Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Wyzwanie dla mistrzów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Piłkarze GieKSy zremisowali w piątek w meczu ligowym z Sandecją Nowy Sącz 0:0. Prasówkę po tym meczu przeczytacie TUTAJ. Piłkarki w rozpoczęły sezon ligowy od przegranej z AZS-em UJ Kraków 3:4. Kolejne spotkanie drużyna kobieca rozegra we wtorek 23 sierpnia o 16:00, z Czarnymi Sosnowiec, na wyjeździe. Mecz będzie transmitowany na kanale TVP Sport. Siatkarze wzięli udział w turnieju PreZero Grand Prix PLS, z którego odpadli po przegranej z Projektem Warszawa. W dalszym ciągu trwa saga z Micahem Ma’a w roli głównej. Menedżer siatkarski Jakub Malke proponuje skorzystanie z możliwości zablokowania  międzynarodowego certyfikatu ITC zawodnika. Przygotowująca się do startu PHL oraz rozgrywek Hokejowej Ligi Mistrzów nasza drużyna rozegrała dwa sparingi – oba przegrane. W środę drużyna przegrała z Comarch Cracovią 2:4, a w piątek z GKS Tychy 0:2. Do zespołu Mistrzów Polski w hokeju na lodzie dołączył napastnik z Kanady Brandon Magee.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Krakowska wymiana ciosów zakończona wygraną Jagiellonek

W Krakowie, kibice na brak goli narzekać nie mogli pomimo niezbyt szybkiego meczu. W wymianie ognia pomiędzy AZS UJ Kraków a GKS Katowice to „Jagiellonki” wygrały 4:3.

Początek porannego meczu w stolicy Małopolski nie należał do tych, po których mogliśmy się spodziewać wiele. Mimo to już w 7. minucie meczu Amelia Bińkowska wykorzystała błąd Dominiki Woźniak i otworzyła wynik spotkania. Pojedynek od razu się ożywił i po kolejnych 180 sekundach AZS UJ Kraków doprowadził do remisu. Dobre zagranie z prawej strony Kingi Wilk, trochę przypadku w poczynaniach na jedenastym metrze i finalnie piłka znalazła się w bramce po zagraniu z najbliższej odległości Weroniki Smazy.

Podopieczne Karoliny Koch długo się rozkręcały, lecz udało się Klaudii Maciążce wyprowadzić katowiczanki na prowadzenie w 24. minucie spotkania. Przyjezdne były ponadto były bardziej zdeterminowane w swoich poczynaniach. Ale samo tempo meczu było dość wolne.

Karą za to była akcja z 42. minuty. Paulina Guzik z prawej strony wycofała w okolicę dwudziestego metra piłkę do Anny Zapały. Ta niepilnowana kompletnie przez nikogo strzeliła z pewnością jednego z piękniejszych goli w tej kolejce.

Po przerwie, w nadziei, że zwycięstwo jest blisko, to „Jagiellonki” zaczęły odważniej. Skutkiem tego druga dziś bramka Weroniki Smazy po godzinie gry. Dobre rozegranie dwójkowej akcji, zakończone płaskim strzałem w dalszy róg bramki, wskutek którego piłkarki spod Wawelu objęły prowadzenie.

Tak czy inaczej, świetnym nosem pochwalić może się Karolina Koch. W 74. minucie wprowadziła ona Patrycję Kozarzewską. Ta właściwie z miejsca zaczęła pracować na gola i w wyniku tego młoda debiutantka po niespełna dziesięciu minutach mogła się cieszyć z bramki premierowej. Bramki dającej wówczas remis.

Z drugiej zaś strony, wprowadzona przez Krzysztofa Kroka Aleksandra Pleban, dobrze odnalazła się w polu karnym i po raptem dwudziestu minutach na placu gry dawała jeszcze ważniejszą bramkę na obiekcie Prądniczanki. Dzięki temu, mimo niemrawego początku spotkania, ostatecznie oglądaliśmy fenomenalne widowisko, w wyniku którego zobaczyliśmy aż siedem goli.

SIATKÓWKA

siatka.org – Co dalej z Micahem Ma’a w GKS-ie?

– Można spróbować wnioskować o zablokowanie ITC, czyli wydania certyfikatu międzynarodowego. To jest jedyna opcja, by nie dostał prawa do gry w Turcji. Na to być może FIVB by zareagowało – powiedział menadżer Jakub Malke o sytuacji Micaha Ma’a, który nie stawił się w Katowicach na przygotowaniach do sezonu, mimo wiążącej go umowy z GKS-em.

W ostatnich dniach głośno jest o Micahu Ma’a, który mimo ważnej umowy nie stawił się na początku przygotowań do sezonu GKS-u Katowice. Zawodnik chciał rozwiązać umowę z klubem, ale się z nim nie dogadał. Jaki będzie ciąg dalszy tej historii?

– Jeśli istnieje buyout finansowy, opiewa on na różne kwoty. Z tego rozwiązania korzysta wielu zawodników. Zawiera on również konkretny termin, w którym może być przeprowadzony. Przypadki korzystania z tej opcji występowały w PlusLidze wielokrotnie – albo w jedną, albo w drugą stronę. Kluby uiszczały dopłatę za rozwiązanie umowy lub sam zawodnik się spłacał – wyjaśnił Jakub Malke, menedżer siatkarski.

Ma’a nie pojawił się w Katowicach, a to on miał być jednym z filarów GKS-u na nowy sezon. – Nie wiem, co miał Micah Ma’a w kontrakcie. Zakładam, że oburzenie klubu wynika z tego, że buyoutu nie miał i nie miał powodu, by umowę jednostronnie rozwiązywać. Wydaje mi się, że do GKS Katowice przyszedł jego agent, powiedział, że jego zawodnik grać nie chce i nie będzie, ale finalnie obie strony się nie dogadały finansowo. Możliwe też, że nie chodziło wyłącznie o finanse, a zastępstwo, którego klub z Katowic nie otrzymał – dodaje agent.

Przed poprzednim sezonem głośno było o innym Amerykaninie, Taylorze Sanderze, który nie stawił się na przygotowaniach PGE Skry Bełchatów. Przez długi czas nie kontaktował się z klubem. Ostatecznie w PlusLidze nie zagrał, nie podpisał też innego kontrkatu, ale wystąpił na boiskach do siatkówki plażowej. Z Ma’a sytuacja jest nieco inna, bowiem chciał on przenieść się do Halkbanku Ankara, gdzie otrzymałby większe pieniądze. Co się stanie, jeśli zawodnik podpisze kolejną umowę, mimo wiążącego go kontraktu z GKS-em? – Nie miałem takiego przypadku, ale znamy takie sytuacje z przeszłości. Asseco Resovia Rzeszów miała taką sytuację, ale nie wiem, jak się skończyła. FIVB nie reaguje. Nie wierzę w to, że sprawa trafi na wokandę federacji i licencja zawodnika zostanie zawieszona. FIVB nie chce się w to mieszać – wyjaśnił Malke.

Widzi on jednak możliwość działania działaczy GKS-u w tej niekomfortowej dla klubu sytuacji. – Klub na starcie może zrobić prostą rzecz. Siatkarz będzie w systemie zarejestrowany jako gracz GKS Katowice, więc można spróbować wnioskować o zablokowanie ITC (International Transfer Certificate – przyp. red.), czyli wydania certyfikatu międzynarodowego. To jest jedyna opcja, by nie dostał prawa do gry w Turcji. Na to być może FIVB by zareagowało, choć nie sądzę – zakończył menedżer.

Grand Prix PLS: Pewne wygrane GKS-u i Lublinian, pozostałe mecze rozstrzygnął tie-break

W Krakowie rozpoczęła się trzecia edycja Grand Prix PLS. W sesji porannej doszło do dwóch tie-breaków. Projekt Warszawa pokonał Cuprum Lubin, a Ślepsk Suwałki był lepszy od PGE Skry Bełchatów. Pewne wygrane zanotowali natomiast gracze LUK Lublin oraz GKS-u Katowice.

[…] Początek kolejnego meczu rozpoczął się od wyrównanej gry (4:4), dopiero as serwisowy Dawida Ogórka dał zaliczkę GKS-owi (6:4), który zaczął budować solidną przewagę (13:9). Podopieczni Grzegorza Słabego grali coraz pewniej (18:12), rywale mieli tylko pojedyncze udane akcje (13:20) i GKS wykorzystał już pierwszą okazję do skończenia premierowej odsłony (25:17).

Początek kolejnej partii był wyrównany (4:4), skutecznie grał Slawinski, ale po stronie GKS-u nieźle funkcjonował blok (7:6), natomiast radomianom zdarzały się błędy (8:9). Uspokoili swoją grę i po ataku Daniela Gąsiora mieli dwa oczka więcej na swoim koncie (12:10). Katowiczanie wyrównali i wszystko miało rozstrzygnąć się w końcówce (21:21). W kluczowym momencie GKS miał dwupunktowe prowadzenie (23:21), całe spotkanie blokiem zakończył Jakub Lewandowski.

GKS Katowice – Cerrad Enea Czarni Radom 2:0 (25:17, 25:22)

Grand Prix PLS: Luk Lublin, Ślepsk, Zawiercianie i Stal Nysa nadal po lewej stronie drabinki

W Krakowie zakończył się drugi dzień zmagań Grand Prix PLS. W popołudniowej sesji zwycięzcy pewnie triumfowali. LUK Lublin pokonał warszawian, Ślepsk Suwałki bez problemu uporał się z GKS-em Katowice. Po lewej stronie drabinki nadal znajduje się również Aluron CMC Warta Zawiercie, która pokonała BBTS Bielsko-Biała, natomiast PSG Stal Nysa okazała się lepsza od kędzierzynian.

[…] Kolejny pojedynek rozpoczął się od wyrównanej gry (4:4), jako pierwsi odskoczyli katowiczanie (8:6). Po bloku Ślepska i asie serwisowym Arkadiusza Żakiety był remis (9:9), to samo chwilę później zrobił Paweł Halaba j jego zespół prowadził już 13:10. GKS cały czas miał spore problemy z zagrywkami rywali (12:17), ale zbliżył się na dwa oczka (15:17). Nie na długo, bo znów asa posłał Żakieta (20:15), ale podopieczni Grzegorza Słabego nie poddawali się (20:22). Blok Ślepska doprowadził do piłki setowej (24:20) i zepsuty serwis przeciwników zakończył tę partię.

Ekipa z Suwałk od mocnego uderzenia rozpoczęła także kolejną odsłonę (8:5), pewnie atakował Żakieta, nie do końca wychodziło to katowiczanom (6:11) i cały czas wyraźny dystans utrzymywał Ślepsk (15:10). Do tego doszły kolejne błędy GKS-u (13:20), blok Żakiety znacznie przybliżył jego zespół do końcowego triumfu. Do piłki meczowej doprowadził błąd w polu zagrywki GKS i gracze z Suwałk szybko zakończyli to spotkanie.

Ślepsk Malow Suwałki – GKS Katowice 2:0 (25:21, 25:16)

Składy zespołów:

[…] GKS: Mielczarek (4), Domagała (5), Nowosielski, Ogórek (11) oraz Mariański, Kania, Quiroga (1) i Lewandowski (4)

Grand Prix PLS: Projekt Warszawa, GKS Katowice, Bełchatowianie i ekipa z Lubina nadal w grze

Mecze porannej sobotniej sesji Grand Prix PLS w większości kończyły się w dwóch setach. Swoje pojedynki wygrali siatkarze z Warszawy, Katowic oraz Bełchatowa. Jedyny tie-break na tym etapie turnieju rozegrało Cuprum Lubin z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i w decydującej odsłonie lepsi okazali się lubinianie.

[…] Jako pierwsi na dwa oczka odskoczyli siatkarze z Olsztyna, powiększając swoje prowadzenie po udanej kontrze Bartłomieja Lipińskiego (8:4). GKS ponownie pokazał ducha walki, odrobił znaczną część strat i po świetnej akcji Dawida Ogórka tracił już tylko oczko. Na tablicy wyników pojawił się remis (12:12). Po walce punkt za punkt, w końcówce dobry blok pozwolił GKS-owi zbudować zaliczkę (20:17), a atak Wiktora Mielczarka dał piłkę setową (24:20). Pierwszą część meczu zakończył Damian Domagała.

W kolejną odsłonę znów lepiej weszli akademicy (4:2), ale rywale szybko wyrównali (6:6). Ponownie to GKS przejął inicjatywę, sporo błędów zdarzało się za to olsztynianom, którzy w połowie seta musieli gonić wynik. W ofensywie znów brylował Ogórek (17:13), próbował odpowiadać na to Lipiński, ale dopiero widowiskowy blok Dawida Siwczyka pozwolił zmniejszyć straty AZS-u (16:18) i kiedy asem serwisowym popisał się Jakub Ciunajtis, jego ekipa miała kontakt punktowy (18:19). Tym samym odpowiedział Bartosz Mariański (23:18) i tym razem podopieczni Grzegorza Słabego nie oddali już rywalom pola, kończąc spotkanie blokiem.

Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 0:2 (21:25, 19:25)

Składy zespołów:

[…] GKS Katowice: Mielczarek (6), Domagała (9), Nowosielski (3), Ogórek (12) oraz Mariański (1) i Lewandowski (8)

Grand Prix PLS: Stal Nysa i Luk Lublin już w półfinale

Sobotnie deszczowe popołudnie w Grand Prix PLS rozpoczęło się od dość pewnych zwycięstw LUK Lublin nad Ślepskiem Suwałki, a następnie Stali Nysa nad zespołem z Zawiercia. Dwie zwycięskie drużyny na pewno zagrają w półfinale rywalizacji. O wyniku dwóch kolejnych meczów decydowały tie-breaki. W pierwszym z nich Projekt Warszawa okazał się lepszy od GKS-u Katowice, w drugim Cuprum Lubin pokonało bełchatowian.

[…] Pierwsze momenty spotkania były wyrównane (3:3), ale potem inicjatywę zaczęli przejmować stołeczni, skuteczny na skrzydle był Igor Grobelny, nie zawodził także Artur Szalpuk i przewaga jego drużyny rosła (18:9), szybko pojawiła się pierwsza piłka setowa, a as serwisowy Cezarego Żyłkowskiego zakończył premierową odsłonę.

Projekt Warszawa już na początku kolejnej odsłony odskoczył (7:5), ale GKS się nie poddawał i wyrównał stan rywalizacji (11:11). Na tym nie poprzestali i po kontrze Jakuba Lewandowskiego mogli cieszyć się z trzech oczek przewagi (18:15). Dobrze grał Dawid Ogórek (22:17), a blok Damiana Domagały zakończył tę odsłonę.

Decydująca partia rozpoczęła się po myśli warszawian (6:2), świetny blok Artura Szalpuka powiększył prowadzenie ekipy Roberto Santilliego (8:2). Z pola zagrywki nie schodził Jakub Kowalczyk (11:2) i jego drużyna nie dala dojść do głosu rywalom. Spotkanie zakończył Kowalczyk blokiem na Dawidzie Ogórku.

Projekt Warszawa – GKS Katowice 2:1 (25:14, 19:25, 15:4)

HOKEJ

sportdziennik.com – Kanadyjczyk w „GieKSie”

Poszukujemy napastnika z prawym uchwytem kija i, wcale nie ukrywam, że mamy kilku kandydatów. – Jednak o wszystkim zadecydują nasi trenerzy – tak mówił nie tak dawno na naszych łamach dyrektor sekcji GKS-u Katowice, Roch Bogłowski.

Poszukiwania zakończyły się sukcesem, bowiem kontrakt z „GieKSą” podpisał 28-letni Brandon Magee (175 cm, 86 kg). Kanadyjczyk, rodem z Edmonton, z powodzeniem występował w jednej z najlepszych lig juniorskich świata (WHL), a potem w ECHL oraz akademickiej Usports.

W swoim życiorysie ma również 18 występów w KHL w chińskim zespole z Kunlunem Red Star, ale ostatecznie nie zdołał się przebić do podstawowego składu i później grał o szczebel niżej w WHL.

Ostatni sezon spędził najpierw w Komecie Brno i rozegrał 20 meczów ekstralidze czeskiej i zanotował 3 pkt 3 (gol+2 podania), a następnie występował na Wyspach Brytyjskich (EIHL) w Fife Flyers. Wystąpił w 37 spotkaniach i zanotował 23 pkt (7+16).

Wyzwanie dla mistrzów

Występy w Hokejowej Lidze Mistrzów to ciekawa przygoda i nowe doświadczenie sportowe – twierdzi obrońca GKS-u, Jakub Wanacki.

Trudno zdobyć mistrzostwo, ale jeszcze trudniej je obronić – to może wyświechtane stwierdzenie, ale pasuje jak ulał do GKS-u Katowice. Po 52 latach „GieKSa”, pod kierunkiem trenera Jacka Płachty (wychowanka klubu!), zdobyła 7. złoto w historii klubu. A praca wcale nie była – i nie jest – usłana różami.

Co roku, o tej samej porze, sytuacja się powtarza, bo hokeiści nie mogą korzystać z „własnego” obiektu – „Satelity” – i kątem trenują na „Jantorze”. Tam też niebawem rozpoczną kolejny sezon, niewątpliwie historyczny, gdyż wystąpią w eliminacjach Hokejowej Ligi Mistrzów (CHL). Już 1 września zmierzą się z obrońcą trofeum, szwedzkim Rogle Angelholm. Jednak nim to nastąpi, trzeba będzie przejść przez ostatni 3-tygodniowy szlif formy.

Kłopoty z miejscem do treningów i meczów związane są z siatkarskimi mistrzostwami świata. Stąd właśnie lokalizacja pierwszych meczów GKS-u na „Jantorze”, i przy ograniczonej liczbie publiczności.

Letni okres transferowy nie był łatwy dla działaczy tego klubu. Po złotym medalu wszyscy oczekiwali uzasadnionych podwyżek uposażeń, trzeba też było mocno się nagimnastykować, by utrzymać w miarę stabilny skład. Ostatecznie bilans zysków i strat jest mniej więcej wyrównany.

W Katowicach żałują, że odszedł Carl Hudson, który był ważnym ogniwem defensywy. Uznał on jednak, że zdobycie mistrzostwa Polski to dobry moment, by zakończyć karierę. W jego miejsce sprowadzono 25-letni Fina Niko Mikkolę, mającego udany sezon w Kiekko-Vantaa w Messtis (2. poziom rozgrywkowy). Fin zapewne będzie często wykorzystywany w formacjach specjalnych. Obrona, jak się wydaje, jest stabilna, bo występują w niej doświadczeni zawodnicy, a po operacji i rehabilitacji barku doszedł do niej Dawid Musioł. W każdej też chwili może ją uzupełnić Marcin Kolusz, hokeista uniwersalny.

Dobra postawa Szweda Anthona Erikssona w GKS-ie została zauważona i zaowocowała transferem do IK Oskarshamn (SHL najwyższy poziom rozgrywkowy w Szwecji). Natomiast Fin Miro-Pekka Saarelainen trafił do duńskiej ligi i będzie występował w Rodovre Mighty Bulls. Działacze nie mieli dość argumentów, by zatrzymać tych napastników. Drużynę opuścili również Patryk Wronka oraz Mateusz Michalski; oferta finansowa Comarch Cracovii była na tyle kusząca, że obaj z niej skorzystali.

W Katowicach nikt zamierzał po ich odejściu rozpaczać, tym bardziej że sprowadzono Shigeki Hitosato, reprezentanta Japonii, który dał się poznać jako dynamiczny i kreatywny napastnik. Z kolei Szwedzi Hampus Olsson i Christian Blomqvist gwarantują solidność i stabilność. Podobnie jak ostatnio sprowadzeni Kanadyjczyk Brandon Magee oraz Fin Teemu Pulkkinen. Ten drugi liczy 27 lat, ma za sobą grę za oceanem na poziomie uniwersyteckim, a ostatni sezon spędził w duńskiej lidze Herning Blue Fox (najwyższa klasa rozgrywkowa).

– Wydaje się, że sprowadziliśmy zawodników, którzy spełnią oczekiwania – mówi dyrektor sekcji Roch Bogłowski, który przez w ostatnich miesiącach był jednym kłębkiem nerwów. – Jestem przekonany, że trenerzy odpowiednio ułożą poszczególne formacje i stworzą ciekawy zespół. Jeszcze sporo pracy przed nami, ale nie może być inaczej przed debiutem w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Hokeiści GKS-u najpierw przygotowują się indywidualnie, we własnym zakresie. – Od trzech lat pracuję w oparciu o plany trenera przygotowania motorycznego z Oświęcimia – mówi obrońca Jakub Wanacki, który ma za sobą udany sezon i któremu pamięta się zwycięską bramkę, zapewniającą drużynie miejsce w finale MP.

– Nie obawiam się więc o stronę fizyczną, bo zawsze byłem dobrze przygotowany. Weszliśmy na lód nieco później niż nasi rywale, ale jesteśmy przekonani, że wszystko nadrobimy. Wchodzimy w okres meczów kontrolnych, powoli więc powinniśmy łapać odpowiedni rytm. Nie mnie oceniać nowych zawodników, to rola trenera. Natomiast wiem, że nasza liga nie należy do „ogórkowych” i trzeba prezentować się solidnie w każdym elemencie, by się w niej pokazać z dobrej strony. Nasi trenerzy już zadbają o to, by akcenty w naszej drużynie zostały odpowiednio rozłożone. Równie ważne jest to, by została utrzymana atmosfera w szatni, bo ona jest również źródłem sukcesem drużyny.

W poprzednim sezonie GKS miał „firmowy” atak: Wronka – Grzegorz Pasiut – Bartosz Fraszko, który zdobywał gros bramek. Teraz trenerski duet Płachta – Ireneusz Jarosz ma więc zgryz, jak uzupełnić tę formację. ale zapewne znajdą napastnika, który uzupełni tę formację.

– Jeszcze nie myślimy o meczach Ligi Mistrzów i lampka nam się nie świeci – uśmiecha się Wanacki. – Przed nami jeszcze trochę pracy do wykonania, ale pewnie im bliżej będzie rywalizacji, tym temperatura będzie wzrastała. Na inaugurację spotykamy się z obrońcą pucharu i jestem ciekaw jak się zaprezentujemy. Niemniej czeka nas niezwykle ciekawa przygoda i nowe doświadczenie sportowe.

Przed trenerami i hokeistami GKS-u spore wyzwanie, bo przecież trzeba będzie łączyć występy w HLM z meczami ligowymi. W przeszłości nasi mistrzowie różnie sobie z tym radzili.

Dodajmy, że w tegorocznej edycji tych prestiżowych zawodów, oprócz GKS-u, wystąpi Comarch Cracovia, zwycięzca Pucharu Kontynentalnego. Początek hokejowego sezonu będzie się więc kojarzyć z wielkim „boom”!

hokej.net – „Pasy” lepsze od mistrzów Polski. Dwa ciosy w końcówce meczu

Hokeiści Comarch Cracovii dzięki udanej końcówce spotkania z GKS Katowice wygrali 4:2 i odnieśli pierwsze sparingowe zwycięstwo przed nowym sezonem Polskiej Hokej Ligi. Decydującego gola w 53. minucie zdobył Roman Rác a wynik przypieczętował Saku Kinnunen.

Towarzyskie spotkanie mistrza Polski ze zdobywcą Pucharu Polski było pierwszą zapowiedzią starcia o Superpuchar, a także starciem dwóch drużyn, które będą nas reprezentować w Hokejowej Lidze Mistrzów. Już od pierwszych minut obie drużyny pokazały, że – mimo towarzyskiego charakteru – mecz będzie niezwykle szybki i zacięty. Już w pierwszej minucie dwukrotnie przed szansą pokonania niedawnego kolegi z drużyny Johna Murra’a stanął Mateusz Michalski, jednak goście wyszli z tego obronną ręką. Kilka minut później w sytuacji sam na sam z broniącym bramki Pasów tego dnia Davidem Zabolotnym znalazł się Mathias Lehtonen, ale górą okazał się golkiper miejscowych.

W 11. Minucie do boksu kar odesłany został Csamangó i kiedy wydawało się, że krakowianie przetrwają okres gry w osłabieniu na prowadzenie swą drużynę wyprowadził Jona Monto i takim wynikiem zakończyła się pierwsza odsłona. Po przerwie podrażnieni gospodarze szukali sposobu na wyrównanie i sztuka ta udała się Stephanowi Csamango, który w ogromnym zamieszaniu zdołał musnąć kijem krążek i ten wtoczył się za linię bramkową. Niespełna dwie minuty później to „GieKsa” ponownie objęła prowadzenie, gdy Patryk Krężołek znalazł sposób na Zabolotnego. W połowie meczu po dwójkowej akcji Roberta Arraka i Sebastiana Brynkusa, reprezentant Estonii dał wyrównanie swojej drużynie i na drugą przerwę zawodnicy zjeżdżali do szatni przy stanie remisowym.

W ostatnich dwudziestu minutach gole zdobywali już tylko miejscowi – najpierw w 32. minucie technicznym uderzeniem z najbliższej odległości w okienko gola zdobył Rác, a na niespełna cztery minuty przed końcem meczu zwycięstwo strzałem z niebieskiej przypieczętował Saku Kinnunen.

Drugi sparing i drugie zwycięstwo

Hokeiści GKS-u Tychy po dobrym i twardym meczu pokonali GKS Katowice 2:0. Dla podopiecznych Andrieja Sidorienki było to drugie sparingowe zwycięstwo, dla GieKSy druga porażka.

Obaj szkoleniowcy wystawili niemal najmocniejsze składy. W ekipie GKS-u Tychy zabrakło jedynie Kanadyjczyka Alexandre’a Boivina, który niedawno wyleczył uraz.

Spotkanie – jak na tę porę roku i liczbę odbytych treningów na lodzie – było naprawdę dobrym widowiskiem. Więcej z gry mieli tyszanie, którzy w ciągu całego meczu wykreowali sobie więcej dogodnych okazji.

Po pierwszej odsłonie trójkolorowi prowadzili 1:0. W 13. minucie wynik spotkania otworzył Oskar Jaśkiewicz, który spod linii niebieskiej wrzucił gumę nad bramkę. John Murray nie zdążył w porę zareagować, więc 26-letni obrońca utonął w objęciach swoich kolegów.

Drugiego gola dla gospodarz zdobył Mateusz Gościński. Cała akcja zaczęła się od precyzyjnego dogrania Jakuba Bukowskiego, który zauważył, że Roman Szturc wychodzi na czystą pozycję. Czeski napastnik przegrał pojedynek sam na sam z Johnem Murrayem, a „Gościk” wykazał się instynktem snajpera i znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie.

Katowiczanie w całym meczu nie znaleźli sposobu na tyskich bramkarzy Tomáša Fučíka i Kamila Lewartowskiego.

Na trzy minuty przed końcem Jacek Płachta poprosił o czas. Chwilę później poszedł o krok dalej i zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Nie przyniósł on zamierzonego efektu, bo katowiczanie nie zdołali trafić do siatki.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


8 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

8 komentarzy

  1. Avatar photo

    szczerbowskiout

    15 sierpnia 2022 at 13:43

    3 tygodnie do pierwszego meczu w CHL-0 informacji o sprzedaży biletów…no chyba że te 414 biletów ten szmaciarz już porozdzielał pomiędzy swoich VIPów.szczerbowski pamiętaj VIPem jest zawsze kibic a nie twoje dupowłazy,,,

  2. Avatar photo

    Kato

    15 sierpnia 2022 at 22:11

    Przed władzą wyzwanie;
    Jak kibiców Katowic zmieścić w hali Janów.
    Gdyby było nowoczesne lodowisko na miare Katowic to władza by wstydu nie zbierała.
    A tak to kto wejdzie na Janów, prawdopodobnie władza. Nie zapomnijcie zabrać łóżek polowych, takich rozkładanych. Pewnie mają to i tak gdzieś, bo halę buduje się przy nowym stadionie nie dla hokeja tylko dla siaty. Ot taka potrzeba czasu.
    Hokej przy Spodku to taki wieczny problem władzy. Wieczny problem Katowic. Bo po co Klub z Katowic ma reklamować w LM miasto.
    Lepiej najeść sie wstydu i przespać problem a po śniadaniu już o wszystkim zapomnieć.

  3. Avatar photo

    Kato

    16 sierpnia 2022 at 10:27

    Sparing w Janowie zamknięty dla kibiców. LM dla wybranych…
    Należy się zastanowić nad hokejem, bo tak jak w piłce władza ma to wszystko gdzieś (nas kibiców). Polityka w Klubie na całego.

  4. Avatar photo

    Łukasz Z.

    17 sierpnia 2022 at 21:38

    Wiecie do cholery ile kosztuje nowa hala z lodowiskiem?! Szkoda było zdobyć majstra i grać w tej lidze mistrzów? Lepiej było zająć trzecie miejsce i problem hali by nie istniał? Kato według Ciebie to lepiej w nogę nie awansować do ekstraklasy bo nie mamy stadionu. Ale jak nie awansujemy to bryndza? Pewnie, według Was to zamknijmy wszystko bo nie mamy stadionu, hali! Zero sukcesów, nie wolno nam zdobyć mistrza bo nie ma infrastruktury! Otrząśnięcie się!

  5. Avatar photo

    Kato

    17 sierpnia 2022 at 23:50

    Łukasz Z
    Idziesz na hokejową LM? Wiesz ile będzie biletów? Wiesz czy wszyscy chętni kibice kupią bilety? Wiesz czy Ty kupisz bilet?
    Ile lat czekasz na awans w piłce kopanej? I co do tego awansu ma nowy stadion, na który też ile lat czekasz?

  6. Avatar photo

    Łukasz Z.

    18 sierpnia 2022 at 10:10

    Kato
    No niestety łatwiej jest zbudować drużynę na mistrza niż hale z prawdziwego zdarzenia. Mnie chodzi o to, że już kilka dni po mistrzostwie Polski zaczęło się narzekanie i trwa ono do dziś! Chwila radości a później same problemy. Wychodzi na to, że lepiej było nie sięgać po majstra. Z tego co wiem to miasto nie buduje nowej hali dla hokeistów tylko dla siatkarzy i stadion dla piłkarzy,czy to oznacza, że mamy zlikwidować sekcje hokeja? I nie chodzi o to żebym to akceptował ale może trochę realnej oceny

  7. Avatar photo

    Kato

    18 sierpnia 2022 at 15:08

    Rozwijać, zdobywać i awansować.

    Tylko potem to nie ma być chwila spontanicznej radości kibiców pod Spodkiem a realne działania władzy.
    Co to za sukces jak nie wiadomo co z meczami w LM !?
    Kibice z Katowic mają oglądać te mecze w telewizji czy gdzie !?
    Kibice są głodni sukcesów, tylko władza nie bardzo daje radę.

  8. Avatar photo

    Kato

    18 sierpnia 2022 at 15:12

    A gdzie bilbordy, gdzie reklama na mieście. Gdzie info o tak ważnym dla miasta wydarzeniu !?
    Co to za promocja !?

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga