Dołącz do nas

Piłka nożna

Banda tragikomików – odsłona trzecia

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po porażkach z Miedzią Legnica i zwłaszcza pucharowej klęsce z Chrobrym Głogów nie przyjmowaliśmy zupełnie innego rozwiązania jak trzy punkty w meczu z liderem z Niecieczy. Katowiczanie srodze zawiedli nasze pucharowe nadzieje, więc – mimo że racjonalnych przesłanek ku temu nie mieliśmy – wierzyliśmy w siłę tej pierwszej ligi, która jest nieobliczalna i „każdy może wygrać z każdym”. GKS nie ma na tyle słabego składu, żeby nie móc rywalizować z ekipami walczącymi nawet o ekstraklasę, co zostało pokazane choćby w poprzednim sezonie w potyczkach z GKS Bełchatów czy Górnikiem Łęczna. Nawet mimo zmian kadrowych mogliśmy liczyć na wygraną.

Zgodnie z oczekiwaniami katowiczanie zagrali ponownie czwórką obrońców, którą utworzyli Alan Czerwiński, Mateusz Kamiński, Kamil Cholerzyński i Rafał Pietrzak. Na skrzydłach pomocy zagrali Krzysztof Wołkowicz i Piotr Ceglarz, w środku Sławomir Duda, Grzegorz Goncerz i Przemysław Pitry, najbardziej wysuniętym zawodnikiem był Rafał Kujawa. Na bramce oczywiście Antonin Bucek.

Od początku meczu Kujawa był bardzo aktywny. To on oddał pierwszy strzał na bramkę w 2. minucie, a po kolejnych kilku popisał się świetną przewrotką, ale obok słupka. Co się odwlecze, to nie uciecze, bardzo dobra akcja na prawej stronie – najpierw Czerwiński wypuścił Ceglarza, ten wycofał na 10. metr do nadbiegającego Goncerza, który płaskim strzałem pokonał Sebastiana Nowaka. Radość katowiczan trwała bardzo krótko, bo już cztery minuty później mieliśmy wyrównanie. Po rzucie rożnym rywala w polu karnym pchnął Duda i sędzia podyktował rzut karny. Bezbłędnym egzekutorem jedenastki okazał się kapitan gości Jakub Biskup. Później gra się uspokoiła i w pierwszej połowie była w miarę wyrównała. Obie strony nie stwarzały sobie jakichś bardzo klarownych sytuacji. Po raz kolejny głupie zagranie ręką mogło dać rywalom gola – tym razem przewinił Pietrzak, a po strzale przeciwnika z wolnego Bucek wybił piłkę na róg. Chwilę później bardzo ciekawie rzut wolny wykonali katowiczanie – Duda wycofał na 18.metr do Pitrego, ale ten uderzył za lekko i to wprost w ręce bramkarza. W wielu momentach Nieciecza musiała się ratować faulami i przez to rywale zarobili cztery żółte kartki. Jedna z nich była za symulowanie faulu na środku boiska, kiedy to z impetem atakował Mateusz Kamiński, ale w rywala nie trafił.

Po przerwie obraz gry niestety mocno się zmienił i o ile przed przerwą był sprawiedliwy remis, to po zmianie stron zdecydowanie lepiej piłkarsko prezentowali się goście. Już na samym początku rozklepali oni naszą obronę i po dośrodkowaniu Emil Drozdowicz trafił w poprzeczkę. Kilka minut później cała (dosłownie cała) nasza linia obronna została objechana przez jednego (!) zawodnika z piłką, który na koniec oddał strzał – na szczęście obok słupka. GKS atakował rzadko, ale raz wydawało się, że Goncerz był faulowany w polu karnym, jednak sędzia nie zdecydował się wskazać na wapno. Widać było, że z każdą minutą nasi zawodnicy słabną i brakuje im przysłowiowej pary, aby ataki były zdecydowane, a podania precyzyjne. Niecieczanie natomiast prowadzili grę i całkiem nieźle technicznie pogrywali sobie na naszej połowie. Kibice GKS w pewnym momencie głośniejszym dopingiem wsparli zawodników i na chwilę to przyniosło efekt, zwłaszcza gdy Pitry efektownie powalczył przy linii końcowej i zdołał jeszcze dośrodkować. Niestety chwilę później goście wyszli na prowadzenie. Dośrodkowanie z prawej strony i strzał z bliska głową w poprzeczkę – piłka odbiła się od obramowania bramki i spadła pod nogi Krzysztofa Kaczmarczyka, który z dwóch metrów wpakował futbolówkę do pustej bramki. Katowiczanie powoli przestawali mieć argumenty na cokolwiek w tym meczu. Na domiar złego katastrofalne zachowanie Cholerzyńskiego i Czerwińskiego w jednej z sytuacji spowodowało, że rywal wyszedł sam na sam z Buckiem. Na szczęście znów strzał minimalnie minął bramkę. W końcówce trener wprowadził Aleksandra Januszkiewicza i Michała Nawrota i widać było, jak ten pierwszy rozruszał nieco grę zespołu. Sam jedną indywidualną akcją omal nie strzelił bramki, bramkarz wybił piłkę na rzut rożny. W końcówce przy jednym z kornerów w pole karne poszedł nawet Bucek, ale bez efektu.

GKS Katowice po raz piąty w historii grał u siebie z Niecieczą i po raz piąty nie wygrał. Z tym rywalem odnieśliśmy u siebie zaledwie dwa remisy i trzy porażki.

Nie ma znaczenia, że GKS dziś zagrał z „nieco większą” niż zwykle ambicją. Za tą bandą tragikomików ciągnie się cała runda wiosenna, a także poprzednie mecze, jak odpadnięcie z Pucharu Polski, kiedy to „rywalowi chciało się bardziej”. Niestety coraz bardziej widzimy też winę w sztabie trenerskim, który nie umie poukładać zespołu ani taktycznie, ani motywacyjne, ani fizycznie. Do tego materiał ludzki w drużynie jest najwyraźniej bardzo kiepski i nawet jeśli zagrali dzisiaj „nieco bardziej” ambitnie, to gryzienia trawy nie było.

Nic dziwnego, że kibice po meczu dali swój wyraz niezadowoleniu. Ile możemy słuchać, że będzie lepiej, że postaramy się w następnym tygodniu. GKS w tym roku kalendarzowym na rozegranych 20 spotkań wygrał tylko 3. Trzy! Tyle samo razy przegrał w ciągu ostatniego pieprzonego tygodnia! Przegrał w Legnicy, przegrał z Chrobrym i przegrał dzisiaj!

Niech to wystarczy za komentarz do wyczynów tych wypełniaczy koszulek…


23 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

23 komentarze

  1. Avatar photo

    Rozum

    17 sierpnia 2014 at 23:16

    Ta drużyna nie ma jaj wybiegajac na 2 polowe tylko Bucek zapiedalal spirntem Gdy wiesniaki w kołku stały i okrzyki bojowe zapodwaly
    Brak ducha drużyny brak jaj sportowej nienawiści do przeciwnika panienki z galerii
    Proponuje by na sektorach kopacze mieli obowiązek przychodzenia w barwach klubowych a nie lansowac sie w sweterkach w kwiatki czy inne gowna bez herbu bo na to muszą dopiero zasłużyć może to im pomoże zobaczyć czym jest drużyna
    To nie rewia mody Tu trzeba zapierdalac

  2. Avatar photo

    macnow

    17 sierpnia 2014 at 23:21

    shellu.Wam sie chyba w glowkach popierdzielilo! Rozumiem twoja frustracje,ale te obrazliwe teksty typu-wypelniacze koszulek albo banda tragikomikow to sobie mozesz wypisywac u wujka facebooka jak ci pozwoli? Widac ze z pilka to ty za duzo nie miales do czynienia. Kto takich beretow zatrudnia? porazka i wstyd. Jakby dzisiaj wygrali to bys sie podniecal i do dupy wchodzil a tak lepiej byc banda tragikomikow niz beretem. Pozdrowienia dla normalnych GieKSiarzy

  3. Avatar photo

    Shellu

    17 sierpnia 2014 at 23:42

    Macnow, którym piłkarzem lub rodziną piłkarza jesteś?

  4. Avatar photo

    do macnow

    17 sierpnia 2014 at 23:44

    Jebnij sie gosciu w leb z tym komentarzem… napisal cala prawde, chyba ze ktorys z tych nieudacznikow to twoja rodzina..

  5. Avatar photo

    macnow

    17 sierpnia 2014 at 23:57

    jestem pilkarzem ktory zostawil zdrowie na boisku na bukowej przez 8 lat. ale ty mozesz o tym tyle co ja o spiewaniu w operze. shellu przynajmniej szacun ze nie usunales wpisu.

  6. Avatar photo

    Shellu

    18 sierpnia 2014 at 00:01

    No to powiedz dokładnie, kim jesteś, nie bądźmy anonimowi.

  7. Avatar photo

    macnow

    18 sierpnia 2014 at 00:03

    a ty gosciu co radzisz mi zebym se jebnal w leb to najpierw jak chcesz cos napisac to sie przedstaw. A ja juz wiem. Boisz sie ujawnic bo napewno jestes smierdzielem

  8. Avatar photo

    macnow

    18 sierpnia 2014 at 00:11

    chetnie bym ci powiedzial ale po pierwsze na razie nie nadajemy na tych samych falach a po drugie nie chcialbym uslyszec ze np. w tamtych czasach tez bylem wypelniaczem koszulek

  9. Avatar photo

    Shellu

    18 sierpnia 2014 at 00:20

    Nie wiem kim jesteś i w jakich czasach grałeś, ale możliwe że byłeś słabym piłkarzem, mogłeś też być bardzo dobrym albo nawet GieKSiarzem z krwi i kości. Tego nie ocenię nie wiedząc. Natomiast obecnie większość graczy to „wypełniacze koszulek”. Nie wszyscy, bo są jednostki, takie jak np. Grzesiu Goncerz, którzy gryzą trawę.

  10. Avatar photo

    macnow

    18 sierpnia 2014 at 00:37

    grzesiu goncerz trawe gryzie masz racje ale w naszej GieKSie potrzeba zawodnikow ktorzy gryza trawe a poza tym potrafia jeszcze grac w pilke jak np. w niecieczy Kaczmarczyk,Drozdowicz albo nr 9

  11. Avatar photo

    Rozum

    18 sierpnia 2014 at 00:39

    A My jesteśmy kibicami którzy zostawiają zdrowie na trybunach ja swoje od ponad 20 lat
    Moja 10letnia córka ktora jeździła ze mną na mecze mówi mi tak po co jedziesz i tak przegraja .
    Syn 2 letni jeszcze wyników nie kuma ale za chwile zapyta jaki wynik i co mam mówić
    Po porażce na Legnicy nie bylo powtórki zjeby a oklaski
    Ale PP i dzis to kumulacja
    Brak jaj by ostro walczyć

  12. Avatar photo

    Rozum

    18 sierpnia 2014 at 00:44

    Macnow twoja wypowiedz sugeruje ze dobór naszej kadry jest błędny przez co tez nasze kibicowskie pretensje tez sa słuszne

  13. Avatar photo

    macnow

    18 sierpnia 2014 at 01:15

    Rozum. Nie porownuj twojego zostawionego zdrowia z pilkarzami ktorzy podczas meczu traca od 2 do 4 kg wagi. A prawdziwy kibic jest z druzyna na dobre i na zle patrz HSV,MU albo Betis. Pretensje nie do pilkarzy tylko do… Jakby zawodnik mial 2000 zl miesiecznie a reszte konkretna za wygrany mecz to by gryzl trawe. A jak ma konkret na miesiac a za mecze jak sie uda wygrac to sie dorobi. Dlatego tak to wyglada. pozdrawiam

  14. Avatar photo

    macnow

    18 sierpnia 2014 at 01:18

    Rozum. Z doborem kadry masz sluszna racje. pozdro

  15. Avatar photo

    Rozum

    18 sierpnia 2014 at 01:57

    Nie moje zdrowie a Nasze Kibiców wracam do postów niżej trzeba być drużyna tak jak pisałem Ty jesteś piłkarzem i poslugujesz sie liczba pojedyncza Gdzie drużyna Wy My Klub
    A czy na dobre i na złe
    Nie wiem ile kg kibic traci na wyjeździe ale nikt mu za to nie płaci anie nie zwraca kosztów podróży dość czesto chlopaki biorą wolne zgrzytanie w domu ze znowu wyjazd tylko po to by być tam gdzie GieKSa
    Więc chyba mało trafiona odp
    To nie my ustalamy stawki i premie ale chcemy walki prawdziwej walki od 1 do 90
    Pzdr

  16. Avatar photo

    wyszo

    18 sierpnia 2014 at 07:56

    macnow, przesadzasz piszac to … faktycznie 2-4 kg tracic MOŻE pilkarz w czasie meczu ale to zalezy nie tylko od poziomu ligi ale tez warunkow atmosf. i przedewszystkim sił włozonych w dany mecz. W naszej rodzimej piłce ?? Nie rozsmieszaj mnie – fajnie byloby zobaczyc statystyki przebiegnietych km i porownac z np 1 liga angielska… Naszym zawodnikom absolutnie nie zarzucam braku walki (bo uwazam ze walcza ale niestety jak pizdy), nie ma pressingu, walke bark w bark wygrywa jedynie Pitry i moze Kujawa, reszta sie odbija od rywala. Mecz z Nieciecza to pokazał – rywal po stracie pilki od razu rusza do pressingu a my nie mamy do kogo podac, i o to chodzi wlasnie. Mowisz o kibicach – ale nie bierzesz pod uwage ze kibice HSV Betisu czy MU ogladaja nieco inny poziom pilkarski od naszego – mimo porazek czy nieudanych sezonow pilkarze nie odpuszczaja u nas to sie niestety zdarza, a tłumaczenie tego zarobkami ?? Kazdy z nich wybral pilke jak swoj zawod wiec placac za mecz MAM PRAWO OCZEKIWAC ZE PRZYCHODZAC NA BUKOWA ZOBACZE PROFESJONALISTOW KTORZY PO PROSTU DOBRZE WYKONUJA SWOJA ROBOTE (patrz Bartek Sobotka i jego imprezowanie dzien przed meczem – to jest profesjonalizm???)!!! Jak kazdy z kilku tysiecy kibicow na meczu GieKSy ktorzy pracuja i swoja niekiedy ciezko zarobiona kase wydaja na wyjazdy i mecze i tam zawsze wspieraja WAS pilkarzy oprawa i dopingiem i zawsze robia to PROFESJONALNIE choc nikt za to im nie placi. A ze kibic traci cierpliwosc ? Grałes rzekomo w GieKSie 8 lat nie rozumiesz co to znaczy nosic herb GKS-u na piersi ??? To jest (dla niektorych niestety była) FIRMA, ale dzieki takim jak teraz pilkarzom niestety to sie zmienia ….

  17. Avatar photo

    Mariusz

    18 sierpnia 2014 at 10:25

    Witajcie wszyscy wkur….eni wczorajszym meczem ci anonimowi i ci mniej. Wszyscy chcemy dla Gieksy dobrze ale mamy chyba inne stopnie wytrzymalosci i inne punkty siedzenie na stadionie. Prawda jest chyba po srodku i wszyscy ja widza. Pilkarze sa przecientni ale na takich nas tylko stac. System wynagrodzen jest do niczego ale nikt lepszego nie zaakceptuje i nie podpisze kontraktu. co do samego systemu szkolenia to sami dalismy szanse Kazikowi wiec czekajmy, czekajmy no i jeszcze raz czekajmy bo nikt od razu Krakowa nie zbudował a zmiana trenera w trakcie sezonu ma tyle samo przeciwnikow co zwolennikow. fajnie ze ktos z pilkarzy czyta nasze komentarze wiec dociera do Was ze my nawet jak przegracie ale zostwicie na boisku ducha walki to Wam jeszcze podziekujemy ale za takie jak my widzimy wasze podejscie do gry to dziekujemy i zapraszamy innych niech jak wy sie nadal ucza ale potrafia pokazac ducha walki bo tego na Bukowej zawsze oczekujemy. a jak nie to se grajcie sami dla siebie i bez nas tylko wtegy juz nie za kase klubu czyli za kase nas wszystkich i nie z naszymi barwami

  18. Avatar photo

    Igor

    18 sierpnia 2014 at 10:52

    Macnow, chyba to właśnie tobie się w główce popierdzieliło. Nie pozdrawiaj normalnych gieksiarzy, bo ci właśnie mają dość tego marazmu. Chodzę na Gieksę od 1984 roku (obecnie chodzę z dwójką dzieci). Jeśli uważasz za „normalny” stan, gdzie piłkarz nie potrafi biec z piłką, podać, przyjąć, strzelić, to świadczy to o tym, jakim sam byłeś kopaczem. I to nie jest tak, że na takich piłkarzy nas stać i jest ok. Oglądałem uważnie wszystkie mecze w tym sezonie i nie wiem jak to jest, że piłkarze z Głogowa, Niecieczy, Legnicy są w każdym elemencie od nas lepsi, grając piłkarzami na porównywalnym poziomie. Tylko, że tamci biegają szybciej, celniej podają, częściej grają z pierwszej piłki, nie boją się strzelać. Chyba mogę wymagać od zawodowców, aby nauczyli się w końcu podstawowego rzemiosła piłkarskiego? Na razie widzę bandę wyżelowanych leni.

  19. Avatar photo

    B1 czeka

    18 sierpnia 2014 at 12:25

    A co na to prezes ? milczy !

  20. Avatar photo

    Tlaloc

    18 sierpnia 2014 at 12:29

    „Niestety coraz bardziej widzimy też winę w sztabie trenerskim, który nie umie poukładać zespołu ani taktycznie, ani motywacyjnie, ani fizycznie.”

    Otóż to, Moskal miał swoje 5 minut rok temu, kiedy udało mu się jakoś pozbierać tą drużynę po serii wpierdoli, ale ostatecznie jednak przepierdoliliśmy rundę wiosenną a teraz robimy to samo w trwającej właśnie rundzie jesiennej. Nie można ciągle wszystkiego zwalać tylko i wyłącznie na lenistwo piłkarzy, od tego bowiem jest trener żeby grajków zmotywować do zapieprzania na boisku. A Kazik tego ewidentnie NIE POTRAFI. Zresztą wystarczyło się przyjrzeć obu trenerom podczas szpilu z Niecieczą. Trener Mandrysz ciągle żył meczem, pokrzykiwał na zawodników, cały czas był w ruchu przy linii bocznej. W tym czasie Kazio stał sobie spokojnie z rękami w kieszeniach i wyglądał naprawdę jak ostatnia sierota Moim zdaniem czas Moskala w GIEKSIE powoli dobiega końca.

  21. Avatar photo

    Lustracja

    18 sierpnia 2014 at 12:44

    Jeszcze tego brakowało, żeby trener MK Katowice mówił kibicom GieKSy co im wolno a czego nie.

  22. Avatar photo

    Jasny Pieron

    18 sierpnia 2014 at 13:05

    siema, rozumiem poirytowanie wszystkich kibiców, ale to jest początek sezonu, choć po tych 4 spotkaniach mało obiecujący. Nie widziałem na żywo wszystkich meczów jedynie z Widzewem, który choć zwycięski to grą nie zachwycał (widzew zrobił lepsze wrażenie).
    Wstyd za PP gdzie można było wygrać. Horror w Legnicy. Niewypał z Niecieczą – choć tu Termalica była faworytem. Bilans ujemny. Wstrząs potrzebny
    Czy ktoś poważnie myślał, że ta drużyna bedzie lać wszystkich w lidze?
    żadnych konkretnych wzmocnień przed sezonem nie było. Zarząd powinien poważnie przemyśleć list SK1964 o obniżce biletów, bo na takie marne spektakle nikt nie będzie przychodził

  23. Avatar photo

    luk

    18 sierpnia 2014 at 15:31

    Macnow-Plewnia?

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: trzymałem kciuki za Rafała Góraka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Nie ma czasu na chwilę oddechu – zwycięstwo z Koroną za nami, a naszą uwagę kierujemy w stronę Łodzi, gdzie czeka już pucharowy rywal. Jak na Łódź przystało, forma Łódzkiego Klubu Sportowego faluje raz w górę, raz w dół. Jak będzie jutro? Między innymi o to zapytaliśmy Jakuba Olkiewicza, „największego” optymistę wśród fanów z białej części tego miasta, znanego zarówno z kibicowskich wojaży za ŁKS-em, jak i pracy dziennikarskiej, obecnie na horyzontalnym portalu leszekmilewski.pl i kanale Tetrycy. [fot. Wojciech Pakulski (ŁKS Łódź)]

Twoim znakiem rozpoznawczym jest fakt, że gdy inni widzą szklankę do połowy pełną, ty pytasz: jaka szklanka? Rozczarowania to chleb powszedni kibica, a ostatnio w naszym futbolowym uniwersum więcej jest rozczarowanych niż zadowolonych. Dlaczego, może oprócz Górnika i Wisły Kraków, reszta ma mniejsze lub większe powody do narzekania?
To jest pytanie, które dość dobrze obrazuje, czym tak naprawdę jest piłka nożna, bo żywot kibica składa się jednak w porażającej większości z chwil cierpienia, rozczarowania i oczekiwania na to, co się na pewno nie wydarzy. Jest to też odprysk dyskusji o tym, jak się rozwija Ekstraklasa, bo rozwija się w szalonym tempie: budżety rosną, kwoty transferowe są rekordowe, ale to też oznacza, że rozczarowania będą coraz większe. Mistrz jest tylko jeden, mimo że kandydatów jest już pewnie z siedmiu, więc i rozczarowanych będzie więcej. Co ciekawe, to samo przenosi się na pierwszą ligę, bo przypominam sobie wyścig ŁKS-u o awans w czasach pierwszego powrotu po bankructwie, gdzie jedynymi logicznymi rywalami byli Stal Mielec, Sandecja i Raków, który wtedy ostatecznie awansował. Trudno oceniać, że Sandecja, która nie zwiększyła drastycznie budżetu w porównaniu do lat ubiegłych, była szczególnie rozczarowana brakiem awansu, gdy do Ekstraklasy wszedł Raków i ŁKS. Podejrzewam, że w tym sezonie rozczarowana rekordowymi wydatkami i rekordowo niską pozycją będzie połowa pierwszej ligi, a tych, którzy nie są rozczarowani, policzymy na palcach jednej ręki.

A z czego ty będziesz zadowolony w tym sezonie w kontekście ŁKS-u?
Ja będę zadowolony, jeśli do końca będziemy o coś walczyć. Doprecyzuję, że to coś to nie jest utrzymanie, bo już nie raz los potrafił ze mnie zadrwić na różne sposoby. Cel minimum to baraże. Nie jest tajemnicą, że nie jestem człowiekiem, który zawsze mierzy wysoko, ale nie chciałbym, żebyśmy na 34. kolejkę ligową jechali z przekonaniem, że nic nas już nie czeka, tylko żywili nadzieję, że przy korzystnym wyniku na naszym stadionie i na kilku innych uda się na to szóste miejsce wskoczyć i potem jeszcze sprawić niespodziankę w barażach. Niestety udało mi się przywyknąć do sezonów ŁKS-u w pierwszej lidze, gdy od około 30. kolejki już tylko ślizgamy się do końca sezonu. Piłka nożna dlatego nas w sobie rozkochała, bo gwarantuje potężne emocje i potężne huśtawki nastrojów, rollercoastery, gdzie na przestrzeni kilkunastu minut wędrujesz z piekła do nieba, a trudno się wędruje, jeśli na miesiąc przed końcem ligi grasz mecze bez żadnej stawki.

Jeden z naszych kibiców ukuł stwierdzenie o klątwie miejsc 8-12, która dręczyła GieKSę w 1. lidze. Nie boisz się, że ŁKS przejmie tę pałeczkę?
Tak, trochę się tego boję. Jestem oczywiście pesymistą i czarnowidzem, ale bywam też realistą i staram się rzetelnie oceniać sytuację. Dlatego w sezonach, gdy ŁKS-owi idzie nieźle, a zapowiedzi są wysokie, to staram się je tonować, bo nigdy aż tak dobrze nie jest. Na przykład przed obecnym sezonem, gdy niektórzy rozpędzali się i widzieli ŁKS w pierwszej dwójce, ja tonowałem nastroje, że nie posiadamy ani kadry, ani budżetu na poziomie Wisły, Śląska czy Wieczystej, ani też pierwszoligowego doświadczenia i ciągłości pracy, którą kilka innych klubów ma. Teraz z kolei nie wpadam w totalne czarnowidztwo, że za moment przywita nas strefa spadkowa, bo zwyczajnie jest to zbyt silna drużyna. Dlatego wydaje mi się, że cel, który wyznaczyłem, czyli to, żebyśmy do końca bili się o szóste miejsce, jest dosyć realny. Być może nawet jest to opcja dla minimalistów, bo siła kadry, budżet ŁKS-u i – jak podejrzewam – zimowe transfery, będą nas raczej pchały w kierunku tych miejsc 4-6. Tabela jest dosyć ciasna i wszystko zmierza do tego, że ŁKS będzie o coś walczył do ostatniej kolejki i to oznacza, że ja będę umiarkowanie zadowolony z tego sezonu, bo oczekuję emocji i chcę, żeby ta 34. kolejka i mecz u siebie z Górnikiem Łęczna miał stawkę.

1:3 w Siedlcach w zimny październikowy wieczór – gorzej być nie może czy „potrzymaj mi piwo”?
To jest ten moment, na który staram się patrzeć realistycznie i z pewnym dystansem. Tak samo jak nie rozpaczałem całkowicie po 0:5 z Wisłą Kraków, bo wiedziałem, że Wisła w tym sezonie będzie cholernie mocna. Kiedy utrzymała Rodado, to byłem pewny, że jest to sygnał, że pójdzie po awans dosyć pewnym krokiem. Tak samo nie skakałem z radości po niektórych zwycięstwach ŁKS-u, a raczej mówiłem, że musimy się w tej lidze najpierw rozejrzeć. Trener Szymon Grabowski, który po pierwsze sam jest nowy w ŁKS-ie, a po drugie ma praktycznie zupełnie nowy skład, potrzebuje dużo czasu, żeby faktycznie dostarczyć nam docelowy produkt. Po fatalnym meczu w Grodzisku Mazowieckim, który przegraliśmy 0:3, wielu domagało się zwolnienia Szymona Grabowskiego. Ja tonowałem nastroje, bo wydawało mi się, że może nastąpić odbicie. Po następnych dwóch meczach, gdzie wygraliśmy z GKS-em Tychy i w świetnym stylu przełamaliśmy się na wyjeździe ze Stalą Rzeszów, niektórzy znowu mówili, że wszystko zaskoczyło i teraz już będzie dobrze. Spokojnie, to jest pierwsza liga – tutaj dopiero po dłuższej serii można stwierdzić, że jest dobrze. Staram się trzymać zdrowy dystans i ani nie zwalniać Szymona Grabowskiego po każdym przegranym meczu, ani też nie wynosić pod niebiosa tej drużyny po każdym meczu, który wygra. Pierwsza połowa w Siedlcach daje nadzieję, że powoli wiemy co, jak i kim chcemy grać. Teraz pytanie, czy będziemy w stanie taką jakość dostarczać regularnie.

To ciekawe, co mówisz o trenerze, bo wasi sąsiedzi z drugiej strony Łodzi nie są tak wyrozumiali…
Wydaje mi się, że pod tym względem Widzew jest mniej w tym miejscu, w którym my byliśmy w ubiegłym sezonie, czyli oficjalnie na transparencie piszesz, że to jest sezon przejściowy, że spokojnie, będzie zaufanie, ale gdzieś w głębi duszy właściciel, a za nim też najbardziej znaczący działacze wiedzą, że nakłady finansowe były przeogromne i musi zaskoczyć od razu. A to, co mówisz mediom, że będziesz trzymał ciśnienie to jedna sprawa, możesz udawać najbardziej cierpliwego mnicha świata, na koniec liczysz, ile wydajesz na tych zawodników i mówisz sobie: dobra, spróbujmy z innym trenerem, innym dyrektorem, innym prezesem. I nie dziwi mnie to, bo każdy właściciel musi sam przejść tą ścieżką, żeby przekonać się, że to tak nie działa, że wystarczy wrzucić te wszystkie grzyby do wody i nagle powstaje fantastyczna pieczarkowa. Trzeba dorzucić jeszcze trochę cierpliwości i właściwych ludzi. Trzymam kciuki, żeby w ŁKS-ie tej cierpliwości było więcej, zwłaszcza że byłem bardzo rozczarowany ubiegłym sezonem.

Jednym spośród tych, którzy będą decydować o ewentualnej zmianie trenera, będzie Marcin Janicki, w Katowicach wspominany raczej dobrze, choć czarną kartą w jego CV jest nasz spadek do 2. ligi po golu bramkarza Bytovii w 97. minucie decydującego meczu. Jak oceniasz jego pracę w Łodzi?
Na razie staram się nie oceniać, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, by oceniać pracę wszystkich nowych działaczy, a trochę ich przybyło w Łodzi. Pewne, że piłkarze nie ułatwiają chłopakom roboty – poziom sportowy nie do końca idzie w parze z akcjami marketingowymi czy tymi związanymi z ticketingiem, bo to ma ręce i nogi, natomiast nie ma głowy, bo głową jest wynik piłkarski, dlatego tym ludziom trudniej jest działać. Marcin Janicki to człowiek, którego bardzo cenię i wiązałem z nim duże nadzieje, kiedy przychodził do ŁKS-u. Czekam na efekty jego pracy i czekam dość spokojnie, bo zdaję sobie sprawę, że jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Jest mnóstwo nowych dyrektorów, a ja czekam, żeby teraz ci dyrektorzy pozatrudniali odpowiednich wykonawców i żeby ci wykonawcy wprowadzili klub na zdecydowanie wyższy poziom organizacyjny. Marcin Janicki to gość, który zna się na robocie i trzymam kciuki, żeby po pierwsze dostał tyle czasu, ile potrzebuje, a po drugie, żeby piłkarze mu za bardzo nie bruździli swoją postawą na boisku.

Masz szczególne wspomnienia z meczów z GieKSą?
Zawsze będę darzył sentymentem stary sektor gości przy Bukowej. To nieprawdopodobne, jak przyjemnie się dopingowało zza bramki jeszcze na starym stadionie, ściana za plecami robiła fantastyczny klimat, do tego mecze – choć z tradycyjną wymianą uprzejmości – odbywały się jednak z dużym szacunkiem z obu stron. To był też jeden z moich pierwszych wyjazdów, a na pewno pierwszy samochodowy, na którym byłem kierowcą. To mógł być sezon 2009/10.

Pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:1, ŁKS dostał dwie czerwone kartki, a pierwszego gola zdobył Krzysztof Kaliciak strzałem praktycznie z połowy boiska.
Przypominam sobie, że po tym meczu ówczesny prezes ŁKS-u chyba wysyłał Bogusława Wyparłę do okulisty, żeby sprawdził wzrok, bo coraz więcej miał takich pomyłek. Natomiast muszę przyznać, że wtedy wynik nie za bardzo mnie interesował. My byliśmy wtedy w sektorze gości w ok. 1000 osób, był naprawdę świetny doping. I mimo że to były moje początki na wyjazdowym szlaku, to pomyślałem wtedy, że na tym szlaku zadomowię się na dobre. Zawsze wspominam GKS z dużą sympatią, bo tamten sektor gości był godny – to jest naprawdę dobre słowo, bo zapewniał godność wyjazdowiczom, nie jak wiele innych sektorów, w których miałem okazję zasiąść pozniej. No i na pewno też ciepło wspominam… Choć to akurat złe słowo – bardziej pasowałoby zimno, więc zimno wspominam mecz, gdy graliśmy z wami jakoś w końcówce października i było okrutnie zimno. Zasiedliśmy na tym tymczasowym sektorze gości. Pamiętam, że doszło między nami do krótkiej wymiany ognia podczas oprawy pirotechnicznej, dlatego z sektora byliśmy wypuszczani pojedynczo i zajęło to długi czas. Stałem więc w trampkach na mrozie myśląc, co ja mam w głowie, że ciągle chce mi się jeździć. Dzisiaj oczywiście wspominam to już ze śmiechem.

Przy okazji naszego meczu z Widzewem Michał Nibarski podzielił się ze mną anegdotą z czasów waszej rywalizacji w 3. lidze, gdy próbowali przeszkodzić w waszym awansie wymuszając porażkę Widzewa z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Pamiętasz tamte czasy?
Jest pewna przyśpiewka, która towarzyszyła mi przez większość młodzieńczych lat: róg róg róg – gol gol gol!, która królowała na początku XX wieku, a potem była trochę zapomniana. Pamiętam, że w tamtym meczu część kibiców Widzewa skandowała ją przy rzutach rożnych Drwęcy, no i od tej pory na ŁKS też ta przyśpiewka wróciła i jest dość często proponowana przez gniazdowych. Pamiętamy to Widzewiakom, ale znam też takich, którzy wypominają to części swoich kibiców uważając, że zwyczajnie nie powinno tak być, że kibicujesz rywalowi, nawet jeśli ten rywal może zaszkodzić twojemu lokalnemu, derbowemu przeciwnikowi. Dlatego tutaj sytuacja była dość niejednoznaczna i nie chciałbym przesadnie krytykować wszystkich Widzewiaków, bo sam nie wiem, jak bym się zachował w odwrotnej sytuacji. Temat na pewno ciekawy i nieco absurdalny, że dwie potężne marki, które rywalizują gdzieś na czwartym poziomie rozgrywkowym, zostały pogodzone przez zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.

Na Łódź padł już blady strach przed najbliższym meczem, gdy patrzycie na rozpędzającą się maszynę Rafała Góraka?
Nie ukrywam, że trzymałem kciuki za trenera Góraka. Wydaje mi się, że to topowy fachowiec i było mi przykro, że radzi sobie odrobinę słabiej w tym sezonie. Byłem oczarowany tym, jak GieKSa radziła sobie jako beniaminek. Nie skłamię, jeśli powiem, że wiele osób z pewną zazdrością wypowiadało się o tym, co GieKSa robi w swoim pierwszym sezonie, tym bardziej pamiętając, jak wyglądał nasz pierwszy sezon po awansie do Ekstrakasy, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dlatego cieszę się, że GieKSa się odkręciła, tym bardziej, że ważną postacią u was jest Mateusz Kowalczyk, czyli wychowanek Szkoły Gortata, były uczeń – gość, któremu oczywiście kibicuję.

Wisła Kraków udowodniła, że w Pucharze niemożliwe nie istnieje. To co, może i ŁKS tą drogą trafi do Europy?
Mógłbym odpowiedzieć, że po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich meczach ligowych, to pozostało nam skupić się na Pucharze Polski, ale mówiąc serio trzymam kciuki, żeby ŁKS jeszcze coś pokazał w lidze. Na pewno to, czego bym nie chciał, to żebyśmy ten mecz odpuścili, a trochę się tego boję, chyba jak każdy kibic. Jak ostatecznie się to zakończy? Nie wiem, bo trener Grabowski jest w pierwszej kolejności rozliczany z wyczynów w lidze i to dla nas kluczowa sprawa. Ja liczę przede wszystkim na to, że ktokolwiek wyjdzie na murawę, to po prostu pokaże, że ambitnie walczy o miejsce w składzie, a Puchar traktuje tak samo poważnie jak ligę. Sam jestem ciekaw, jak ŁKS do tego podejdzie i chciałbym, aby to podejście było poważne, bo Puchar Polski nie zasługuje na to, jak czasem traktują go kluby.

W pierwszej rundzie dopiero po dogrywce pokonaliście Chrobrego Głogów, a jedną z bramek zdobył Serhij Krykun. Odpracował już bramkę, którą strzelił wam w finale baraży jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna?
Chyba tak. Wiadomo, że tamta historia zatrzymała nas w rozwoju na długie lata. Bez tamtej porażki barażowej ŁKS zupełnie inaczej wyglądałby zarówno dzisiaj, jak i wtedy, po awansie do Ekstraklasy. Jeśli prześledzić nasze losy, to tak naprawdę awansowaliśmy w najbardziej niefortunnych momentach, jakie można sobie wyobrazić, bo za pierwszym razem ten awans robiliśmy wraz z Rakowem, więc drugi spośród beniaminków był bardzo mocny. W dodatku był to sezon reorganizacji, gdy przy dwóch beniaminkach z ligi spadały trzy zespoły. Natomiast kiedy Stal Mielec robiła awans, to już w zdecydowanie bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy spadał tylko jeden zespół, w dodatku trafiło się bardzo słabe Podbeskidzie. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Dlatego tym bardziej żal, że kiedy trzeba było awansować po barażu z Górnikiem Łęczna, to tę szansę wypuściliśmy z rąk. Fakt – awansowaliśmy później, ale znowu stało się to w takim zestawieniu, że trudno było nawiązać walkę o utrzymanie, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, jakie wówczas miał ŁKS. Zadra może już nie tkwi w sercu, ale na pewno Serhij musi się mocno starać, żeby nie przypominać mi o tych słabszych momentach, które ŁKS miał, a on odegrał w tym kluczową rolę.

Czy wśród łódzkich kibiców czuć specjalną mobilizację przed naszym meczem?
Niestety, decydujący jest tutaj termin, który jest wybitnie niesprzyjający. Podejrzewam, że tego nie przeskoczymy i frekwencja nie będzie szalona. Z drugiej strony wydaje mi się, że ci, którzy mają przyjść, to i tak się na tym stadionie zjawią. Martwi mnie jedynie, że przy innych wynikach osiąganych w lidze, zupełnie inaczej również wyglądałby ten mecz pucharowy, bo to zniechęcenie jest jednak mocno wyczuwalne, zwłaszcza u mniej zaangażowanych kibiców. Każdy kolejny miesiąc rozczarowań, a tych mamy już za sobą kilka, a nawet kilkanaście, utrudnia nam działania czysto kibicowskie. Najlepszy dowód to moment, gdy mieliśmy mecz pucharowy z Chrobnym Głogów, a chwilę wcześniej wyjazd, kiedy wracaliśmy na szlak po zakazie, to bilety na wyjazd rozchodziły się w szybszym tempie niż na mecz u siebie. To dobitnie podkreśla, jakie nastroje panują wśród kibiców mniej zaangażowanych, a jakie wśród fanatyków. Więc fanatyków spodziewam się ujrzeć tylu co zwykle, zwłaszcza, że sam będę wśród nich razem z synami, żoną i tatą, natomiast sądzę, że mimo wszystko nie będzie to mecz o rekordowej frekwencji.

Jaki scenariusz przewidujesz we wtorkowe popołudnie przy Alei Unii Lubelskiej 2?
Zupełnie szczerze wydaje mi się, że ŁKS nie jest skazany na porażkę w tym meczu dlatego, że kluby Ekstraklasy o podobnych ambicjach i podobnych celach jak GieKSa, czyli spokojne utrzymanie i niewiele więcej, to raczej ten Puchar Polski mają wpisany jako obowiązek do odbębnienia, a nie szansę na świetną przygodę. Dlatego po losowaniu nawet się ucieszyłem, że skoro mieliśmy trafić na kogoś z Ekstraklasy, to nie jest to ekipa, która zaplanowała sobie w budżecie grę w europejskich pucharach w przyszłym roku i wręcz liczy na to, że przez Puchar Polski uda się pójść drogą na skróty. Myślę, że np. Pogoń i Widzew właśnie w Pucharze Polski upatrują największą szansę na to, żeby w tych pucharach zagrać wcześniej. Dlatego ucieszyłem się, że to GKS, gdzie myślę że nikt nie będzie rozdzierał szat, jeśli okaże się, że to w Łodzi się wasza pucharowa przygoda skończy. A moim zdaniem ŁKS ma sporo jakości piłkarskiej, zwłaszcza po dołączeniu Bastiena Tomy, więc sądzę, że jeśli poważnie potraktuje ten mecz i zagra z takim zaangażowaniem jak w Rzeszowie i będzie miał przy tym odrobinę szczęścia, to nie jest skazany na porażkę. Ale czy powiedziałbym, że wierzę głęboko w to, że Łódzki Klub Sportowy jutro postawi kolejny krok na długiej ścieżce do Stadionu Narodowego? Raczej nie.

Ile jest kilometrów z Łodzi do Skierniewic?
To jest mniej więcej w połowie drogi do Warszawy, więc pewnie będzie jakieś 70-80. Mniej więcej podobna droga z Katowic jak do Łodzi. Odwiedziliśmy z Leszkiem Milewskim Skierniewice, gdy robiliśmy reportaż o ich szalonych pucharowych przygodach. Być może nie będzie to dla was wielkie pocieszenie, ale stoicie w dosyć długim rzędzie drużyn, które były murowanym faworytem, a ostatecznie w Skierniewicach poniosły klęskę. Widziałem gablotę Unii, gdzie obok wszystkich trofeów z niższych lig jest też bardzo dużo gadżetów – koszulek i proporczyków z licznych meczów Pucharu Polski. Więc nie macie powodów do odczuwania zbyt dużego wstydu, bo Unia niejednego zaskoczyła w tych rozgrywkach.

Kto i ile jutro wygra?
Nie lubię tego pytania, bo zawsze muszę się mocno gryźć w język, żeby nie wyjść na totalnego czarnowidza. Uwzględniając to, jak Puchar Polski jest traktowany przez ekipy o pozycji zbliżonej do GKS-u, liczę na walkę, która zakończy się jednobramkowym zwycięstwem jednej z drużyn. A której? Mam nadzieję, że los będzie sprzyjał gospodarzom. Ale czy załamię się totalnie, jeśli okaże się, że to GKS Katowice będzie o krok bliżej Narodowego? No, niestety – aby mnie złamać, trzeba zdecydowanie więcej porażek Łódzkiego Klubu Sportowego.

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga