Dołącz do nas

Felietony

Przedziwny był ten mecz w Łęcznej…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wczorajszy mecz z Górnikiem Łęczna był jednym z najdziwniejszych w ostatnich latach. GieKSa po raz kolejny już w tym sezonie i w tym roku grać z najsłabszą punktowo drużyną pierwszej ligi (bo Ruch na boisku zdobył więcej niż Łęczna). I znów mieliśmy w starciu z takim outsiderem masę problemów.

Zacznijmy może od wypowiedzi pomeczowej trenera Mandrysza. Powiedział, że była ambicja, hart ducha i sporo składnych akcji. Wiadomo, jak się mecz zakończył, więc o ile nie możemy się czepiać słów o ambicji, to jednak o tych składnych akcjach szkoleniowiec powiedział mocno na wyrost.

GieKSa zagrała na niezłym poziomie ambicji przez większość meczu w Łęcznej. Nie było to co prawda wielkie gryzienie trawy, ale przyzwoitość została zachowana. Problemy były jednak inne. Katowiczanie przez sporą część meczu kompletnie nie mieli pomysłu na tę najsłabszą ekipę rywali. OK, Łęczna postawiła na swojej połowie wielki autobus, a polskie drużyny nie umieją grać atakiem pozycyjnym (bla, bla, bla…), ale zagrożenia po strzałach dla bramki Prusaka było naprawdę mało. Praktycznie jedyne możliwości stwarzały się wtedy, gdy boczni pomocnicy – Skrzecz i Prokić – na szybkości wdzierali się w pole karne. Problem był taki, że dobrze zorganizowani byli obrońcy i pewnie przecinał dośrodkowania Sergiusz Prusak. No i nasi pomocnicy byli w tych zagraniach po prostu bardzo niedokładnie.

To by było na tyle, jeśli chodzi o ofensywę GieKSy w Łęcznej przez większość meczu. Środek pomocy nie istniał – kompletnie. Mimo tak długiego czasu posiadania piłki, większość zagrań było wszerz lub do tyłu. Podobnie sprawa się miała z bocznymi obrońcami. GKS grał bojaźliwie, a zawodnicy nie brali na siebie odpowiedzialności za przyspieszenie gry czy czasem ryzyko. Wszystko miało być bezpiecznie, bezpiecznie i bezpiecznie i przez to wyglądało to fatalnie. Miotający się Zejdler, słaby technicznie Kalinkowski i kompletnie nijaki Foszmańczyk. Jedynie można patrząc na to spotkanie przytoczyć powiedzenie śp. Kazimierza Górskiego „im dłużej my przy piłce, tym krócej oni”. Ale poza posiadaniem piłki nie było kompletnie nic. Tylko strach i asekurancka gra oraz notorycznie niedokładne zagrania.

Problem w tym, że GKS przegrywał po mało odpowiedzialnym zachowaniu Tomasza Midzierskiego w polu karnym. Jeszcze przy 0:0 moglibyśmy się łudzić, że coś tam w końcówce wpadnie. Tutaj nawet wyrównanie nie powodowałoby pozytywnej oceny meczu.

Gdy Bartłomiej Kalinkowski dostał drugą żółtą kartkę (pierwszą trzy minuty wcześniej) za głupią pyskówkę z arbitrem, było jasne, że GKS tutaj nic nie zwojuje.

Plizga, Błąd, Cerimagić. Ciekawe, czy w historii GKS był drugi mecz z tak efektywnymi zmianami. Ta trójka zawodników w końcówce zrobiła taką zawieruchę, że łęcznianie będą podnosić się przez bardzo długi czas. Nieprawdopodobne, że zawodnicy z ławki – zwłaszcza dwaj pierwsi – dali tak dużo w tak krótkim czasie.

Jednak zanim oni zaczęli szaleć, dał im tę możliwość Sebastian Nowak. Przedziwny był to mecz i tego bramkarza. Zanotował on bowiem kilka elektrycznych interwencji, z wypluwaniem piłki nawet na 16. metr (na szczęście nie było rywala). Kilka razy natomiast świetnie zainterweniował na linii, np. broniąc rzut wolny (mocny strzał pod poprzeczkę) oraz techniczne uderzenie przeciwnika w końcówce. Zapoczątkował kontrę dającą pierwszą bramkę – świetnie wypatrując Błąda. A po stałych fragmentach padł również trzeci gol, z czego pierwszy rzut rożny z tej serii padł po kuriozalnej interwencji bramkarza, który nie złapał piłki, skiksował i cudem piłka wylądowała na rogu. Można więc powiedzieć, że zawodnik był mocno niepewny, ale ostatecznie swoim bardzo rozsądnym zachowaniem dał szansę zawodnikom z pola na wygranie tego meczu.

Najpierw Błąd wypatrzył Plizgę, potem Plizga Błąda, a ten Kędziorę. Potem Cerimagić powalczył, Plizga poprawił, Błąd strzelił. Praktycznie we dwójkę Dawid i Adrian rozprawili się z defensywą rywali.

Górnik Łęczna nie poszanował wyniku. Popełnił taktyczny błąd, w sumie dramatyczny taktyczny błąd. Przez cały mecz grali cofnięci i tylko z rzadka próbowali podwyższyć wynik. W końcówce połasili się na 2:0 i to ich kosztowało zabójcze kontrataki zawodników GieKSy.

Przypomniał się Szczecin, tam też od 86. minuty GKS strzelił trzy gole. To zawsze spektakularne i naprawdę wywołało sporą radość w naszej ekipie redakcyjnej relacjonującej to spotkanie. To był kapitalny moment radości.

Jednak doświadczenia z ostatniego roku absolutnie nie pozwalają nam powiedzieć, że „takie mecze budują drużynę” czy inne tego typu frazesy. Ten mecz ani w jednym stopniu nie zmienia naszego podejścia, że z tej ekipy wiele nie będzie i z większością należy się pożegnać. Choćby właśnie dlatego, że rozgrywając taką końcówkę pokazują, że się da – a to oznacza, że wcześniej też się dało. Już końcówka meczu z Tychami, gdy GKS przycisnął, pokazała, że jak chcą to potrafią. Szkoda tylko, że to często dzieje się na sam koniec albo nie dzieje się wcale.

Tutaj rezerwowi weszli i odmienili losy spotkania. Największym przegranym tego meczu jest jednak nie tylko zespół gospodarzy, ale i Bartłomiej Kalinkowski, który teoretycznie sowim głupim zachowaniem osłabił zespół, ale bez niego GKS strzelił trzy gole. Można sobie zadać pytanie, czy gdyby Kalinkowski był na boisku to cokolwiek by się zmieniło od stanu 1:0. Na pewno dobrze, że na jego miejscu był Plizga, bo Kali by pewnie znów zagrał wszerz do tyłu lub by stracił.

To zmiennicy i Nowak dali wygraną. Ostatnie 7 minut było kapitalne, ale nie może nam to przesłonić słabego – typowo piłkarsko – meczu. Gdyby nie końcówka, naprawdę nie byłoby za co pochwalić zespołu Mandrysza, a wręcz byłoby to potwierdzenie kiepskiej jakości tego zespołu.

Po prostu jak zwykle pomogli ci, których kibice akurat nie krytykują i widzą w zespole na dalsze miesiące, czyli Cerimagić i Błąd. Przecież do tych zawodników nikt nie ma pretensji, a Błąd to już w ogóle w ostatnich tygodniach jest klasa i szkoda, że miał kontuzję. Natomiast swoje notowania poprawił Dawid Plizga. Zawodnik na początku sezonu nie był w formie fizycznej, ale teraz, gdy ją ma – pokazuje umiejętności techniczne przerastające prawie wszystkich w drużynie. To dla Dawida dobry sprawdzian i kto wie – może jednak będzie reżyserem nr 1 w tej drużynie?…

Cieszymy się z tej wygranej bardzo. Ale nie jest to euforia – raczej zwykła radość z wygranego w spektakularnych okolicznościach meczu. Jeśli uda się wygrać w Siedlcach – będzie super. A potem mecz z Miedzią i po raz kolejny będziemy wierzyć, choć w tym roku wszystkie ważne mecze były przegrane.

A w zimie – Tadeusz Bartnik do dzieła.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    kejta

    13 listopada 2017 at 19:36

    Nawet jesli wygraja te dwa mecze i znow zrobia nam nadzijee na awans bo beda bliskk czolowki to i tak przejebia na wiosne wiec prosze nie podniecajcie sie bo tutaj nie chodzi o kopaczy i trenera a o nasze piekne miasto ktore tego awansu nie chce. Moze kiedys jak bedzie stadion to bedzie awans

  2. Avatar photo

    mario

    14 listopada 2017 at 13:35

    dokładnie miasto wstydzi sie obecnego stadionu jako metropolia a stadion ruina dla tego najpierw stadion pózniej awans!!!!

  3. Avatar photo

    AntyGrzyb

    14 listopada 2017 at 19:53

    A w chorzowie wbili łopaty i rozpoczeli prace przygotowawcze do budowy

  4. Avatar photo

    Maks

    14 listopada 2017 at 21:56

    Mosz recht….Ruch pryndzyj wybuduje stadion…

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga