Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka Stadion Szachy

Tygodniowy przegląd mediów: Rozpoczęło się układanie murawy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki, hokeja i szachów GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Piłkarki przegrały w ramach 1/32 finału Pucharu Polski z Czarnymi Sosnowiec 1:2 i odpadły z dalszych rozgrywek. Ze względu na przerwę reprezentacyjną kolejne spotkanie ligowe zostanie rozegrane 2 listopada o 13:00 na Bukowej z Rekordem Bielsko-Biała. W swoim ostatnim spotkaniu ligowym piłkarze zremisowali ze Śląskiem Wrocław 0:0. Prasówkę po tym spotkaniu można przeczytać TUTAJ. Kolejne spotkanie zespół rozegra w niedzielę 27 października o 20:15 z Legią w Warszawie.

Siatkarze w zeszłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, w którym doznali kolejnej porażki, tym razem z LUKiem Lublin 0:3. Następny mecz zespół rozegra na wyjeździe 27 października od 20:30 z Norwid Częstochowa.

W ubiegłym tygodniu hokeiści rozegrali trzy spotkania, niestety wszystkie przegrane. We wtorek 15 października nasza drużyna przegrała z GKS-em Tychy 2:5. W kolejnym meczu zespół przegrał z JKH GKS Jastrzębie 1:3. W ostatnią niedzielę czarę goryczy dopełniła niespodziewana porażka z Energą Toruń 1:2. W rozpoczętym tygodniu drużyna rozegra trzy spotkania: pierwsze z nich domowe już dzisiaj z STS-em Sanok. Następnie w piątek 25 października z Cracovią, również w Satelicie. W ostatnim meczu w bieżącym tygodniu zespół zmierzy się w Nowym Targu z Podhalem. Dwa pierwsze mecze rozpoczną się o godzinie 18:30, ostatnie o 18:00.

Drużyna szachistów zdobyła brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski 2024.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Orlen Puchar Polski: wysokie rezultaty w Białymstoku i Krakowie

[…] W hitowym meczu Czarni Sosnowiec pokonali GKS Katowice 2:1. Do przerwy to wicemistrzynie Polski prowadziły 1:0 i miały rzut karny, który obroniła specjalistka od tego elementu gry, Martyna Małysa. Ostatecznie to drużyna z Sosnowca przechylila szalę zwycięstwa na swoją korzyść za sprawą dubletu Karliny Miksone.

 

sportowefakty.wp.pl – Przedwczesny finał już w I rundzie Orlen Pucharu Polski. Obrońca trofeum już za burtą

Za nami 30 z 32 meczów 1/32 finału Orlen Pucharu Polski w piłce nożnej kobiet. Już pierwsza runda przyniosła hitowe starcie Czarnych Antrans Sosnowiec z GKS-em Katowice. Broniący trofeum zespół trener Karoliny Koch przegrał 1:2 i odpadł.

Co ciekawe, to GieKSa objęła prowadzenie, i to już w piątej minucie dzięki trafieniu Marleny Hajduk. W 19. minucie rzutu karnego ta sama piłkarka mogła je podwyższyć, lecz nie wykorzystała rzutu karnego. Trzy minuty po przerwie wyrównała Karlina Miksone, a po kolejnych sześciu łotewska napastniczka zdobyła zwycięską bramkę dla zespołu z Zagłębia Dąbrowskiego. Sosnowiczanki wyeliminowały tym samym zespół, który w maju sięgnął po krajowe trofeum.

 

wkatowicach.eu – Na Stadionie Miejskim w Katowicach rozpoczęło się układanie murawy. Do końca budowy zostało kilkanaście dni

Budowa nowego stadionu i hali sportowej w Katowicach dobiega końca. Obiekt na Załęskiej Hałdzie jest już prawie gotowy. We wtorek, 15 października, zainaugurowano proces układania murawy na boisku. Wykonawca robót ma czas do końca października, a już od przyszłego miesiąca rozpoczną się procedury odbiorowe.

Wtorek, 15 października 2024 roku, zapisze się w historii nowego kompleksu sportowego w Katowicach. W tym właśnie dniu rozpoczęto układanie murawy na boisku piłkarskim stadionu. To oznacza, że prace są na bardzo zaawansowanym etapie, a budowa dobiega końca.

To wielka radość, że mogłem rozwinąć pierwszą rolkę trawy na tym obiekcie. To będzie nowy dom dla GKS-u Katowice. Zagrają tu piłkarze, którzy niedawno awansowali do Ekstraklasy i piłkarki kobiecej sekcji, jeśli zechcą się tu przenieść ze Stadionu Miejskiego przy ul. Bukowej. Od wiosny będziemy mogli tu kibicować naszym drużynom – mówi prezydent Katowic, Marcin Krupa

Obecnie trwają intensywne prace związane z wykańczaniem stadionu miejskiego. Pod koniec października budowa ma zostać zakończona i rozpoczną się odbiory. Przez najbliższe dni układana będzie murawa na płycie głównej stadionu miejskiego. Murawa pochodzi z najlepszej obecnie dostępnej plantacji. Ten sam rodzaj trawy układany jest na dwóch boiskach treningowych. To gwarancja tego, że także przygotowania do meczów będą odbywały się w bardzo dobrych warunkach, na podłożu najlepszym dla zawodników – dodaje prezydent Katowic.

Kompleks sportowy w rejonie ulic Bocheńskiego i Upadowej w Katowicach zaczęto budować ponad 3 lata temu. W tym czasie okolica zmieniła się nie do poznania. Wyrósł tu stadion sportowy z trybunami mieszczącymi nawet 15 tys. kibiców oraz hala sportowa z trybunami na blisko 3 tys. miejsc.

Wszystko jest już prawie gotowe. Wykonawca zapewnia, że na 2 tygodnie przed wyznaczonym terminem stopień zaawansowania prac to 97-99%. 31 października wykonawca, czyli firma NDI przekaże teren inwestorowi, którym jest spółka Katowickie Inwestycje. Wówczas rozpoczną się odbiory techniczne. Te potrwają do początku 2025 roku. Później będzie jeszcze czas na ostatnie poprawki, dostosowanie stadionu do wymogów rozgrywek na poziomie Ekstraklasy i będzie można usłyszeć na stadionie pierwszy gwizdek.

Wszystkie terminy są dotrzymywane. Koszty są zgodne z założonymi. Na ten moment nie mamy zastrzeżeń do wykonawcy. Jest jeszcze sporo prac wykończeniowych do wykonania, ale 31 października wykonawca musi zgłosić obiekt do procedur odbiorowych, bo inaczej narazi się na kary. Potem około 2-3 miesiące potrwają odbiory – mówi nam prezes Katowickich Inwestycji S.A., Andrzej Hołda.

Jak zawsze końcówka jest najtrudniejsza. Najwięcej się dzieje właśnie na samym końcu realizowania inwestycji, bo wszyscy chcemy do końca wykonać wszystkie prace. Musimy szczególnie dbać o bezpieczeństwo wszystkich pracowników, których jest tu teraz bardzo wielu, bo średnio codziennie pracuje tu od 300 do 350 osób. Termin realizacji nie jest zagrożony – zapewnia w rozmowie z naszym dziennikarzem dyrektor Oddziału Południe NDI S.A, Wojciech Pałczyński

Realizowane są także roboty wykończeniowe, jak malowanie, meblowanie, wprowadzanie oznaczeń na trybunach czy rozruch systemów obsługujących obiekt. W trakcie jest również ustawianie opraw oświetleniowych. System składa się z 500 reflektorów led dynamicznie zarządzanych dla całego obiektu. Co ciekawe, umożliwia on dostosowywanie ich pracy do rytmu muzyki płynącej z nagłośnienia stadionu, które w ostatnich dniach było poddawane testom – dodaje Jarosław Łuczyński, dyrektor działu inwestycji kubaturowych, Katowickie Inwestycje S.A., która w imieniu miasta pełni nadzór nad budową.

Rozpoczęte 15 października układanie murawy ma potrwać najwyżej kilka dni. Warunki atmosferyczne nie będą stanowiły przeszkody dla tej operacji, bo nowy stadion jest wyposażony w system nawadniania i ogrzewania płyty boiska.

Na boiskach treningowych już jest, a na boisku głównym właśnie rozpoczęło się układanie murawy. Zanim została dostarczona do Katowic, musiała zostać starannie przygotowana przez producenta, co polegało między innymi na bardzo skrupulatnym procesie pielęgnacji i odpowiednim nawożeniu. Naturalna murawa spełnia wszystkie standardy dla boisk w Europie do gry na najwyższych poziomach rozgrywkowych i jest zgodna z bardzo wymagającą normą DIN 18035-4. Gotowa do gry jest już po 24 godzinach od zakończenia montażu, a w utrzymaniu odpowiednich warunków będą pomagać systemy podgrzewania, odwodnienia i nawodnienia.

Wokół obiektu powstały parkingi i infrastruktura techniczna. Pojawiły się tu także boiska treningowe. Wkrótce zmieni się także adres inwestycji – nowa droga przy stadionie ma się nazywać ul. Nowa Bukowa. Projekt uchwały już trafił do katowickiej Rady Miasta i niewykluczone, że będzie procedowany podczas najbliższej sesji.

W tym przypadku to nie tylko przebudowa i budowa sieci uzbrojenia podziemnego, takich jak kanalizacja deszczowa, sieć wodociągowa, sieci elektroenergetyczne, teletechniczne, ale także wykonanie niezbędnych elementów towarzyszących, takich jak budowa chodników i dróg rowerowych, oświetlenia ulicznego, przebudowy sygnalizacji świetlnej jak i elementów oznakowania – tłumaczy Agnieszka Dutkiewicz, dyrektor ds. budowy infrastruktury technicznej w spółce Katowickie Inwestycje S.A.

Pierwszy etap, czyli układ drogowy w bezpośrednim otoczeniu stadionu, będzie udostępniony do użytku z początkiem 2025 roku. Z kolei roboty budowlane przy układzie drogowym wokół Bocheńskiego mają zostać zakończone w maju 2025.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Lublinianie się nie zatrzymują, GieKSa bez szans

Niesamowicie trudne zadanie czekało w sobotni wieczór siatkarzy GKS-u Katowice.  Ich rywalem była niepokonana jak dotąd BOGDANKA LUK Lublin. Nie było żadnej niespodzianki. Podopieczni trenera Bottiego od początku narzucili rywalom swój styl gry i do samego końca kontrolowali boiskowe wydarzenia. Katowiczanie tylko momentami potrafili podjąć walkę.  MVP meczu został Wilfredo Leon.

Po atakach ze skrzydeł i bloku na Kewinie Sasaku GieKSa miała dwa oczka zaliczki (3:1). Mimo wyrównania przez gości, w dalszym ciągu pracował katowicki blok, o czym przekonał się Bennie Tuinstra (7:5). Zespół z Lubelszczyzny dał jednak wyraźny znak, a po dwóch blokach i dwóch asach Fynniana McCarthyego zaczął układać spotkanie pod siebie (12:8). Nie był bierny wobec boiskowych zdarzeń Łukasz Usowicz. Gospodarze zaczęli grać blokiem, po dwóch atakach środkowego GKS złapał kontakt (14:13). Nie miał jednak sposobu na grających dobrze i wszechstronnie każdym elementem lublinian, skuteczny na lewej flance był Tuinstra (19:15). Serwisem ponownie zapunktował reprezentant Kanady (21:17). Trudności w ofensywie miał jednak Sasak, ekipa ze Śląska ponownie się zbliżyła (22:21), po asie Bartosza Gomułki był remis (22:22). W końcówce nie zawiódł Wilfredo Leon, który dołożył zagrywkę (25:23).

Na starcie drugiej części goście zawiązywali grę blokiem, po błędach przeciwnika wygrywali 6:3. Wystarczyły dwa autowe ataki Sasaka, by tablica wyników wskazała na remis po 6. Przez moment oscylował wokół remisu. Trudności w ataku mieli gospodarze, po ataku i asie Leona było 13:10. Najjaśniejszym elementem GKS-u był Jewgienij Kisliuk, ale było to niewystarczające w obliczu polsko-kubańskiego przyjmującego, który brylował w ofensywie. Lublinianie nadal wywierali presję serwisem (19:13). Katowiczanie głównie za sprawą gry ukraińskiego przyjmującego zbliżyli się na dwa oczka, ale po błędach własnych wynik szybko im uciekł. Po kontrze Mateusza Malinowskiego LUK był o krok od zamknięcia meczu (25:20).

Trzema oczkami prowadzili na początku trzeciej odsłony goście (3:0, 7:4). Dwa asy Tuinstry z rzędu zwiększyły zaliczkę lublinian do czterech punktów (11:7). Na środku pracował Aleks Grozdanow. LUK wywierał presję serwisem (16:10, 18:11). Problemy z przyjęciem mieli katowiczanie (21:12). W samej końcówce Massimo Botti desygnował do gry zmienników. Niezmiennie dominowali przyjezdni. Dzieło zniszczenia na prawej flance zakończył Malinowski (25:16).

GKS Katowice – BOGDANKA LUK Lublin 0:3 (23:25, 20:25, 16:25)

 

Morale w GKS spadły? Środkowy: Jeszcze nie spadliśmy

GKS Katowice odnotował siódmą porażkę w PlusLidze. Katowiczanie zdobyli dotychczas trzy punkty i zajmują przedostatnie miejsce w lidze. – Nie ma co zwieszać głów. Trzeba walczyć. Jeszcze nie spadliśmy z tej ligi. Mamy prawo, mamy możliwość się utrzymać – mówił Strefie Siatkówki Łukasz Usowicz po spotkaniu z BOGDANKĄ LUK Lublin.

Karolina Wólczyńska (Strefa Siatkówki): Kolejna porażka 0:3 na waszym koncie. Wiedzieliście, że jedyna niepokonana drużyna PlusLigi przyjeżdża, ale chcieliście walczyć o punkty. Chyba ich brak boli najbardziej?

Łukasz Usowicz: – Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo ciężki mecz. Niestety nie mieliśmy punktu zaczepienia w żadnym elemencie. Rywale zdominowali nas zagrywką i przyjęciem. Mogli grać cokolwiek chcieli ze swojego przyjęcia. My ponownie krwawiliśmy przez ich bardzo dobrą, mocną zagrywkę. Nie ma co ukrywać.

W tym pierwszym secie było sporo szans, bo set zakończył się 23:25. Czego zabrakło, żeby tę partię wygrać?

– Nie wiem, ciężko powiedzieć. Tak jak mówię, z naszej strony był to mecz wielu zepsutych zagrywek, a z ich strony wielu asów, piłek mocnych, z których musieliśmy grać high balle albo piłki bezpośrednio przechodzące na ich stronę, z których nie mogliśmy nic zrobić. Myślę, że w pierwszym secie właśnie to zdecydowało.

Jak się trzymacie emocjonalnie po tylu porażkach w tym sezonie?

– Na chwilę obecną jest jeszcze dobrze, szczerze mówiąc. Nie ma co zwieszać głów. Trzeba walczyć. Jeszcze nie spadliśmy z PlusLigi. Mamy prawo, mamy możliwość się utrzymać. Musimy tylko zacząć punktować w ważnych meczach z rywalami, którzy są w naszym zasięgu. I myślę, że to wyjdzie na wielki plus.

W najbliższym czasie gracie z Norwidem Częstochowa, Indykpolem AZS Olsztyn, Stilonem Gorzów i Treflem Gdańsk, więc chyba ta drabinka teraz układa się dla was korzystniej?

– Tak jest. Wszystkie zespoły z topu już minęliśmy. Teraz mamy rywali, z którymi już musimy urywać punkty i zdobywać je. Mam nadzieję, że będą to tylko wygrane mecze i walczymy dalej.

Co jest waszym największym plusem?

– Na pewno gra na side-oucie. Jak już przyjmiemy piłkę w trzech metrach, wtedy nasz rozgrywający ma komfort i może sobie wybierać każdą opcję możliwą – wrzucić na środek, bo jest naprawdę w tym perfekcyjny, czy zagrać szybko na skrzydło. Wtedy naprawdę jesteśmy groźni.

 

HOKEJ

hokej.net – Tyszanie znów na piątkę! Rzadko spotykany gol techniczny. Dupuy zniesiony na noszach

Ósme zwycięstwo z rzędu odnieśli hokeiści GKS-u Tychy. Podopieczni Pekki Tirkkonena w najciekawiej zapowiadającym się meczu 13. kolejki TAURON Hokej Ligi pewnie pokonali GKS Katowice 5:2 i jeszcze wygodniej rozsiedli się w fotelu lidera.

Tyszanie okazali się dziś zespołem dojrzalszym. Grali dokładniej, szybciej i byli skuteczniejsi. Najlepiej świadczy o tym fakt, że po raz trzeci w tym sezonie strzelili katowiczanom pięć goli. Swoje zrobił też Tomáš Fučík, który pewnie strzegł swojego posterunku.

Z dobrej strony zaprezentował się też Wiktor Turkin, który do asysty dołożył też dwie bramki. Co ciekawe jego drugie trafienie było golem technicznym. Białoruski środkowy mając przed sobą pustą bramkę nie zdołał oddać strzału, bo został sfaulowany przez powracającego Santeriego Koponena. Sędziowie długo się nie zastanawiali i pewnym ruchem wskazali na bramkę. To zdarzenie miało miejsce na39 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry.

Warto wspomnieć, że spotkania nie dokończył Jean Dupuy, który pod bandą boleśnie zderzył się z Bartoszem Ciurą. Kanadyjski napastnik został zniesiony z lodu na noszach i odwieziony na badania do szpitala.

Gospodarze więcej powodów do radości mieli już po pierwszej odsłonie, bo od 4. minuty prowadzili 1:0. Worek z bramkami rozwiązał Mateusz Gościński, który w sytuacji sam na sam wymanewrował Johna Murraya. Warto dodać, że brązowi medaliści poprzedniego sezonu grali wówczas w… liczebnym osłabieniu.

Katowiczanie tylko w pierwszej części gry trzykrotnie mieli okazję trzykrotnie rozgrywać przewagę, ale nie wykorzystali żadnej z nich. Dwie dobre okazje miał Patryk Wronka, ale jego strzały efektownie wybronił Tomáš Fučík. Golkiperowi GKS-owi Tychy dopisało też szczęście, bo w 15. minucie krążek uderzony przez Albina Runessona zatrzymał się na słupku.

Hokeiści GKS-u Tychy bardzo dobrze rozpoczęli drugą odsłonę. Chwilę po jej rozpoczęciu przez zasieki obronne gości przedarł się Matias Lehtonen, ale w sytuacji sam na sam z „Jaśkiem Murarzem” uderzył niecelnie. Było to jednak ostrzeżenie, z którego katowiczanie nie wyciągnęli wniosków.

Chwilę później na 2:0 podwyższył Olaf Bizacki, który – po podaniu Lehtonena – przymierzył z korytarza międzybulikowego. Z kolei w 28. minucie trzeciego gola dołożył Wiktor Turkin, który podczas gry w przewadze wykorzystał dogranie Dominika Pasia i umieścił gumę pod poprzeczką. To był milowy krok w kierunku zwycięstwa.

Gdy w trzeciej odsłonie czwartego gola dołożył Joona Monto (kolejne dobre dogranie Lehtonena), wydawało się, że wicemistrzowie Polski już się nie podniosą.

Tymczasem zespół katowiczanie zdołali jeszcze przypudrować wynik dwoma trafieniami. Najpierw ładnym uderzeniem z nadgarstka popisał się Christian Mroczkowski, a guma zanim trafiła do siatki odbiła się jeszcze od poprzeczki. Później skuteczną dobitką błysnął Dante Salituro.

Goście odważniej ruszyli do ataku, a trener Jacek Płachta zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Nie przyniósł on zamierzonego efektu, ale przyczynił się do straty piątego gola.

 

Miał być hit kolejki. Ciężar udźwignęła tylko jedna drużyna

JKH GKS Jastrzębie pokonał na wyjeździe GKS Katowice 3:1 w emocjonującym spotkaniu, które trzymało kibiców w napięciu. Goście z Jastrzębia-Zdroju pokazali wyższość nad gospodarzami, dzięki czemu umocnili się na trzeciej pozycji w tabeli, ważnej w kontekście walki o występ w turnieju Pucharu Polski.

Spotkanie miało szczególne znaczenie w kontekście tabeli – przed meczem obie drużyny zajmowały odpowiednio trzecie i czwarte miejsce z identycznym dorobkiem 21 punktów, czując na plecach oddech Comarch Cracovii. Stawką była nie tylko pozycja w lidze, ale także potencjalny udział w Turnieju Finałowym Pucharu Polski.

Pierwsza tercja rozpoczęła się od dominacji gości, którzy już w 6. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą precyzyjnego strzału Martina Kasperlika. JKH kontrolowało przebieg gry, jednak gospodarze zdołali odpowiedzieć w 14. minucie, gdy Albin Runesson celnym uderzeniem z dystansu doprowadził do wyrównania.

Druga odsłona przyniosła kolejne emocje. JKH wykorzystało przewagę liczebną w 23. minucie – po koronkowej akcji Kuru, Pulkkinen umieścił krążek składając się do strzału w ekwilibrystyczny sposób, wyprowadzając gości na prowadzenie. Świetnie spisywał się bramkarz JKH Miarka, który kilkukrotnie ratował swoją drużynę przed utratą bramki.

Trzecia tercja należała do gości. W 50. minucie padła bramka, która ostatecznie przesądziła o losach spotkania. Martin Kasperlik, po fenomenalnym rajdzie Emila Bagina, który zwiódł niemal całą defensywę gospodarzy jadąc za bramkę i nagle zawracając zza niej, podwyższył prowadzenie na 3:1.

GKS Katowice w końcówce postawił wszystko na jedną kartę, grając z wycofanym bramkarzem, jednak desperackie próby nie przyniosły rezultatu. Gospodarze mieli swoje szanse, szczególnie podczas gry w przewadze, jednak świetnie dysponowany Miarka oraz zorganizowana defensywa JKH skutecznie powstrzymywały ich zapędy.

Dla GKS-u Katowice była to druga z rzędu porażka po przegranej 2:5 z GKS-em Tychy. Mimo wzmocnień w postaci Patryka Wronki i Christiana Mroczkowskiego, którzy dołączyli do zespołu w trakcie sezonu, gospodarze nie zdołali zrewanżować się za porażkę z poprzedniej kolejki.

To także pewna niespodzianka w kontekście pierwszego spotkania obu drużyn w tym sezonie, które katowiczanie wygrali na Jastorze 5:3. Warto odnotować udany powrót do składu JKH Kamila Górnego, który mimo wcześniejszej kontuzji ręki, pojawił się na lodzie i zaliczył solidny występ.

 

Niespodzianka na Tor-Torze. Niemrawa GieKSa, trzy punkty zostają u gospodarzy!

Ważne zwycięstwo odnieśli hokeiści KH Energi Toruń w 15. kolejce TAURON Hokej Ligi. W niedzielny wieczór na tor-torze gospodarze pokonali GKS Katowice 2:1.

Dla wicemistrzów Polski dzisiejsze spotkanie niosło ze sobą spory ciężar gatunkowy. Podopieczni Jacka Płachty pozostają bowiem w korespondencyjnym pojedynku w walce o lokatę w czołowej czwórce gwarantując przepustkę do turnieju finałowego Pucharu Polski. Pierwsze dogodne sytuacje do otwarcia wyniku pojawiły się jednak po stronie torunian. W 6. minucie spotkania Runesson musiał uciekać się do faulu, aby zatrzymać wychodzącego Juliusa Vähätalo. Decyzja arbitrów w tej sytuacji mogła być tylko jedna: rzut karny. Do wykonania najazdu przystąpił Andrij Denyskin, jednak nie zdołał oszukać Michała Kielera. W kolejnych minutach katowicki golkiper kilkukrotnie potwierdził swoją wysoką dyspozycję, wygrywając pojedynku z Vähätalo oraz Mikołajem Sytym. Na 40 sekund przed końcem pierwszej odsłony cios zadali goście. Z podania Michalskiego użytek zrobił Dante Salituro, który mocnym strzałem pod poprzeczkę otworzył wynik spotkania.

W 25. minucie przed ekipą Juhy Nurminena otworzyła się sposobność do wyrówania, bowiem na ławce kar zasiadł Grzegorz Pasiut. Katowiczanie, choć zdołali wyjść obronną ręką z gry w liczebnym osłabieniu, to w 28. minucie byli bezradni wobec precyzji Dienisa Fjodorovsa. 24-latek przymierzył z koła bulikowego, a wystrzelony krążek trafił w samo okienko bramki, obok bezradnego Michała Kielera. W kolejnych minutach obie strony próbowały szukać okazji do zdobycia kolejnej bramki. Skuteczniejsi w tych działaniach okazali się torunianie. W 32. minucie publiczność na „Tor-Torze” była świadkami kolejnego pięknego gola. Andrij Denyskin zdobył swoją premierową bramkę bramkę w toruńskich barwach posyłając krążek poza zasięgiem Michała Kielera.

 

wkatowicach.eu – Hokeiści GieKSy znają rywali w Pucharze Kontynentalnym. W czasie najbliższego meczu na trybunach Satelity zasiądą piłkarze GKS-u Katowice

Hokeiści GKS-u Katowice poznali rywali w nadchodzącym turnieju Pucharu Kontynentalnego, w którym wystąpią jako ubiegłoroczni wicemistrzowie kraju. Zanim jednak podopieczni trenera Płachty wyjadą do Danii, w czasie najbliższego spotkania w Tauron Hokej Lidze będą ich dopingować koledzy z piłkarskiej sekcji. Z piłkarzami GKS-u będzie się też można spotkać przy innej okazji.

GKS Katowice uzyskał w poprzednim sezonie prawo do reprezentowania naszego kraju w Pucharze Kontynentalnym. Od czerwca wiemy, że wicemistrzowie Polski znaleźli się w grupie F, której mecze będą rozgrywane w duńskiej miejscowości Aalborg.

Rywalami katowiczan będą:

gospodarze – Aalborg Pirates,

francuski klub Bruleurs de Loups Grenoble,

oraz zwycięzca rywalizacji grupy we wcześniejszej rundzie, czyli rumuński klub Corona Brasov.

Rywalizacja w Danii będzie miała miejsce w dniach 15-17 listopada. Dwie najlepsze drużyny awansują do turnieju finałowego, który zostanie rozegrany w dniach 16-19 stycznia 2025 r.

Jeszcze przed meczami Pucharu Kontynentalnego dwóch hokeistów na co dzień występujących w barach GieKSy zobaczymy w strojach z orzełkiem na piersi. Polski Związek Hokeja na Lodzie przedstawił listę zawodników powołanych do kadry narodowej na konsultację szkoleniową w Jastrzębiu-Zdroju oraz turnieju międzynarodowym w Budapeszcie w dniach 03.11-09.11.2024, w trakcie którego nasza reprezentacja rozegra mecze z Węgrami (07.11), Słowenią (8.11) oraz Włochami (9.11).

Wśród powołanych zawodników znaleźli się hokeiści GKS-u Katowice. Wyróżnieni zostali: obrońca Kacper Maciaś oraz napastnik Mateusz Michalski.

Hokeistom GieKSy w tym sezonie gra nie idzie tak imponująco jak w poprzednich rozgrywkach o Mistrzostwo Polski. Awans do finałowej czwórki będzie wymagał sporo pracy i walki do samego końca sezonu zasadniczego. W tym niełatwym boju, podopiecznych trenera Płachty postanowili wesprzeć piłkarze GKS-u, którzy we wtorek 22 października, zaplanowali wizytę w Satelicie, by z trybun dopingować hokejową GieKSę w meczu z STS-em Sanok. To też nie lada gratka dla kibiców, którym udało się zdobyć wejściówki na to samo spotkanie.

Mecz katowickich hokeistów z gośćmi z Sanoka to nie jedyna okazja, by spotkać piłkarzy reprezentujących katowicki klub w Ekstraklasie, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i zdobyć autograf.

Miło nam poinformować, że na mocy podpisanej umowy CANAL+ Polska dołącza do Klubu Biznesu GKS-u Katowice. W związku z tym w środę 23 października zapraszamy wszystkich fanów GieKSy do salonu CANAL+ w Centrum Handlowym 3 Stawy. W godz. 18:30 – 20:00 będziecie mogli tam spotkać piłkarzy GieKSy – Sebastiana Bergiera i Grzegorza Rogalę. Na miejscu powstanie mini strefa PS5, w której będzie okazja do zmierzenia się z zawodnikami w grze EA SPORTS FC25. Co więcej, trzech pierwszy kibiców, którzy wygrają mecz z piłkarzem, wygrają grę dla siebie (do wygrania po jednej grze na PC, XBOX i PS5) – poinformował GKS Katowice.

 

SZACHY

wkatowicach.eu – Hetman GKS Katowice zdobywa brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski 2024

Katowicki klub szachowy Hetman GKS Katowice zdobył brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski 2024. Decydująca runda tegorocznej Ekstraligi Szachowej odbyła się 15 października w Wałbrzychu. Gratulacje!

Szachiści z katowickiego klubu Hetman GKS Katowice zdobyli brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski. 9. runda była decydującym starciem, a zespół Hetman GKS Katowice pokazał prawdziwą siłę, wygrywając z Towarzystwem Szachowym Skoczek Sędziszów Małopolski wynikiem 5-1! Ten wynik zapewnił katowickiej drużynie 3. miejsce w klasyfikacji generalnej Ekstraligi Szachowej 2024. To był intensywny turniej, trwający aż 10 dni, pełen emocjonujących pojedynków, strategii i walki na najwyższym poziomie szachowym.

Gratulacje dla całej drużyny – każdy punkt był kluczowy w tej drodze do podium! Jesteśmy dumni z waszych osiągnięć i determinacji. Dziękujemy naszym kibicom za wsparcie przez cały turniej! – podkreśla klub Hetman GKS Katowice

To nie jedyny sukces tego dnia. Zawodnik Hetman GKS Katowice, Jan Klimkowski, zdobył podczas 9. rundy Ekstraligi Szachowej 2024 swoją trzecią, ostatnią normę arcymistrzowską, co oznacza, że oficjalnie wkracza do elitarnego grona arcymistrzów. To efekt lat ciężkich treningów, niezliczonych godzin spędzonych przy szachownicy i niesamowitej determinacji. Jan udowodnił, że pasja, wytrwałość i koncentracja mogą przenieść zawodnika na najwyższy poziom!

Szachiści Hetmana GKS Katowice znów udowodnili swoją siłę, zdobywając dziś brązowy medal w Drużynowych Mistrzostwach Polski! Ogromne gratulacje dla całego zespołu. Ogromne brawa należą się również juniorom, którzy doskonale wypadli w seniorskiej drużynie – Jan Klimkowski, który w tych zawodach zdobył tytuł arcymistrza, oraz Jakub Seemann, pokazali, że przyszłość szachów w Katowicach jest w bardzo dobrych rękach – zaznaczał prezydent Katowic, Marcin Krupa.

Podziękowania kieruję także do Łukasza Turleja oraz Grzegorza Masternaka, którzy z wielkim zaangażowaniem wspierali drużynę. To wspólna praca całego zespołu i świetna atmosfera sprawiają, że Hetman GKS Katowice nie tylko zdobywa medale, ale też stale się rozwija i daje szansę młodym talentom na osiąganie sukcesów na najwyższym poziomie. Trzymam kciuki za kolejne wyzwania! – dodał prezydent Katowic.

Złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski 2024 zdobył KS Gwiazda Bydgoszcz, a srebrny VOTUM SA Polonia Wrocław. Brązowy medal powędrował do Katowic. Gratulujemy wszystkim drużynom!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga