Dołącz do nas

Piłka nożna

II-ligowy raport transferowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Sezon 2019/20 w II lidze zbliża się coraz to większymi krokami, pozostał raptem miesiąc do pierwszych meczów o punkty, więc i karuzela transferowa rozkręciła się na dobre i sporo klubów zdążyło już dokonać paru solidnych wzmocnień. Przyjrzyjmy się więc, jak prezentują się ruchy kadrowe w zespołach naszych ligowych rywali. Poniższy raport przedstawia wszystkie potwierdzone transfery na dzień 29 czerwca.

Bytovia Bytów

Zespół po spadku w dużej przebudowie, na ten moment odeszło już 8 zawodników, z których większość stanowiła trzon zespołu z Pomorza w ubiegłym sezonie. Z Bytowem pożegnali się: Maksymilian Hebel (29 meczów 3 bramki w ubiegłym sezonie) wrócił po wypożyczeniu do Arki Gdynia, obrońca Maciej Dampc (29 meczów 0 bramek) do ŁKS-u Łódź, pomocnik Sebastian Kamiński (7 meczów 0 goli) do Olimpii Grudziądz, bramkarz Andrzej Witan (34 mecze 1 bramka), pomocnik Bartosz Wolski (21 meczów 2 bramki), Mateusz Kuzimski (3 mecze, 8 goli) wszyscy do Chojniczanki Chojnice, a także napastnik Gracjan Jaroch (34 mecze, 2 bramki) i pomocnik Jakub Kuzdra (26 meczów, 1 bramka) obaj do Warty Poznań. Natomiast jeszcze przed zakończeniem ubiegłego sezonu karierę zakończył obrońca Łukasz Wróbel (232 mecze 8 bramek w barwach Bytovi), który pełni teraz rolę dyrektora sportowego. Lista więc naprawdę długa i jest wielce prawdopodobnie, że poszerzy się jeszcze o kilka nazwisk w najbliższych dniach.

Bytovia wzmocniła się jak na razie tylko dwoma zawodnikami. Są to Adrian Kwiatkowski (33 mecze, 6 bramek) z Błękitnych Stargard Szczeciński i 19-letni Bułgar Denislav Stanchev, który ubiegły sezon spędził w zespole z rodzimej ekstraklasy Vereya Stara Zagora. Co ciekawe udało mu się nawet zdobyć gola w przegranym 3:4 meczu z Levskim Sofia.

Garbarnia Kraków

Krakowianie wzmocnień szukają głównie w niższych ligach, skąd zakontraktowali jak dotychczas kilku całkiem ciekawych młodych zawodników. Do zespołu dołączyli między innymi dwaj piłkarze Soły Oświęcim, 23-letni napastnik Adrian Wójcik (29 meczów, 14 bramek) i pomocnik Kamil Kuczak (21 meczów, 2 bramki), a także bramkostrzelny pomocnik Krzysztof Szewczyk (32 mecze, 14 bramek) z Wiślan Jaśkowice, pomocnik Rafał Surmiak (32 mecze, 1 bramka) z Sokoła Sieniawa oraz pomocnik Grzegorz Marszalik (30 meczów, 4 bramki) z Hutnika Kraków. Warto także nadmienić, że stanowisko trenera Garbarni objął Łukasz Surma, który zastąpił Bogusława Pietrzaka, z którym nie został przedłużony kontrakt po zakończeniu ubiegłego sezonu.

Z klubu odeszli natomiast: obrońca Arkadiusz Garzeł (27 meczów 0 bramek), pomocnik Paweł Pyciak (15 meczów 0 bramek), napastnik Tomasz Ogar (28 meczów, 4 bramki) wszyscy do sąsiedniego Hutnika, ukraiński pomocnik Serhij Krykun (18 meczów, 2 bramki) do Resovii Rzeszów, obrońca Krzysztof Kalemba (20 meczów, 3 bramki) i pomocnik Wojciech Wojcieszyński (4 mecze 0 bramek), z którym nie został przedłużony kontrakt.

Błękitni Stargard

Do zespołu, który zakończył II ligowe zmagania w sezonie 18/19 na 12 miejscu nie dołączył jeszcze żaden nowy zawodnik. Klub natomiast doznał poważnych osłabień, zwłaszcza jeżeli chodzi o formację ofensywną, z której ubył najlepszy strzelec Błękitnych Przemysław Brzeziański (29 meczów, 9 bramek), napastnik Adrian Kwiatkowski (33 mecze 6 bramek) do Bytovi oraz pomocnik Mateusz Kwiatkowski (27 meczów 5 bramek). Ponadto odeszli obrońca Patryk Baranowski (27 meczów, 2 bramki) i bramkarz Patryk Brzozowski (3 mecze). Jeśli Błękitni nie uzupełnią swojej kadry kilkoma wartościowymi zawodnikami, mogą mieć bardzo poważne problemy z utrzymaniem.

Elana Toruń

Okienko transferowe w zespole z Torunia jest dość interesujące. Elana na ten moment zakontraktowała pomocnika Bartosza Machaja (26 meczów, 2 bramki) z Chrobrego Głogów, obrońcę Michała Bierzało (16 meczów, 0 bramek) z Siarki Tarnobrzeg, napastnika Krzysztofa Kołodzieja (30 meczów, 11 bramek w III lidze + 3 mecze, 0 bramek w Ekstraklasie) z Lecha Poznań oraz Jakuba Knuta (25 meczów) – młodego bramkarza z III ligowego KP Starogard Gdański.

Lista ubytków jest jednak zdecydowanie dłuższa, bo z klubem pożegnało się aż 8 zawodników. Jednym z nich jest były piłkarz GieKSy Krzysztof Wołkowicz (30 meczów 6 bramek), który odszedł do beniaminka Fortuna I ligi GKS-u Bełchatów. W ślady Wołka poszedł również obrońca Michał Kołodziejski (31 meczów, 4 bramki), który także zamienił Toruń na Bełchatów. Ponadto odeszli: Maciej Stefanowicz (31 meczów, 6 bramek) do GiekSy, napastnik Daniel Ciechański (7 meczów 0 bramek) do KTS-u Weszło Warszawa, a także pomocnicy Artur Lenartowski (31 meczów, 4 bramki), Mateusz Stąporski (10 meczów, 0 bramek), oraz 21-letni defensor Maciej Felsch (16 meczów, 0 bramek), z którymi klub postanowił nie przedłużać kontraktów. Ostatnim ubytkiem jest bramkarz Mateusz Mrozek, który po zakończeniu wypożyczenia wrócił do Lecha Poznań, a następnie jak wiemy, na tej samej zasadzie trafił do GieKSy.

Górnik Łęczna

Po nieudanym ostatnim sezonie klub z Lubelszczyzny opuściła już siódemka piłkarzy. Włodarze Górnika rozstali się m.in. ze znanym z występów w Ekstraklasie, Mateuszem Cetnarskim (6 meczów, 0 bramek). Zawodnik ten borykał się z kontuzją przez dużą część sezonu i postanowiono rozwiązać jego umowę za porozumieniem stron. Na zatrudnienie Cetnarskiego zdecydował się pierwszoligowy Stomil. Poza byłym piłkarzem Cracovii z zespołem Kamila Kieresia pożegnali się: dwaj obcokrajowcy Oleg Borodaj (11 meczów 0 bramek) i Mohamed Essam (15 meczów, 1 bramka), obrońca Robert Pisarczuk (22 meczów, 2 gole), a także pomocnicy Kacper Jodłowski (8 meczów, 0 bramek), Adrian Łuszkiewicz (25 meczów, 1 bramka) oraz Filip Szewczyk (13 meczów, 1 bramka), który został zawodnikiem Gryfa Wejherowo.

Dołączyli natomiast dwaj młodzi obrońcy: Kamil Pajnowski (11 meczów, 3 bramki) z Motoru Lublin i Jakub Zagórski (4 mecze, 0 bramek) z Puszczy Niepołomice, a także pomocnik Marcin Stromecki (10 meczów, 1 bramka) występujący ostatnio w Zniczu Pruszków oraz obrońca Paweł Baranowski (30 meczów, 0 bramek) z Odry Opole.

Górnik Polkowice

Jak dotąd beniaminek II ligi z województwa dolnośląskiego nie dokonał żadnych transferów z, jak i do klubu. Zespół po awansie w dalszym ciągu będzie prowadzony przez albańskiego trenera Enkeleida Dobiego, którego wielu kibiców z pewnością kojarzy z występów w Ekstraklasie w latach 2000-2003, kiedy to w barwach Zagłębia Lubin i Górnika Zabrze rozegrał 59 spotkań i zdobył 6 goli.

Gryf Wejherowo

Jeżeli chodzi o transfery do zespołu Zbigniewa Szymkowicza, to oprócz wspomnianego wyżej Filipa Szewczyka z Górnika Łęczna do Gryfa trafili również trzej defensorzy występujący do tej pory w III lidze: Igor Biedrzycki (26 meczów, 4 gole) z Huragana Morąg, Tomasz Wojcinowicz (10 meczów, 1 bramka) i Maciej Prusinowski (30 meczów, 3 bramki) obaj z Ursusa Warszawa, a także na zasadzie wypożycznia 20-letni obrońca ŁKS-u Łódź – Oskar Koprowski.

Klub opuściło niestety wielu zawodników stanowiących trzon drużyny w ubiegłym sezonie. Można wręcz odnieść wrażenie, że małego rozbioru Gryfa dokonał były trener tego klubu pracujący obecnie w Sokole Ostróda, czyli Jarosław Kotas. Znany ze swoich barwnych wywiadów szkoleniowiec sprowadził do siebie obrońcę Pawła Brzuzego (33 mecze, 0 bramek), pomocnika Piotra Kołca (29 meczów, 5 bramek) oraz napastnika Krzysztofa Wickiego (27 meczów 9 bramek). Największą stratą jest jednak transfer 22-letniego środkowego pomocnika Macieja Koziary do Miedzi Legnica, który był zdecydowanie najjaśniejszą postacią w zespole z Pomorza, notując 11 bramek i 7 asyst. Klub opuścili także młodzieżowiec Paweł Ewertowski (18 meczów 0 bramek), który przenosi się do Olimpii Grudziądz oraz doświadczony Robert Chwastek (33 mecze,1 bramka).

Lech II Poznań

Ciężko komentować tu jakiekolwiek ruchy transferowe, bo jak wiadomo skład dwójki Lecha będzie oparty na zawodnikach z drużyn młodzieżowych oraz tych, którzy w dany weekend nie załapią się do kadry na mecz w Ekstraklasie.

Legionovia Legionowo

W zespole, który jako ostatni wywalczył sobie promocję do II ligi, doszło jak na razie tylko do jednej zmiany kadrowej. Z klubu odszedł do Górnika Zabrze najlepszy strzelec zespołu Piotr Krawczyk (34 mecze, 26 bramek). Warto również dodać, że Legionovia dopiero kilka dni temu otrzymała licencję upoważniającą do występów w II Lidze w sezonie 2019/20.

Olimpia Elbląg

Klub z Elbląga zasilił swój skład jak dotąd jedynie napastnikiem występującym ostatnio w ROW-ie Rybnik Przemysławem Brychlikiem (33 mecze, 5 bramek), natomiast z zespołem pożegnało się już trzech piłkarzy: napastnik Michał Fidziukiewicz (27 meczów, 5 bramek) do Stali Stalowa Wola, pomocnik Bartosz Nowicki (30 meczów, 0 bramek) powrót z wypożyczenia (Arka Gdynia) oraz obrońca Wojciech Jurek (14 meczów, 0 bramek).

Pogoń Siedlce

Rewelacja rundy wiosennej poprzedniego sezonu zakontraktowała dopiero tylko jednego zawodnika. Mowa o młodziutkim pomocniku Jakubie Romanowiczu (18 lat), który trafi do Siedlec na zasadzie wypożyczenia. Z klubu odeszli za to dwaj pomocnicy: Mateusz Bochnak (30 meczów, 3 bramki) i Sebastian Pociecha (12 meczów, 0 bramek), którzy wrócili z wypożyczeń do swoich macierzystych klubów (Bochnak do Pogoni Szczecin, a Pociecha do Piasta Gliwice). Ponadto klub nie zdecydował się na przedłużenie wygasających umów z Tomaszem Zającem (9 meczów, 0 bramek), Dariuszem Brągielem (23 mecze, 0 bramek) i Kacprem Szymankiewiczem (11 meczów, 0 bramek).

Resovia

Bardzo aktywnym graczem na rynku transferowym jest zespół prowadzony przez trenera Szymona Grabowskiego. Klub z podkarpacia zdążył już podpisać umowy z pięcioma nowymi piłkarzami. Uwagę zwraca zwłaszcza transfer Adriana Dziubińskiego (27 meczów, 8 bramek), najlepszego strzelca Stali Stalowa Wola z poprzedniego sezonu, który powinien być sporym wzmocnieniem formacji ofensywnej Resovii. Poza Dziubińskim do ekipy z Rzeszowa dołączyli: Serhij Krykun z Garbarni, pomocnik Krzysztof Gancarczyk (20 meczów, 3 bramki), a także dwójka zawodników Siarki Tarnobrzeg – Dawid Kubowicz (28 meczów, 2 bramki) i Grzegorz Płatek (33 mecze, 2 bramki).

Z klubem pożegnali się za to 20-letni napastnik Kamil Antonik (27 meczów, 5 bramek), który spróbuje swoich sił w Ekstraklasie w barwach Arki Gdynia, a także obrońca Sebastian Zalepa (27 meczów, 3 gole) do Wigier Suwałki. Poza tymi dwoma zawodnikami Resovia nie przedłuzyła kontraktów z Mirosławem Kmiotkiem (6 meczów, 0 bramek) i Michałem Ogrodnikiem (20 meczów, 1 bramka), a z wypożyczeń do macierzystych klubów wrócili Bartłomiej Benek i Przemysław Pyrdek.

Skra Częstochowa

W Częstochowie na chwilę obecną trwają spore porządki kadrowe. Klub nie przedłużył kontraktów z obrońcą Karolem Tomczykiem (11 meczów, 0 bramek) i trzema pomocnikami: Sławomirem Ogłazą (5 meczów, 0 bramek), Łukaszem Kowalczykiem (8 meczów, 0 bramek), Sebastianem Siwkiem (22 mecze, 2 bramki). Ten ostatni jest bardzo blisko angażu w III ligowym Ruchu Chorzów. Natomiast po zakończonych wypożyczeniach do swoich klubów wrócili bramkarz Łukasz Krzczuk (13 meczów), pomocnik Michał Kieca (33 mecze, 4 bramki), Konrad Poprawa (11 meczów, 0 bramek) i Paweł Kaczmarczyk (2 mecze, 0 bramek). Do tej listy prawdopodobnie dołączy także najskuteczniejszy zawodnik Skry w ostatnim sezonie, czyli Damian Nowak (33 mecze, 9 bramek), który aktualnie przebywa na testach w beniaminku I ligi Radomiaku Radom.

Częstochowianie nie zakontraktowali oficjalnie jeszcze nikogo, ale na testach pojawiło się już kilku zawodników m.in napastnik Damian Niedojad (27 meczów, 3 bramki) z Rozwoju Katowice.

Stal Rzeszów

Beniaminek z Rzeszowa po emocjonującej końcówce sezonu, kiedy to w ostatniej kolejce zwycięstwem u siebie z Podhalem Nowy Targ zapewnił sobie awans do II ligi, rozpoczął okienko transferowe od dwóch wzmocnień. Do Stali trafił najlepszy strzelec Podhala – Artur Pląskowski (33 mecze, 18 bramek), a także obrońca Radosław Sylwestrzak (17 meczów, 3 bramki) z Widzewa Łódź. Pozytywną informacją dla kibiców klubu z podkarpacia z pewnością jest przedłużenie kontraktu o kolejny rok z najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu Tomaszem Płonką, który w poprzednich rozgrywkach zanotował, aż 20 trafień i 8 asyst.

Z klubem rozstał się jak do tej pory jedynie młody obrońca Szymon Kobusiński (11 meczów, 2 bramki).

Stal Stalowa Wola

Zespół Stali dokonał jak na razie trzech transferów, po jednym do każdej formacji nie wliczając bramki. Obronę wzmocnił zawodnik Olimpii Grudziądz – Piotr Witasik (23 mecze, 2 bramki), do grona pomocników dołączył Michał Płonka (27 meczów, 3 gole) z Rozwoju Katowice, a nowym napastnikiem będzie Michał Fidziukiewicz z Olimpii Elbląg.

Z klubem kontrakt do 30 czerwca 2021 roku przedłużył m.in. wychowanek GieKSy – Bartek Sobotka.
Barw Stalówki oprócz Grzegorza Janiszewskiego, którego będziemy mieli okazję oglądać przy Bukowej w nowym sezonie, nie będą już reprezentować: napastnicy Adrian Dziubiński i Sebastian Łętocha (28 meczów, 5 bramek), a także utalentowany 22- letni pomocnik Michał Trąbka (34 mecze, 4 bramki), który spróbuje swoich sił w beniaminku Ekstraklasy ŁKS-ie Łódź.

Widzew Łódź

Najgorętsze lato z pewnością obserwować możemy w największym przegranym ubiegłego sezonu, czyli Widzewie Łódź, gdzie doszło już nawet do jednej wręcz absurdalnej decyzji. Mowa oczywiście o zwolnieniu trenera Zbigniewa Smółki, który zdążył przepracować w klubie z Łodzi zaledwie miesiąc! Decyzja ta jest następstwem zmiany w gabinecie prezesa Widzewa, gdzie Jakuba Kaczorowskiego — człowieka odpowiedzialnego za zatrudnienie Smółki wespół z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim, zastąpiła Martyna Pajączek, która od początku swojej kadencji zapowiedziała natychmiastowe zmiany w pionie sportowym Widzewa. Ofiarą całego zamieszania padł więc niestety niczemu winny były trener Arki Gdynia. Wróbelki ćwierkają, że w poniedziałek nowym trenerem Widzewa ogłoszony będzie aktualny trener Termaliki-Marcin Kaczmarek, którego kontrakt wygasa już w niedzielę.

Pomijając całe zamieszanie w strukturach klubu, do Widzewa trafiło na ten moment czterech piłkarzy: napastnik Przemysław Kita (29 meczów, 11 bramek) z Olimpii Grudziądz, pomocnik Marcel Gąsior (24 mecze, 0 bramek) ze Stali Mielec, napastnik Christopher Mandiangu (12 Meczów, 5 bramek) z bułgarskiego Septemwri Sofia oraz nasz stary znajomy Łukasz Zejdler (24 mecze, 1 bramka).

Z klubem rozstali się natomiast: bramkarz Michał Humerski, pomocnik Dario Kristo (25 meczów, 5 bramek) do GKS-u Tychy, pomocnik Mateusz Michalski (32 mecze, 10 bramek) do Radomiaka Radom, pomocnik Simonas Paulius (9 meczów, 0 bramek), obrońca Radosław Sylwestrzak do Stali Rzeszów, napastnik Daniel Świderski (19 meczów, 3 bramki), obrońca Tomasz Wełna (15 meczów, 0 bramek) i pomocnik Marek Zuziak (17 meczów, 2 bramki).

Znicz Pruszków

Zespół, z którym przyjdzie nam się zmierzyć na inaugurację w II lidze, pozyskał na chwilę obecną trzech nowych zawodników. Jednym z nich jest obrońca Martin Baran znany kibicom z występów w Ekstraklasie w barwach Jagielloni Białystok, który ostatni sezon spędził w III-ligowym Podhalu Nowy Targ, gdzie w 16 meczach udało mu się zdobyć jednego gola. Poza Baranem klub z Pruszkowa zatrudnił także innego piłkarza Podhala – Petera Drobňáka (28 meczów, 1 bramka) oraz pomocnika Karola Noiszewskiego (6 meczów, 0 bramek) z Rakowa Częstochowa.

Szeregi klubu opuścili natomiast: pomocnik Marcin Stromecki (10 meczów, 1 bramka) do Górnika Łęczna, pomocnik Kacper Smoleń (12 meczów, 1 bramka) powrót po wypożyczeniu do Sandecji Nowy Sącz, pomocnik Adrian Małachowski (29 meczów, 2 bramki) do GKS-u Bełchatów, napastnik Tomasz Chałas (4 mecze, 0 bramek), pomocnik Marcin Smoliński (17 meczów, 2 bramki), obrońca Bartłomiej Gajda, obrońca Przemysław Kocot (4 mecze, 0 bramek) i pomocnik Mateusz Długołęcki (22 mecze, 3 bramki).

* w nawiasach podane statystyki z sezonu 2018/19


3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    StoczeK

    1 lipca 2019 at 14:06

    A to nie jest tak że na tym poziomie rozgrywkowym rezerwy Lecha muszą mieć zatwierdzona kadrę przed sezonem? To chyba nie jest już tak że mogą zabrać pół składu z pierwszej drużyny?

  2. Avatar photo

    pablo eskobar

    1 lipca 2019 at 15:19

    Jesli gracz rozegra iles tam meczy w pierwszym skladzie to niemoze juz grac w rezerwach poczytaj sobie regulamin bo dokladnie tam wszystko pisze na poczatku rozgrywek to moga nawet dac caly pierwszy sklad do rezerw jak beda chcieli

  3. Avatar photo

    Arcadiomorales

    1 lipca 2019 at 16:29

    Wygląda to tak: Zawodnik traci prawo do gry w drużynach niższych klas po rozegraniu 2/3 oficjalnych spotkań mistrzowskich w danym sezonie w drużynie wyższej klasy (przepis ten nie dotyczy zawodników uczestniczących w rozgrywkach młodzieżowych)

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga