Piłka nożna
Kto o nich pamięta ? #8 [STRANIERI]
Ubiegły rok wyjazdowy był dla wszystkich udzielających się na GieKSie szczególny. Długie wyjazdy spotykały nas praktycznie co chwilę. Również my jako redakcja mocno odczuliśmy ten sezon wyjazdowy, ale to, co nigdy nam się nie znudzi to długie rozmowy o GieKSie w czasie podróży. Czasem są one mocno abstrakcyjne a czasem dają nam temat do newsów. W taki sposón zrodził się poniższy artykuł, w którym przypomnę wam jedenastkę „Stranierich” grających niegdyś w GieKSie, która z powodzeniem walczyłaby w Ekstraklasie o wysokie lokaty.
W Bramce Buczek gdyż tak naprawdę wielkiego wyboru nie mamy. Mimo starań nie mogę sobie przypomnieć innego obcokrajowca, który stałby w bramce GieKSy. Buczek przyszedł do klubu za trenera Moskala i miał być realnym wzmocnieniem zespołu. Kilka dobrych meczów to za mało i szybko pożegnano bramkarza, którego my będziemy pamiętać przede wszystkim z jednej sytuacji. W meczu z Dolcanem ( 2:3 gdzie Dolcan prowadził już 3:0) Buczek niespodziewanie wskoczył do pierwszego składu i nie był to udany występ. Po meczu rozżalony Buczek schodził do szatni krzycząc „Co ona będzie do mnie krzyczeć…Buczek 3:0 Buczek 3:0” ( Jedna z kibicek krzyczała do bramkarza z trybun ).
Charakterystyczny czeski akcent plus nerwy bramkarza na długo zostały zapamiętane przez nas i bardzo często przywołujemy to, gdy wspominamy tego bramkarza.
W obronie postawiliśmy na 3 zawodników. Lewa strona to Admir Adżem. Zawodnik ten przyszedł do GieKSy w sezonie 2003/2004 i miał być wzmocnieniem drużyny, która pod wodzą trenera Lorensa miała osiągnąć kolejny sukces w polskiej lidze i europejskich pucharach. Jak się skończyło wszyscy pamiętamy. Szybko skończyła się również kariera Adżema w klubie i z jedną bramką strzeloną Widzewowi zakończył on występy w GKS-ie. Na środku obrony Oliver Prażnovski, który w ciągu kilku meczy dał się poznać jako solidny stoper. Wierzymy, że jego możliwości są dużo większe i zawodnik będzie grał jeszcze lepiej. Póki co nie mamy za wiele historii redakcyjnych związanych z Oliverem poza tym, że patrząc na niego przypomina nam Michaela Scolfielda z serialu Prison Break. Na prawą obronę desygnujemy Farkasa, który grał u nas za trenera Góraka. Nie był to najbardziej udany transfer GieKSy w tamtym czasie, ale w niektórych spotkaniach Farkas prezentował się dobrze.
Do pomocy desygnowaliśmy 5 pomocników. Na prawym skrzydle Aidas Preiksaits zwany „Adidasem” bądź „Adamem Bałą II” z racji podobnego wyglądu do naszego byłego pomocnika. Preiksaits przyszedł do GieKSy w sezonie 97/98 i zagrał jedynie rundę wiosenną w klubie. Po odejściu z klubu Adama Bały zatrudniono Litwina, który miał wypełnić lukę na boku pomocy. Z tego, co pamiętam zagrał kilka dobrych meczy i nie pamiętam, czy powodem jego odejścia była słaba forma czy kwestie transferowe. Wyróżnił się już w debiucie, w którym tak dośrodkował piłkę, że Paweł Primel bramkarz Odry sam wrzucił ją sobie do bramki. Można to zobaczyć TUTAJ.
Środek pola przekazujemy Leimonasowi, Litwin ma lepsze i gorsze momenty w klubie, ale wydaje nam się, że przy wsparciu kolejnego opisywanego piłkarza nabierze on boiskowego luzu. Drugim pomocnikiem jest Sergio Leandro znany, jako „Batata” . Zawodnik ten długi czas swojej kariery spędził w Polsce a w sezonie 2000/2001 na wiosnę zagrał w GieKSie. Sezon ten był szczególny gdyż GieKSa po wyczerpującym sezonie awansowała do ekstraklasy. Drużynę objął trener Kaczmarek i sprowadził tego zawodnika na B1. Batata wyróżniał się stylem na boisku i poza nim. Nie był efektywny jeśli chodzi o bramki gdyż strzelił tylko jedną w Pucharze Ligi, ale miał duży wpływ na dobrą grę obronną GieKSy w tamtym okresie. Jeśli chcecie poznać tego zawodnika bliżej to ciekawą rozmowę przeprowadziło Weszło. Całość możecie przeczytać TUTAJ
Ofensywny pomocnik to Andras Strapak. Gdy przychodził do GieKSy w sezonie 99/00 wielu obserwatorów widziało w nim następcę Wojciechowskiego. Czas pokazał, że tylko w jednym mógł dorównać „Wojciechowi” . Strapak podobnie jak nasz pomocnik miał fantastycznie ułożoną nogę do strzału i wykonywania stałych fragmentów gry. Dwie bramki, które strzelił w II lidze byłyby dziś kandydatami do bramki roku. Można jedynie żałować, że nigdzie nie zachowały się jego gole z tamtego okresu. O ile talentu mu nie brakowało, o tyle zabrakło najważniejszego – chęci do pracy i walki na boisku. Duża część kibiców GieKSy wspomina Strapaka jako gracza który był dobry, ale mało waleczny.
Lewa strona pomocy to Gija Guruli czyli legenda GieKSy. Człowiek, który swoją grą wyprzedzał epokę. Zawodnik, który swoimi zwodami i grą zachwycał kibiców nie tylko na B1, ale i w całym kraju. Możemy jedynie żałować, że tak mało jego zagrań zachowało się na filmikach na Youtubie, bo byłoby co oglądać. W dzisiejszych czasach Guruli osiągnąłby zapewne dużo więcej.
W ataku do strzelania bramek wybraliśmy Mousę Yahayę, który po powrocie GieKSy do Ekstraklasy pod wodzą trenera Kaczmarka zaliczał świetny sezon w GieKSie. Do dziś wszyscy kibice mają ciarki na plecach, gdy przychodzi wspomnienie jego pierwszego gola na B1. 90 minuta meczu z Legią Warszawa, wynik 0:0. Bojarski wywalczył karnego a do piłki podszedł właśnie Yahaya. Pewnym strzałem pokonał bramkarza i Bukowa eksplodowała z radości! Sezon zakończył z 6 golami i świetną współpracą z Tomaszem Moskałą. Kapitalny mecz w Warszawie z Legią i wygrana 2:0 zapewniła temu zawodnikowi transfer do warszawskiej drużyny. Yahaya wrócił do klubu na wiosnę 2003 roku i w re-debiucie strzelił kapitalną bramkę przewrotką po rzucie rożnym z Wisłą Płock. Niestety drugi jego epizod nie był już tak udany jak pierwszy i zawodnik ten nigdy nie odzyskał formy. Odszedł z klubu po fatalnych występach gdzie w jednym meczu pędził w akcji sam na sam od połowy boiska i potknął się o swoje nogi. Piotr Dziurowicz miał go dość. Postać to była bardzo barwna i dziś zapewne byłoby co pisać o jego zachowaniu zarówno na boisku jak i poza nim 🙂
Drugi napastnik to całkowite przeciwieństwo Yahayi. Skupiony na grze i treningu Grażvydas Mikulenas stał się zawodnikiem, którego bardzo cenią kibice GieKSy. Do klubu przyszedł w sezonie 2000/01 i miał być receptą na słaby w tym okresie atak drużyny z Bukowej. Mikulenas rozpoczął dobrze, strzelił bramkę w meczu z Radzionkowem a potem dwie z Widzewem. Wydawało się, że forma idzie w górę. Niestety były to pierwsze i ostatnie bramki tego zawodnika w tym okresie. Słaba forma sprawiła, że bez żalu rozstano się z tym zawodnikiem. Drugi okres to lata w I lidze, z której GieKSa nie potrafi awansować już od 8 lat. Zawodnik ten ponownie zagrał w naszych barwach i ten okres był już dużo lepszy. Ukoronowaniem jego dobrej gry była jedna z ważniejszych bramek jaką strzelił w Jastrzębiu, gdzie GieKSa wygrała 1:0 i uniknęła tym samym gry w barażach o utrzymanie w I lidze. Świetny okres pod okiem Nawałki sprawił, że Mikulenas zostanie zapamiętany na dłuższy czas. Prywatnie Mikulenasa zapamiętam z tego, że w pierwszym okresie, w którym grał w GieKSie mieszkał na moim osiedlu i był bardzo kulturalny jeśli chodzi o kontakty z kibicami.
Mamy zawodników wiec musimy jeszcze wybrać trenera. Zostanie nim Adolf Blutch, którego pewnie niewiele osób kojarzy. Ten austriacki trener prowadził nasz zespół w sezonie 92/93 i zdobył ostatni jak do tej pory Puchar Polski wygrywając z sąsiadami zza miedzy po rzutach karnych wielkim finale na Stadionie Śląskim.
Rezerwa- Kurtovic, Nankow, Da Silva, Beliancin, Okoro, Onekaychi, Rakels.
Co do rezerwowych to Kurtovica w ogóle nie kojarzę, pamiętam, że miał być talentem na miarę Malidiniego a nic z niego nie wyszło. Grał za trenera Lorensa. Nankow to zawodnik, o którym wszyscy mówili, że grał na MŚ. Po grze w GieKSie tylko z tego był zapamiętany. Również grał za trenera Lorensa. Da Silva to ciekawy zawodnik, który strzelił piękną bramkę z Lechem Poznań. Zawodnik ten rozegrał kilka spotkań w GieKSie i złamał nogę. Jego kariera szybko się zakończyła w klubie a ja mam wrażenie, że jednak trochę za szybko. Można było więcej wycisnąć z tego zawodnika. Okoro i Onekaychi to tylko pamiętam, że byli, szczerze powiedziawszy to jedyne co z nimi związanego pamiętam to fakt, iż Okoro na dzień dobry przywitał się z Bukową zagraniem, w którym przerzucił piłkę nad przeciwnikiem. Bukowa oszalała, ale tylko na ten jeden moment. Resztę jego kariery można przemilczeć. W dawnych latach był jeszcze Copolla, ale o nim z racji wieku nie mogę nic napisać. Beliancina wszyscy pamiętają. Był jeszcze jeden zawodnik, który miał średnią jeden mecz/jeden gol, czyli Ferdynand Chi-fon. Resztę sezonu leczył kontuzję. Nie zapominamy również o jednym z bardziej charakterystycznych zawodników, czyli Denisie Rakelsie, który dla GieKSy w 47 meczach zdobył 16 bramek.
Mam nadzieję, że nieco odświeżyłem wam pamięć o zawodnikach, którzy grali w naszym klubie. Jeśli kogoś pominęliśmy to dopiszcie w komentarzach, kogo i jak go wspominacie. Fajnie będzie poczytać wasze wspomnienia związane z tymi graczami.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



kamel
1 stycznia 2016 at 23:20
momencik po Guruli spielou u nos kolyjny gruzin – Revischvili,technicznie chyba nojlepszy ze coukyj tyj listy
Panprezes
2 stycznia 2016 at 22:26
jeszcze byl diszkiriani gruzin nie wiem czy dobrze napisalem nazwisko
mariness
3 stycznia 2016 at 22:18
jo by jeszcze wspomnioł o śp. Robercie Mitwerandu, co prawda był to polok ale pierwszy ciemnoskóry zawodnik w naszej GieKSie.
ZabaBogucice
4 stycznia 2016 at 08:09
Prezes i Kamel juz dopisali widze.Marines,Robert to byl nie tylko Polok ale Hanys z krwi i kosci.Jak wspomina Marek Koniarek,loto po placu synek ciemnoskory i sie dre,podej tyn bal,dowej ta bala… 😉
bolek
4 stycznia 2016 at 22:59
Przede wszystkim brak Revishviliego. Grali jescze Gija Dziszkarjani czy Philip Umukoro.