Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Z liścia, czyli… o sztuce bycia cierpliwym

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Trochę obawialiśmy się, jak też poradzimy sobie po awansie do ekstraklasy. Okazało się, że jednak nie taki diabeł straszny. Po serii udanych spotkań, niektórzy komentatorzy zaczęli nawet twierdzić, że jesteśmy najsilniejszym beniaminkiem, jaki pojawił się w tej klasie rozgrywkowej od lat.

Na fali pozytywnych ocen i wyników z dużym optymizmem podeszliśmy do konfrontacji ze słabo spisująca się Koroną. Niestety, szczególnie jeśli chodzi o wynik, nie było to udane spotkanie z naszej strony. Niektórzy nawet stwierdzili, że znów „dostaliśmy z liścia”. Natychmiast wróciły demony przeszłości. Przypomniała się długa gehenna pod tytułem”Powrót do Ekstraklasy” – dla niektórych dłuższa niż ich „kibicowskie” życie. I nie ma się temu co dziwić, bo trochę, w nas jeszcze siedzą te negatywne emocje. Wszak nie minął nawet rok, kiedy po nieudanej rundzie jesiennej ubiegłego sezonu, wydawało się, że znów nic z tego nie będzie. Wtedy nawet udział w barażach o awans wydawał się mało realny. A i wcześniej, przez długie lata trochę się tych wpadek nazbierało. Przecież nawet obecny trener zakończył swoją pierwszą przygodę z GieKSą właśnie po takim laniu 0:5 w Bełchatowie. Jego następca – Kazimierz Moskal jakoś to poukładał, drużyna zaczęła punktować i 2013 rok zakończyliśmy w czubie tabeli. Wtedy wydawało się, że jesteśmy wreszcie na dobrej drodze do tej upragnionej ekstraklasy… Ale na wiosnę „dostaliśmy z liścia”. Potem było tego jeszcze wiele i czasem mocniej, do czego nawiązał w pomeczowym felietonie także Shellu.

Mój pierwszy raz, kiedy poczułem, że dostałem „z liścia” na tyle mocno, że pamiętam to do dziś, miał miejsce trochę wcześniej. Była to wiosną 1987 rok – GieKSa przegrała aż 2:7 w Szczecinie, a to przecież działo się już we wspaniałej „Dekadzie GieKSy”. Potem kumpel mnie uświadomił, że ta kompromitacja była wynikiem tego, że chłopaki pojechali tam na kacu, po weselnej imprezie jednego kolegi z drużyny. Cóż z tego – wstyd pozostał… Wcześniej to raczej my ucieraliśmy nosa faworytom. Chociażby w pierwszej połowie lat 80. poprzedniego wieku – Widzewowi (opromienionemu zwycięstwami w pucharach z najlepszymi drużynami w Europie), Legii czy też w 1986 roku faworyzowanemu Górnikowi w finale Pucharu Polski. Wtedy to kibice tamtych drużyn czuli się rozgoryczeni po porażkach z mało wtedy znanym klubem z Katowic. Jednakże od sezonu 1986/1987 byliśmy już silną drużyną, z którą się liczono, więc taki pogrom w Szczecinie bolał.

Potem zdarzały się kolejne wtopy. Już pal licho przegrane batalie o mistrzostwo Polski, bo jednak mimo to jakoś zawsze (czasem przez Puchar Polski) kwalifikowaliśmy się do europejskich pucharów. Ale właśnie w tych pucharach nam nie szło i porażki ze Sportulem Bukareszt, Rovaniemi Palloseura, Araratem Erewań (także znacznie później z Cementarnicą Skopje – oczywiście to już inna historia) chluby nam nie przynosiły. Prezesem był wtedy Marian „Magnat” Dziurowicz, znany ze swego temperamentu. Czego jak czego, ale… nadmiaru cierpliwości nie można mu było zarzucić. Wtedy mi się to podobało. Ot, coś nie poszło, lud chciał „krwi”, więc konsekwencje ponosił zazwyczaj trener. Z perspektywy czasu patrzę na to inaczej. Pamiętam, kiedy po porażce w Pucharze UEFA z Rovaniemi Palloseura, Dziurowicz podziękował Władysławowi Żmudzie, mimo że byliśmy liderem ekstraklasy. Albo kiedyś wyrzucił Piotra Piekarczyka po… serii przegranych sparingów przed rundą rewanżową sezonu 1994/1995. Ostatecznie nie były to zmiany na lepsze, ich następcy nie osiągali lepszych wyników, choć ostatecznie… meldowali się drużyną w europejskich pucharach. Jednak mistrzostwa Polski nigdy nie zdobyliśmy… Może właśnie przez takie pochopne działania naszego prezesa?

Pewien mądry człowiek, którego m.in. parę dni temu, jak co roku, szczególnie wspominaliśmy, powiedział mniej więcej 100 lat temu: „Zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska. Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo”. W sporcie, w tym piłce nożnej, tak jak w życiu zdarzają się porażki, czasem wręcz klęski. Zdarza się także, że jakaś drużyna staje przeciw zdecydowanemu faworytowi i go ogrywa. Nieprzewidywalność piłki nożnej to jest powód, dla którego ją kochamy. To jest to, co przyciąga na areny sportowe miliony ludzi, którzy wiedzą, że każdy mecz można… wygrać, przegrać lub zremisować. Niezależnie od siły swojej czy rywala.

Ze wzlotów i upadków należy wyciągać wnioski, ale nie schodzić z obranej drogi, ciągle się rozwijać. Idealnym przykładem takiego postępowania jest Rafał Górak. Mam tu na myśli nie tylko to, jak on zbudował (oczywiście wraz z dyrektorem sportowym, sztabem trenerskim i wieloma innymi ludźmi) dobrą drużynę (chyba można już tak powiedzieć?), ale i to, jak sam się rozwinął. Jaką przeszedł drogę od człowieka, którego niektórzy z nas nazywali „wuefistą”, po trenera, który zrealizował nasze marzenia, czego nie udało się wielu jego poprzednikom, teoretycznie lepszym i na pewno bardziej znanym. Jego cierpliwość, „ciężka praca od poniedziałku”, którą wpoił swoim piłkarzom, dała niesamowity efekt.

Pewnie czasem przesadza i to przeradza się w upór, który przeszkadza osiągnąć pewne rzeczy wcześniej. Chociażby to trzymanie się, wręcz do znudzenia, żelaznego składu, aż do momentu, kiedy z jakichś powodów jest zmuszony go zmienić. Wtedy się okazuje, że robi to dobrze dla całej drużyny. Zakładam, że kiedy nasz trener wyzbędzie się pewnego asekuranctwa, to stanie się jeszcze lepszym szkoleniowcem. Jednakże, póki co to on wygrał i… nadal wygrywa. Oczywiście w sporcie, tak jak w życiu, trzeba mieć też szczęście i trener Górak miał go bardzo dużo, np. mógł zostać… zwolniony. Bądźmy szczerzy, czytamy z lekkim uśmiechem, jak to prezes Nowak za każdym razem opowiada, że zawsze wierzył w trenera. Ważne, że się udało i nadal się udaje. Może to być nauką dla prezesów i właścicieli innych polskich kubów, że może nie warto podejmować pochopnych decyzji i rozkręcać „karuzeli trenerów”… Ile znaczy stabilizacja, potwierdza także przygoda Tomasza Tułacza z Puszczą Niepołomice. Pomimo tego, że czasem „dostanie się z liścia”.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kolejna domowa wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej galerii z Bukowej. GieKSa wygrała z Cracovią 2:1 po bramkach Kuuska i Repki. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga