jeżeli są zawodnicy, których poziom indywidualny ociera się o reprezentację ich rocznika bądź też są w tej reprezentacji, to uważamy, że warto się im przyjrzeć. Zależy nam na współpracy z klubami z regionu i chcemy sprawdzać takich zawodników w ramach drużyny o wyższym poziomie. Dzięki temu możemy zbadać potencjał tych zawodników i wybrać dla nich najlepszą drogę. Jeśli zawodnik gra na poziomie II ligi i łapie dużo minut, to dla niego na ten moment lepiej będzie grać w Rozwoju, ale nie jest powiedziane, że za trzy miesiące najlepszą dla nich decyzją nie będzie podpisanie kontraktu z GKS-em. Przyjęcie takiego zawodnika do naszej drużyny, teraz gdy nie posiadamy rezerw minimum na poziomie III ligi, byłoby niewłaściwym krokiem w rozwoju tych chłopaków. Chcemy się im przyjrzeć, by zobaczyć, czy oni są gotowi na rywalizację w drużynie I ligowej, jaki jest ich potencjał i ewentualnie, jak szybko mogliby zacząć funkcjonować w pełni w nowej drużynie.

Czy były jakieś rozmowy między klubami? Jak teraz pan ocenia takie rozmowy, bo w przeszłości różne były relacje?

Rozmowy z Rozwojem są prowadzone niezależnie od zawodników. Chcemy znaleźć odpowiednią formę współpracy, która będzie korzystna dla obu stron. Pokłosiem tych rozmów są właśnie treningi dla młodzieży Rozwoju.

Co dalej z brakiem rezerw?

Z uwagi na okres, w jakim jesteśmy, to ewentualną reaktywację rezerw musimy wstrzymać do wakacji. Mam nadzieję, że w większym stopniu uda nam się teraz ruszyć z planem organizacji meczów w trakcie sezonów. Takie spotkania pozwolą na to, by utrzymać zawodników w grze.

Dalibor Volas według informacji prasowej był już wcześniej na celowniku GieKSy. Dlaczego trafił więc tak późno do zespołu?

Mieliśmy konkretne rozmowy wcześniej z tym zawodnikiem. Pasował nam pod względem umiejętności od początku, ale nie udało nam się znaleźć porozumienia finansowego. Porozumienie znaleźliśmy na początku lutego i dlatego zawodnik do nas trafił.

Komunikat na temat Spicicia był lakoniczny. Dlaczego mu podziękowano?

Dlatego, że najlepsza weryfikacja dla zawodnika jest wtedy, gdy możemy go zaobserwować na tle naszej grupy w treningu i w grze sparingowej. Ma wtedy narzucone przez trenera pewne zadania i założenia taktyczne. Zawodnik pokazał się z dobrej strony w sparingu, jeśli chodzi o ofensywę, ale dla nas najważniejsza jest w tej chwili defensywa. Kilka argumentów zadecydowało o tym, że zawodnika nie ma w klubie.

Dlaczego w okresie przerw GKS nie robi treningów dla zdolnej młodzieży z innych klubów tak jak np. w Górniku Zabrze?

Pracowaliśmy nad taką koncepcją już w zeszłym roku. Na ten moment nie udało nam się tego wdrożyć z różnych względów. Na teraz skupiliśmy się nad przeglądem naszej kadry młodzieżowej w akademii i to był nasz priorytet. Mamy wyselekcjonowaną grupę zawodników, których chcemy mieć pod obserwacją przez tę rundę. Zorganizujemy w przerwie letniej testy w klubie dla tej grupy. Plan mamy przygotowany, jak to zrobić. Nie chcieliśmy robić jednak tego w sposób „sztuka dla sztuki”, a tak mogłoby to wyglądać w tym momencie ze względu na dużą ilość innych spraw, które były ważne dla nas. Na tę chwilę nie da się w ogóle zestawić GKS-u i Górnika pod kątem możliwości wykorzystania tego instrumentu. Górnik ma do dyspozycji centralną ligę juniorów oraz rezerwy w III lidze, a do tego jest w ekstraklasie. Zainteresowanie zawodników będzie szło w kierunku klubów, które mają przygotowaną organizację. My musimy do tego wrócić, by pokazać, że jesteśmy konkurencyjni, ale do tego potrzebujemy albo awansu do ekstraklasy, albo ogromnych inwestycji. Potrzebujemy stworzyć odpowiednie mechanizmy do rozwoju zawodników, którzy zechcą kształtować świadomie umiejętności w klubie. Pamiętajmy, że teraz dany zawodnik ma do wyboru – szkółki z ekstraklasy, bardzo dobre szkółki lokalne, a nawet opcje wyjazdu za granicę.

Jakie to jest dla pana doświadczenie, gdy dyrektor spotyka w szatni Dawida Plizgę, z którym wcześniej grał na boisku?

Na pewno dla mnie osobiście jest to trudna relacja. Trzeba zbudować teraz relację zawodową, a nie koleżeńską. W stosunku do zawodników, których się znało i było na innej stopie, jest to drobna trudność, ale trzeba sobie umieć z tym radzić.

Przed nami nowa runda czego się pan spodziewa?

Na pewno będzie to trudna runda, szczególnie po zmianach, jakie dokonaliśmy z trenerem. To ja najbardziej odpowiadam za kształt tego, co będziemy oglądali. To będzie najtrudniejszy okres w moim życiu. Osobiście oczekuję od zawodników na boisku większej agresji i dyscypliny w defensywie. Uważam, że te rzeczy będą zauważalne w naszej grze na wiosnę. Najważniejsze będzie dla mnie przekonanie się, realizujemy kierunek, jaki wybraliśmy.

Pana zaskoczyły zmiany u rywali?

Jeśli chodzi o ścisłą czołówkę, to zmiany pokazują, jaki potencjał jest w niektórych klubach, jeśli chodzi o finanse. To się przekłada na aktywność transferową i sięganie po ciekawszych zawodników.

Chciałby pan coś przekazać kibicom?

Dla mnie kibice mogą być tym elementem, który może bardzo pomagać nam, a odbierać bardzo wiele przeciwnikom. Pamiętam kibiców w najtrudniejszym momencie dla tego klubu. Zachowywali się wtedy wspaniale i mieli ogromne zrozumienie dla sytuacji. Mam nadzieje, że na wiosnę właśnie w taki sposób będą nam pomagać, że zauważą elementy, które przywrócą im większą nadzieję w tę drużynę.

Rozmawiał: Błażej.


7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    26 lutego 2018 at 20:07

    Uważam że nie ma dużej różnicy w poziomie 1 i 2 ligii co najlepiej pokazują beniaminkowie dlatego lepiej wstawić od razu do 11 młodego z Rozwoju i niech gra zamiast czekać aż nam najlepszych ktoś sprzątnie. Oni nie czekają tylko na GKS. Oni mogą grać tylko lepiej w przeciwieństwie do 50% naszej kadry. Jestem ciekawy tej żelaznej defensywy której małolaci wklepali 3 bramki w sobotę. Pytanie o poziom sparingpartnerów w Turcji lub też się okaże że zaczniemy grać w maju bo na śniegu i w błocie nie potrafią a takie będą warunki w najbliższych tygodniach.

  2. Avatar photo

    Koko

    26 lutego 2018 at 20:26

    Ktos by sie jeszcze przydal

  3. Avatar photo

    Irishman

    27 lutego 2018 at 09:10

    „Podjąłem największe możliwe ryzyko.”
    Nie! Największe możliwe ryzyko to byłoby wyczyszczenie szatni już teraz! Wiem, że zimą to trudne ale jeśli chcemy coś w końcu osiągnąć, to nie możemy ciągle powielać tych samych błędów licząc naiwnie, że może w końcu się uda. A takim błędem, powtarzanym od lat są te letnie rewolucje w składzie.

  4. Avatar photo

    Irishman

    27 lutego 2018 at 09:18

    Jeśli gangrena toczy organizm, to zmiana lekarza niewiele da bez pozbycia się chorej tkanki.
    A to właśnie zrobił dyrektor Bartnik. I nie jest to żadne ryzyko z jego strony! Bo łatwiej rozwiązać jeden kontrakt niż kilka, a latem zawsze będzie mógł powiedzieć – nie mogłem nic zrobić, nie było nas stać na rozwiązanie kontraktów z piłkarzami.

    I naprawdę z całego serca chciałbym się mylić w tej mojej ocenie!

  5. Avatar photo

    Mecza

    27 lutego 2018 at 11:04

    @Irishman, ale to prawda. Rozwiązanie kontraktu np. z Goncerzem to jego pensja x 18 bo niby dlaczego ma zrezygnować z kasy która mu się należy. Do tego wykupienie zawodnika np. Marchewki i pensja dla niego. Licząc lekko robiąc wymianę 1 zawodnika na innego zawodnika to koszty około 800tys a ty chcesz zrobić wietrzenie natychmiast dużej ilości zawodników przy budżecie 7mln na cały rok. Policz to sobie. Do tego nie ma żadnej pewności że przyjdą lepsi, to nie FM.

  6. Avatar photo

    Irishman

    27 lutego 2018 at 17:33

    @Mecza, kontrakt Goncerza to jest akurat jeden z „kwiatków”, pozostawionych w klubie przez poprzedników (tak jak np. rozwiązanie rezerw). Nic z tym nie zrobisz, więc trzeba po prostu przeczekać jak grypę.
    Ale tez niech dyrektor Bartnik nie gada, że pożegnanie Mandrysza to było „maksymalne ryzyko”!!! Odwrotnie, właśnie pozostawienie Mandrysza to byłoby ryzyko, a jeszcze spełnienie jego postulatów transferowych to właśnie maksymalne! Ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa! Tymczasem my moim zdaniem wywiesiliśmy biała flagę. I spokojnie dyrektor wybroni się z tej decyzji, mówiąc, ze nie miał innego wyjscia, ze tego przecież chcieli kibice itp. itd.

    I powtórzę raz jeszcze – bardzo chciałbym się tu mylić! BAAARDZO!!!!!

  7. Avatar photo

    qqqq2

    2 marca 2018 at 12:15

    Już się bałem, że Irishman nie skomentuje, uff

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.

W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.

Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.

Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!

1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.

2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.

3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.

4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.

5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.

6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.

7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.

8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.

9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.

10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.

Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.

11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.

12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.

13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.

14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.

15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?


16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.

17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.

18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.

19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.

20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.

21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.

22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.

23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!

24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.

25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.

26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.

27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.

28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.

29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.

30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.

31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.

32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.

33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.

34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.

35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?

36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.

37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉

38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.

39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…

40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!

41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.

42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.

43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.

44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.

45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.

46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!

47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!

Kontynuuj czytanie

Hokej

Bezradna GieKSa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ramach 14. kolejki Tauron Hokej Ligi podejmowaliśmy w Satelicie lidera tabeli – Unię Oświęcim. Po końcowej syrenie powody do radości mieli goście, a losy spotkania rozstrzygnęły się w pierwszej tercji. 

Spotkanie rozpoczęło się od gola dla oświęcimian. W 2. minucie McNulty tak niefortunnie wybijał krążek spod własnej bramki, że trafił w głowę Petrasa, a następnie „guma” znalazła się w naszej bramce. Uskrzydleni zdobytą bramką goście szukali okazji na podwyższenie prowadzenia, jednak Eliasson nie dał się pokonać. W 7. minucie w zamieszaniu pod bramką Tyczyńskiego żaden z naszych zawodników nie potrafił wepchnąć krążka do bramki. Od tego meczu mecz nabrał tempa, a krążek szybko przemieszczał się z jednej strony lodowiska na drugą. W połowie meczu w odstępie 54 sekund przyjezdni zdobyli dwie bramki. Najpierw Ahopelto zagrał w tempo do Krzemienia, a ten nie dał szans na skuteczną interwencję naszemu bramkarzowi. Niespełna minutę później strzałem spod linii trzeciego gola dla unitów zdobył Peresunko. Po stracie trzeciej bramki do boksu zjechał Eliasson, a jego miejsce między słupkami zajął Kieler. Do końca tercji goście kontrolowali przebieg wydarzeń na lodzie.

Początek drugiej tercji należał do unitów, którzy stworzyli sobie kilka groźnych okazji. W 25. minucie dwójkową akcję Wronka-Fraszko na gola zamienił ten drugi. Dwie minuty później powinno być 2:3, ale tylko w wiadomy sobie sposób strzał Varttinena obronił Tyczyński. Z upływem czasu groźniejsze okazje zaczęli stwarzać nasi hokeiści. W 30. minucie Lundegard trafił w poprzeczkę. Napór katowiczan trwał, ale próby Bepierszcza, Chodora, Vervedy i Pasiuta nie przyniosły efektu bramkowego. Niewykorzystane okazje się zemściły na 32 sekundy przed syreną kończącą drugą tercję. Ahopelto zagrał krążek do Morrowa, a ten huknął jak z armaty w samo okienko. Jednak to nie było koniec emocji. Niemal równo z syreną kończącą tę część meczu Wronka strzałem pod poprzeczkę zdobył drugiego gola dla GieKSy.

Trzecia tercja rozpoczęła się od festiwalu kar po obu stronach. Najpierw na dwie minuty do boksu kar odesłany został Makela. Tuż po zakończeniu jego kary, nieprzepisowo zagrał Petras. Podczas tego czterominutowego okresu gry w powerplay’u najbliżej zdobycia gola był Anderson. Po wyrównaniu sił na lodzie role się odwróciły i to oświęcimianie grali praktycznie przez cztery minuty w przewadze, po wykluczeniach dla Chodora, a następnie dla Hoffmana. Oświęcimianie również tego okresu nie zwieńczyli golem. Co się odwlecze to nie uciecze. W 51. minucie Partanen strzałem pod poprzeczkę z okolic koła bulikowego zdobył gola numer 5 dla Unii Oświęcim. Na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do boksu zjechał Kieler, a w jego miejsce wszedł dodatkowy zawodnik z pola. Manewr ten zakończył się niepowodzeniem, a strzelcem szóstej bramki był Peresunko, ustalając wynik meczu.

GKS Katowice – Unia Oświęcim 2:6 (0:3, 2:1, 0:2)

0:1 Samuel Petras 1:46
0:2 Łukasz krzemień (Erik Ahopelto, Roman Dyukow) 10:20
0:3 Ołeksandr Peresunko (Reece Scarlett) 11:14
1:3 Bartosz Fraszko (Patryk Wronka) 24:58
1:4 Joe Morrow (Erik Ahopelto)39:28
2:4 Patryk Wronka (Grzegorz Pasiut) 39:59
2:5 Mika Partanen (Samuel Petras) 50:21, 5/4
2:6 Ołeksandr Peresunko (Scarlett Reece, Radosław Galant) 56:46, do pustej bramki

GKS Katowice: Eliasson (Kieler) – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Bapierszcz, Anderson, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jonasz – Chodor, Hornik, Kosmęda, Dawid, Hofman Jakub.

Unia Oświęcim: Tyczyński (Dyukov Anton) – Morrow, Scarlett, Peresunko, Rac, Kasperlik – Dyukov Roman, Makela, Ahopelto, Galant, Partanen – Florczak, Soderberg, Moutrey, Trkulja, Petras – Matthews, Mościcki, Ziober, Krzemień, Kusak.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga