Felietony Kibice Piłka nożna
[FELIETON KIBICA] 5 powodów, dlaczego jesteśmy znowu w tunelu
… a światełka, które gdzieś tam widzimy, to jest nadjeżdżający pociąg.
1. Niekonsekwencja
Kiedy w klubie zatrudniono dyrektora Bartnika, a później trenera Paszulewicza, który sezon wcześniej wygrał z Olimpią Grudziądz klasyfikację PRO-JUNIOR plan był prosty – należy przewietrzyć szatnie, bardziej zdecydowanie oprzeć ją wzorem Górnika Zabrze na młodszych piłkarzach z niższych klas. Trzeba było ją także zmniejszyć, po poprzedniku, który szukając odpowiednich zawodników zbyt ją rozbudował pod względem osobowym. Mówiono o tym w wywiadach, a zresztą taki kierunek wyznaczył sam właściciel klubu, ustami prezydenta Krupy jeszcze w ubiegłorocznym, wrześniowym wywiadzie dla „Sportu”.
Przed bieżącym sezonem mieliśmy kolejne zapewnienia, że będziemy kontynuować ta obraną strategię – tym razem ustami prezesa Janickiego, który stwierdził, że stawia na spokojne podnoszenie jakości drużyny, która w końcu osiągnie taki poziom, że w konsekwencji zrobi ten awans, bo niejako nie będzie innego wyjścia. Z kolei trener Paszulewicza stwierdził w wywiadzie, że ponieważ przerwa letnia jest bardzo krótka, będziemy poszukiwać piłkarzy grających w swoich klubach, mających dobre statystyki, czyli generalnie gotowych do gry od zaraz.
No i początkowo wszystko było robione właśnie zgodnie z tą dobrą, nakreśloną wcześniej strategią. Pożegnaliśmy bardzo wielu piłkarzy, którzy wcześniej zawodzili, a w ich miejsce przyszli w większości młodzi, wybijający się piłkarze z niższych lig. Oczywiście przyszło też, czy zostało w klubie kilku doświadczonych zawodników, ale dzięki temu w drużynie był zachowany taki dobry balans pomiędzy rutyną a młodością. I co najważniejsze zaczęło przynosić to efekty! Oczywiście wyniki, czy gra nie była idealne (szczególnie w pierwszym meczu z Podbeskidziem), ale z czasem zaczęło to się zmieniać na lepsze. Był widoczny progres, moim zdaniem znakomity, jak na tą ilość zmian w kadrze.
I nagle wszystko odwróciło się o 180 stopni! No po prostu jakby ktoś nagle rzucił jakiś czar na osoby decyzyjne w GieSie, które zaczęły postępować całkowicie niekonsekwentnie, dokładnie odwrotnie w stosunku do tego, co zapowiadały i co robiły, a co zaczynało się sprawdzać. Dosłownie w kilka dni zniweczyliśmy swój kilkomiesięczny trud i doprowadziliśmy do katastrofy!
2. Rozrzutność
Niestety dziś w związku z fatalną polityką transferową i personalną poza rozwaloną pod względem sportowym sekcją piłkarską (mężczyzn), jesteśmy też prawdopodobnie pod ścianą pod względem finansów. Musimy przecież opłacać trenera Mandrysza, trenera Paszulewicza, znów bardzo rozbudowaną kadrę piłkarzy, pomimo, że kilku po prostu jest bezużytecznych, gdyż są bez formy albo mają kontuzje. Jak, a dokładniej za co, w tej sytuacji zatrudnić dobrego trenera, który mógłby ogarnąć kryzys, w który wpadliśmy, a tym bardziej dokonać jakichkolwiek korekt w drużynie, które wydają się niezbędne?
No, a przecież miasto też nie będzie skore do wyłożenie kolejnych pieniędzy w sytuacji, gdy te dotąd zainwestowane zostały tak zmarnowane. Może być wręcz odwrotnie i to będzie cała pełnia tragedii, która może się dopiero rozegrać.
3. Brak doświadczenia
Z cała pewnością nie można zarzucić poszczególnym osobą w naszym klubie brak dobrej woli czy pracowitości. Nie, zrobili dużo…, a właściwie może nawet paradoksalnie niestety zbyt dużo – tak jeśli chodzi o trening piłkarzy, jak i transfery. I dlatego efekt mamy całkowicie odwrotny do zamierzonego. Ale czy mogło być inaczej skoro niedoświadczony w samodzielnej pracy prezes zatrudnia niedoświadczonego dyrektora, który z kolei stawia na trenera, dopiero na dorobku? No mogło, ale tylko fartem, bo obok pracowitości, potrzebna jest jeszcze wiedza i doświadczenie, tym bardziej jeśli chodzi o tak zaawansowany projekt, jak awans do ekstraklasy z takim klubem jak GKS Katowice solidnie finansowanym przez bogate miasto!
4. Lekkomyślność
Czy powierzylibyście swoje życie w ręce ambitnego ale niedoświadczonego chirurga, w przypadku jakiejś bardzo trudnej operacji? Albo czy powierzylibyście swoje oszczędności w ręce pracowitego, ale niedoświadczonego maklera, który dopiero uczy się grać na giełdzie? A tak się właśnie dzieje w naszym klubie. Przecież tam ostatnimi czasy nie było i nadal nie ma wśród osób decyzyjnych kogoś doświadczonego, kto mógłby jakoś doradzić, wpłynąć na resztę. To znaczy rok temu był trener Mandrysz (cokolwiek można by mówić o jego sympatiach klubowych, stylu bycia itp.) ale został wyrzucony, nawet nie w połowie drogi.
5. Brak cierpliwości i stabilizacji
Oczywiście nie dzisiaj! Może kilka, kilkanaście miesięcy temu powinniśmy o tym mówić (może nawet jeszcze kilka tygodni temu, do feralnego końca okienka transferowego?), ale obecnie te dwa słowa powinny w ogóle zniknąć ze słownika, mając na uwadze sytuacje, w jakiej się znaleźliśmy. Niemniej będę się upierał, że tego nam często brakowało. Już w jednym z poprzednich felietonów pisałem, że u nas od momentu awansu do I ligi, średni czas pracy trenera I drużyny to średnio trochę ponad 9 miesięcy. Tak nie da się zbudować solidnej drużyny, szczególnie gdy co jakiś czas dotykają ją kolejne „wietrzenia szatni” i to niekoniecznie zbieżne z zatrudnieniem nowego szkoleniowca.
Irishman
Felietony kibiców to nowa seria, którą wprowadziliśmy na stronę GieKSa.pl. Nasz portal tworzą oczywiście sami trójkolorowi fani, ale gdy stają się członkami redakcji, to może umyka im zwykły głos trybun. Dlatego w tym sezonie wyszliśmy z taką inicjatywą i każdy z Was może zmieścić tutaj tekst – wystarczy wysłać do nas maila na gieksainfo[at]gmail.com. Teksty najlepiej przesyłać do nas w Wordzie w formacie .doc lub .docx. Zastrzegamy sobie prawo poprawiania, skracania lub niepublikowania, ale… jeszcze nam się to nie zdarzyło. Robimy jedynie delikatną korektę. Felietony docelowo chcemy publikować w każdą środę, w którą nie gra GieKSa.pl. Optymalnie byłoby, abyście swoje teksty nadsyłali do nas do poniedziałku wieczora. Jeśli ich treść jest ponadczasowa, to może to być dowolnie wybrany dzień.
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska
GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!














































Luk
3 października 2018 at 16:26
Zatrudnijmy nazot Mandrysza. Przynajmniej kasa na jego pensje nie będzie wypłacana za nic nie robienie. Tak pół żartem pół serio. Ale teraz widać dokładnie jakim błędem było jego zwolnienie. Może nie zrobiłby awansu (chociaz kto wie, patrząc na ubiegły sezon i awans sosnowca) ale na pewno nie bylibyśmy w takiej czarnej dupie. A Mandryszowi niech pensje wypłaca Bartnik ze swojego portfela skoro go zwolnił. A nowy trener musi być na JUŻ bo inaczej przyszły sezon też będzie zmarnowany! Z Dziółką to my ze strefy spadkowej nie wyjdziemy do końca rundy i potem niepotrzebna nerwówka na wiosnę. Nowy trener musi mieć dużo czasu na wprowadzenie swojej filozofii, ten sezon jest stracony, więc niech będzie wykorzystany na eksperymenty, tak, żeby od 1 kolejki nowego realnie grać o awans.
Ale w co ja wierzę… Dogonił nas już ŁKS, za rok dogoni nas Widzew. Jeszcze chorzowskie się odrodzą i nas przescigna.. Albo Zawisza z 6 ligi.
A może my walczymy o 1 miejsce w tabeli wszechczasów I ligi ???
Mecza
3 października 2018 at 17:32
Stanowisko Dyrektor Sportowy na rynku jest duża posucha. Ci medialni się nie nadają bo skakają z kwiatka na kwiatek kasując grubą kasę a efekty mizerne (Żewłakow itp) W Płocku jest robota skuteczna i pracują po cichu bez rozgłosu (chyba Masłowski) Co do trenera – tak trzeba dać czas 2,3 lata ale nie na naukę a na wykonywanie roboty która się potrafi. Niestet Kaczmarka nam sprzątnęli, nie widzę za bardzo na rynku tych którzy się na tym znają i są wolni. Zając? Pracował u nas, zna cały warsztat Nawałki, jest młody i chętny do pracy ale to znowu będzie eksperyment podobnie jak z Góralczykiem.
abel
3 października 2018 at 17:35
Śmiać mi sie chce jak czytam to. Autor odkryl teraz amerykę. Kumaci pisali o tym juz dawno dawno temu. Autor twierdzil wtedy co innego. Diagnoze po fakcie to kazdy potrafi opisac. Dokonac takiej oceny na dlugo przed faktem tylko nieliczni. Artykul bez jakiejkolwiek wartosci a wrecz nie wiarygodny bo autor na forach znany jest z wyjatkowej naiwnosci i braku zdolnosci do empirycznej oceny.
PanGoroli
3 października 2018 at 19:48
@abel, nie trolluj.
Maks
3 października 2018 at 19:54
Maciej Bartoszek jest chyba wolny….obiło mi się coś o uszy że jest w kręgu zainteresowań Pana Bartnika…
abel
3 października 2018 at 20:35
PanGoroli nie myl pojec ja tylko stwierdzam fakt. Poczytaj sobie wstecz tego czlowieka a potem sie wypowiadaj
q2
3 października 2018 at 21:42
@Abel 100% racji, tab było.
Mecza
4 października 2018 at 08:27
Ja odbieram ten wpis zupełnie inaczej, to jest właśnie piguła tego co Irishman pisał przez blisko ostatni rok, zaczynając od zwolnienia Mandrysza. On pisał o potrzebie stabilizacji, braku doświadczenia, rozrzutności a przeciwnicy chcieli wszystko wywrócić do góry nogami a teraz piszą że o tym że nawoływali do stabilizacji.
Irishman
4 października 2018 at 10:24
@Mecza, masz racje, obaj jako nieliczni byłyśmy przeciw zwolnieniu Mandrysza. I to przecież nie z jakiejś sympatii, czy antypatii ale po prostu tak na logikę, nie zwalnia się takiego fachowca, na wysokim kontrakcie, który trafia na bardzo trudny okres (drużyna rozbita po porażce, kibice wkurzeni na maksa, dyrektor sportowy myślami w Lubinie), a mimo to z trudem bo z trudem ale zaczyna ogarniać sytuacje. I to po połowie roku!!! Przecież poza stratą pieniędzy, jak to świadczy o klubie, który robi takie rzeczy! To naprawdę trzeba było mieć bardzo mocne argumenty, bardzo dobrego następcę, żeby coś takiego zrobić. A tymczasem to było ryzyko i to jeszcze nie trafione, za które dzisiaj płacimy.
Ewentualnie, gdyby także po solidnie przepracowanej zimie wyniki nadal były nie satysfakcjonujące (w co nie wierzę), to należało to zrobić latem, spokojnie przygotowując się do tego przez kilka tygodni, zatrudniając nowego trener wraz z nową („jego”) szatnią.
Z drugiej strony, stało się jak się stało, przyszedł nowy trener, a ja zawsze uważam, że trzeba dać ludziom szansę. Tak samo teraz uważam, że zatrudnienie znowu kogoś dopiero na dorobku, w sytuacji bardzo poważnego kryzysu, pociągnie nas na dno. Ale jak taki przyjdzie to będę go wspierał i ściskał za niego kciuki, bo moje racje, moje ego totalnie się nie liczy, jeśli chodzi o dobro klubu.
No ale wracając do tego co było, to oczywiście, że chwaliłem i trenera Paszulewicza, i dyrektora Bartnika jeśli to co robili miało sens. A przecież, to co robili prawie przez całe okienko transferowe było wręcz genialne! Gdyby na koniec okienka transferowego zatrudniony został jedynie Woźniak (ale jako alternatywa dla Rumina!), gdyby nie przewrócona została do góry nogami defensywa, gdyby trener trzymał się tego co sam zbudował przez okres przygotowawczy i pierwsze mecze, to dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu!!! I do tego ciągle mielibyśmy rezerwę budżetową żeby zima wzmocnić się na kluczowych pozycjach!
I dlatego to tak boli, i tak wkurza, że to co tak dobrze zaczynało wyglądać zostało tak zmarnowane! I stąd ten mój tekst. A jeśli ktoś uważa inaczej, to przecież łamy naszego portalu stoją otworem.
PS.
Zapomniałem wspomnieć we felietonie o Volasie, a to też przecież bardzo dziwna sprawa z tym jego transferem.
PanGoroli
4 października 2018 at 11:43
Po prostu – koncepcja była znakomita, ale wykonanie tragiczne. Zabrakło umiejętności, doświadczenia. No, i poza tym nieswoje pieniądze, to się lekko wydaje.
I tu wydaje mi się, że mamy potężny problem organizacyjny – KONTROLA. Najpierw Cygan, który się nie znał i piłkarze mu zrobili z sekcji burdel. Zupełnie nie miał kontroli nad tym, co się w sekcji działo. Swoje też dorzucił kilkoma szokująco idiotycznymi decyzjami,jak chociaż likwidacja rezerw.
A teraz mamy prezesa. który się nie zna, ale szefuje Bartnikowi, który nie umie i się u nas uczy. I taki układ daje nam tzw. SPoF, 'single point of failure’, 'pojedynczy punkt awarii’. Co to znaczy? W każdyn systemie, układzie, bardzo złe rzeczy. A mianowicie, jakakolwiek usterka, awaria w spof, powoduje katastrofę całego systemu. U nas spof, to Bartnik. Jego szef się nie zna, więc w praktyce ma wolną rękę. Jeśli Bartnik robi głupoty, to nie ma komu go zastopować, gdyż jego bezpośredni zwierzchnik nie ma wiedzy, by móc ocenić, czy Bartnik, to geniusz, czy idiota bawiący się w FIFĘ w realu. Taki układ skazany jest na katastrofę. I efekty mamy. Orgia transferowa, nieobsadzone kluczowe stanowisko, niskie kwalifikacje podwładnych. W tej chwili ciężko znaleźć słabsze kluby w tej lidze.
PanGoroli
4 października 2018 at 11:43
W każdym razie, o Bartniku już powiedziano wiele. To jest bardzo prosta decyzja, by usunąć go z klubu. Potrzeba już teraz nowego dyrektora sportowego, by ogarnął sytuację i by miał odpowiednio dużo czasu, by przygotować się do zimowego sezonu transferowego.
Osobna kwestia, to Janicki. Za nim przemawiają wyniki pozostałych sekcji. Jednak, ocena menedżera, to nie statystyka. Jeśli chirurg po pijaku zaszyje rękawiczki w czyjejś głowie, to go zwalniamy, nawet, jeśli wcześniej miał tysiące świetnych operacji. W chwili obecnej, OBOWIĄZKIM Janickiego jest zwolnienie Bartnika. Za nieudolność, niegospodarność i liczne złe decyzje niosące katastrofalne skutki. Jeśli tego nie zrobi, oznacza to, że powinien odejść razem z Bartnikiem.
Irishman
4 października 2018 at 12:12
@PanGoroli, też niestety dochodzę do takich wniosków!
Irishman
4 października 2018 at 12:13
Ale boję się, że tak się nie stanie i tego co z tego może wyniknąć….. 🙁
Mecza
4 października 2018 at 12:36
Panowie a ja się boję hasła „zimowy sezon transferowy” Przecież z tak niegospodarnymi ludźmi pójdziemy z torbami. Przypomniała mi się sprawa Kupca, wypatrzyli go (?) podpisali kontrakt a po 4 tygodniach był pomysł że chcą z nim rozwiązać umowę. Może to plotka ale jeśli Bartnik lekką ręką wydaje kasę na rozwiązanie kontraktu ze sztabem Mandrysza i kilkoma innym zawodnikami to zaraz będzie bez zawodników i bez funduszy a nowych. Przecież z trenerem tak to właśnie wygląda, opcja ekonomiczna. Najlepiej rezygnacja Bartnika i jego pensję przeznaczyć na dobrego trenera i póki co bez tego stanowiska. Rozpisać konkurs.
Luk
4 października 2018 at 15:47
Spaść nie spadniemy. Udawało się utrzymać w czasach kiedy nie było na wypłaty, a miałoby się nie udać teraz, gdy jesteśmy „hegemonem finansowym” tej ligi? Jest kilka dużo słabszych zespołów, choćby Stomil, Warta, Garbarnia, także w spadek nie wierzę. Grunt tylko, żeby w efekcie tego straconego sezonu, kolejny również nie był stracony. Dlatego NOWY TRENER NA JUŻ! Niech ma 2/3 tego sezonu na poskładanie tego rozwalonego zespołu. Im dłużej Dziółka trenuje, tym trudniej będzie to wszystko naprawić.
pablo eskobar
4 października 2018 at 16:47
Czyli stomil oprowadzi dziolka marazmu ciag dalszy
Irishman
4 października 2018 at 19:43
A ja tam taki pewny już nie jestem. Jeszcze kilka porażek i będziemy musieli punktować lepiej niż za Nawałki na wiosnę, żeby się utrzymać.